wtorek, 11 listopada 2014

39 ~ Leah.

- Co ty tu robisz? - Nie potrafiłam opanować zdziwienia, na widok mojego młodszego brata. Chris gdy tylko otworzyły się drzwi przybiegł do mnie i uwiesił mi się na szyi. Luke stał w wejściu do pokoju, opierając się o framugę i lekko uśmiechając.
- Przyszedłem dziś do Ciebie, bo Luke powiedział, że nie muszę iść do szkoły! - Odpowiedział chłopiec nadal tuląc się do mnie. Jak to "nie musi iść do szkoły"? A co jeśli rodzice się dowiedzą? Widząc radość w oczach chłopca jednak przygryzłam język.
- Ech.. Myślę, że możemy zostać u Luka, na dworze robi się chłodno, a nie chcę byś się przeziębił.
- Może zrobimy naleśniki, co młody? - Dopowiedział chłopak, a blondynek od razu do niego podbiegł. - Okej, to idziemy na dół...
Chris zbiegł szybko po schodach, bawiąc się figurką samochodu, którą zawsze trzymał w kieszeni.. Z oddali słychać było tylko "brrruuum.. bruuum" i śmiech chłopca.
- Dlaczego zabrałeś go ze szkoły? Oszalałeś? Chcesz żeby rodzina omijała mnie szerokim łukiem, a Ty miał same problemy? Nie dosyć, że mamy kłopot z tym - wskazałam na wielką książkę leżąca na łóżku - to jeszcze ty przysparzasz kolejnych...
- Słucham? Co Cię ugryzło? - Luke zmarszczył brwi i przestał się uśmiechać, splótł ramiona, jakby w formie obrony.
- Nic mnie nie ugryzło. - Wyminęłam go w drzwiach i zbiegłam po schodach. Christopher siedział na krześle w kuchni i jeździł samochodzikiem w tę i z powrotem po blacie stołu. - Pomożesz mi? - Zapytałam chłopca i otworzyłam lodówkę. Wyjęłam jajka, a on zaczął szukać mąki po szafkach. Gdy już wszystkie produkty zostały odnalezione, zabrałam się za szukanie miksera, którego nigdzie, dosłownie nigdzie nie mogłam znaleźć... Zajrzałam do wiszącej tuż pod sufitem szafki.
- Hej! Patrz, tam na górze! - Krzyknął chłopiec wskazując na górną półkę, na której stało pudełko z ilustracją miksera.. Stanęłam na palcach i wyciągnęłam rękę najbardziej jak się tylko dało, ale niestety byłam zbyt niska. Zza mnie wysunął się Luke, z łatwością sięgając po urządzenie. Położył pudełko na stole, jednak nawet na mnie nie spojrzał. Zabrałam się za mieszanie mąki, mleka i odrobiny wody... Wszystko zmiksowałam, a ciasto zaczęłam lać na patelnie. W tym czasie Luke wyszedł z domu, nie mówiąc słowa. Gdy jedzenie było już prawie gotowe, wrócił z paroma siatkami, które zaczął wypakowywać. Truskawki, maliny, borówki, wszystko na co sezon dawno już minął. Te były szklarniowe i z pewnością bardzo drogie. Zaczął szybko opłukiwać owoce, kroić je i wraz z nutellą nakładać na naleśniki.    
Sama wyszłam z pomieszczenia, nie chciałam w niczym przeszkadzać. Zajrzałam do plecaka Chrisa, by sprawdzić o której kończy lekcje. 13;30. A więc mamy jeszcze trochę czasu. Wróciłam do kuchni i usiadłam na swoim miejscu, w momencie gdy Luke kładł mój talerz. Na naleśniku były owoce poukładane w kształt serca, polane płynną nutellą. Spojrzałam na chłopaka, jego wzrok był przepraszający, ale milczał. Usiadł i jedliśmy w ciszy.  
Reszta przedpołudnia minęła leniwie, przed telewizorem, oglądając bajki z młodszym bratem. Około godziny trzynastej wyszłam z Chrisem i zaprowadziłam go do domu... Nie spieszyło mi sie, by wrócić do Luka, jakoś... Nadal byłam zła, że przyprowadził mojego brata. Wystarczy chwila, a Chris może wszystko wypaplać...
Myślałam nad tym, że ostatnie dni należały do wyjątkowo trudnych, wiecznie płakałam, wiecznie było mi smutno, miałam o coś żal. Robiłam z siebie niezłą ofiarę, a wiem, że jestem w stanie dać sobie radę. I postanowiłam, że od tego momentu wezmę się w garść. Po dwu-godzinnym spacerze zdecydowałam, że czas wrócić do mojego nowego domu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz