wtorek, 11 listopada 2014

39 ~ Leah.

- Co ty tu robisz? - Nie potrafiłam opanować zdziwienia, na widok mojego młodszego brata. Chris gdy tylko otworzyły się drzwi przybiegł do mnie i uwiesił mi się na szyi. Luke stał w wejściu do pokoju, opierając się o framugę i lekko uśmiechając.
- Przyszedłem dziś do Ciebie, bo Luke powiedział, że nie muszę iść do szkoły! - Odpowiedział chłopiec nadal tuląc się do mnie. Jak to "nie musi iść do szkoły"? A co jeśli rodzice się dowiedzą? Widząc radość w oczach chłopca jednak przygryzłam język.
- Ech.. Myślę, że możemy zostać u Luka, na dworze robi się chłodno, a nie chcę byś się przeziębił.
- Może zrobimy naleśniki, co młody? - Dopowiedział chłopak, a blondynek od razu do niego podbiegł. - Okej, to idziemy na dół...
Chris zbiegł szybko po schodach, bawiąc się figurką samochodu, którą zawsze trzymał w kieszeni.. Z oddali słychać było tylko "brrruuum.. bruuum" i śmiech chłopca.
- Dlaczego zabrałeś go ze szkoły? Oszalałeś? Chcesz żeby rodzina omijała mnie szerokim łukiem, a Ty miał same problemy? Nie dosyć, że mamy kłopot z tym - wskazałam na wielką książkę leżąca na łóżku - to jeszcze ty przysparzasz kolejnych...
- Słucham? Co Cię ugryzło? - Luke zmarszczył brwi i przestał się uśmiechać, splótł ramiona, jakby w formie obrony.
- Nic mnie nie ugryzło. - Wyminęłam go w drzwiach i zbiegłam po schodach. Christopher siedział na krześle w kuchni i jeździł samochodzikiem w tę i z powrotem po blacie stołu. - Pomożesz mi? - Zapytałam chłopca i otworzyłam lodówkę. Wyjęłam jajka, a on zaczął szukać mąki po szafkach. Gdy już wszystkie produkty zostały odnalezione, zabrałam się za szukanie miksera, którego nigdzie, dosłownie nigdzie nie mogłam znaleźć... Zajrzałam do wiszącej tuż pod sufitem szafki.
- Hej! Patrz, tam na górze! - Krzyknął chłopiec wskazując na górną półkę, na której stało pudełko z ilustracją miksera.. Stanęłam na palcach i wyciągnęłam rękę najbardziej jak się tylko dało, ale niestety byłam zbyt niska. Zza mnie wysunął się Luke, z łatwością sięgając po urządzenie. Położył pudełko na stole, jednak nawet na mnie nie spojrzał. Zabrałam się za mieszanie mąki, mleka i odrobiny wody... Wszystko zmiksowałam, a ciasto zaczęłam lać na patelnie. W tym czasie Luke wyszedł z domu, nie mówiąc słowa. Gdy jedzenie było już prawie gotowe, wrócił z paroma siatkami, które zaczął wypakowywać. Truskawki, maliny, borówki, wszystko na co sezon dawno już minął. Te były szklarniowe i z pewnością bardzo drogie. Zaczął szybko opłukiwać owoce, kroić je i wraz z nutellą nakładać na naleśniki.    
Sama wyszłam z pomieszczenia, nie chciałam w niczym przeszkadzać. Zajrzałam do plecaka Chrisa, by sprawdzić o której kończy lekcje. 13;30. A więc mamy jeszcze trochę czasu. Wróciłam do kuchni i usiadłam na swoim miejscu, w momencie gdy Luke kładł mój talerz. Na naleśniku były owoce poukładane w kształt serca, polane płynną nutellą. Spojrzałam na chłopaka, jego wzrok był przepraszający, ale milczał. Usiadł i jedliśmy w ciszy.  
Reszta przedpołudnia minęła leniwie, przed telewizorem, oglądając bajki z młodszym bratem. Około godziny trzynastej wyszłam z Chrisem i zaprowadziłam go do domu... Nie spieszyło mi sie, by wrócić do Luka, jakoś... Nadal byłam zła, że przyprowadził mojego brata. Wystarczy chwila, a Chris może wszystko wypaplać...
Myślałam nad tym, że ostatnie dni należały do wyjątkowo trudnych, wiecznie płakałam, wiecznie było mi smutno, miałam o coś żal. Robiłam z siebie niezłą ofiarę, a wiem, że jestem w stanie dać sobie radę. I postanowiłam, że od tego momentu wezmę się w garść. Po dwu-godzinnym spacerze zdecydowałam, że czas wrócić do mojego nowego domu. 

poniedziałek, 10 listopada 2014

38 ~ Luke.

Dni od urodzin Leah zleciały tak szybko, nadal nie zdążyłem się do całej sytuacji dobrze przyzwyczaić. Blondynka leżała obok mnie, wtulona w poduszkę. Ja nie spałem już od godziny, postanowiłem więc wyjść z łóżka i się przejść, żeby na spokojnie o wszystkim pomyśleć.
Ubrałem bluzę i trampki, nie wydawało się być aż tak zimno. Wyszedłem z domu. Mijało mnie tyle ludzi którzy ścigali się z czasem - wiecznie zarobieni, zapracowani, którzy zapomnieli czy już dawno czym jest odpoczynek. Zastanawiałem się jak wyglądają ich rodziny, czy potrafią z tym żyć. Od kiedy mieszkam z Sarą nauczyłem się, że są rzeczy ważne i ważniejsze - ja byłem gdzieś tam pomiędzy Pracą a wizytą u kosmetyczki. Nienawidziłem jej całym sercem, myśląc o niej czułem się dziesięć razy bardziej zmęczony. Usiadłem na ławce na której często przesiadywałem od lat, ostatnie tygodnie towarzyszyła mi również Leah. Pamiętam jak kiedyś biegałem tutaj z jej bratem, z którym się wygłupialiśmy. Zazdrościłem jej tego. Zazdrościłem jej rodziny, brata. Może gdybym miał brata byłoby lepiej, może nie musiałbym mieszkać z tą babą. Chris. Myślałem teraz o jasnowłosym blondynku, który za kilka minut powinien być w drodze do szkoły. Wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów, w drugiej zaś starałem się wyczuć ręką zapalniczkę. Myślałem o nim nadal. Nie pamiętałem do której klasy chodzi, Leah tylko wspominała, że uczy się w szkole podstawowej numer pięć, przy Mielnickiego. Do głowy wpadł mi głupi pomysł.

Po 10 minutach byłem już pod szkołą, widziałem schodzące się do niej dzieci. Rodzice niektórych z nich przyglądali mi się dość uważnie, jakby patrząc na mnie widzieli na moim czole nabazgrolony napis "Jestem pedofilem" albo coś w ten deseń. Wyciągnąłem ręce z kieszeni i zdjąłem kaptur z głowy, chcąc przypodobać się im trochę bardziej, wkurzały mnie te spojrzenia. Minęło jakieś 15 minut, w szkole rozbrzmiał się dzwonek, ja siedziałem na murku i zawiodłem się na sobie, bo mój plan nie wypalił. Podniosłem się w końcu i ruszyłem na chodnik po drugiej stronie ulicy, gdy mój wzrok przykuł biegnący mały chłopiec, obładowany ciężkim plecakiem, w ręce trzymał worek na buty. Pędził spóźniony w stronę szkoły, policzki zaróżowiły mu się z wysiłku.
- Chris? Chris! - Krzyknąłem zatrzymując się na środku ulicy, znów zawracając. Kierowca jadący samochodem musiał się tego nie spodziewać, bo zahamował z piskiem opon i nieźle walnął w klakson. Otworzył okno w drzwiach i wychylił się klnąc do mnie na co tylko się da.
- Pan się uspokoi, ważna sprawa! - Krzyknąłem, uśmiechając się trochę złośliwie do czerwonego ze złości mężczyzny, po czym szybko zacząłem pędzić w stronę szkoły.
- Chris! - Krzyknąłem jeszcze raz, a chłopiec wreszcie zareagował.
- Luke?! - Zdziwił się mały, a jego oczu zabłysnęły. - Muszę biec! - Krzyknął wskazując palcem na szkołę.
- Nie dziś. - Odpowiedziałem będąc już obok małego. - Dziś masz wolne, siostra zabiera Cię na spacer.
- Leah? - Zapytał zdziwiony, po czym rzucił mi się w ramiona. - Ale super!
- Ale pod jednym warunkiem młody. - Kucnąłem, patrząc małemu prosto w oczy. - Nie powiesz nic mamie ani tacie, okej?
- Czemu? - Zapytał kładąc małe rączki na moich policzkach. Patrzył mi prosto w oczy i uśmiechał się. Poczułem się dziwnie, jak jeszcze nigdy, jakby coś we mnie się wzruszyło czy coś. Szybko się podniosłem i założyłem znów kaptur na głowę.
- Bo oni nie umieją się dobrze bawić. - Odparłem i wyciągnąłem rękę w kierunku chłopca. - To idziemy czy chcesz tak stać i gadać?
- No jasne, że idziemy! Stęskniłem się za Leah.
- Domyśliłem się.
Właśnie ruszyliśmy, kiedy zatrzymał nas piskliwy głos jakiejś kobiety.
- Halo! Co pan wyprawia?! - Odwróciłem głowę i zobaczyłem jak w naszym kierunku, prosto ze szkoły wybiegła ciemnowłosa kobieta w długiej spódnicy, chyba miała sporą nadwagę, bo jej chód wyglądał jak bieg pingwina. Bieg zdenerwowanego pingwina.
- Kim pan jest?! - Kobieta znalazła się już obok nas, wyszarpała mi dłoń Chrisa z ręki i oburzona schowała go za sobą.
- Słucham? - Prychnąłem zaskoczony, musiałem zrobić głupią minę, bo kobieta przez chwilę wyglądała na zmieszaną. - Raczej kim pani jest, hę?
Wkurzyłem się. Jakim prawem to babsko się miesza?
- Jestem nauczycielką Chrisa, nie słyszałam nic o tym, aby ktoś inny miał go dziś odebrać ze szkoły. - Uniosła brodę wysoko chcąc pokazać wyższość. - Ba, nawet pierwsza lekcja nie minęła, a jakiś obcy człowiek zabiera chłopca sprzed szkoły!
- Bab.. - Ugryzłem się w język, jednak nauczycielka krzywo się na mnie spojrzała. - Proszę szanowną panią nauczycielkę.. Nie jestem nikim obcym dla chłopca, prawda, Chris?
- Kocham Luka. - Szepnął mały przestraszony sytuacją. Nogi prawie się pode mną ugięły. Patrzyłem na chłopca, który po chwili wyrwał się zaskoczonej kobiecie i schował się za moimi plecami.
- Więc kim pan jest? Rodzice Chrisa wiedzą?
- Oczywiście, że wiedzą. Jestem.. synem siostry matki chłopca. - Rzuciłem na szybko mając nadzieję, że kobieta nie będzie chciała wnikać w kontakty i relacje a rodzinie. W sumie łatwiej byłoby powiedzieć "Jestem jego wujkiem" ale bałem się, że mały odezwie się zaskoczony tym co mówię. Teraz przynajmniej nie mógł tego ogarnąć.
- Ah.. - Kobieta jęknęła nie wiedząc już co powiedzieć.
- Jeśli pani chce, proszę zadzwonić do rodziców, jednak nie wiem czy chce pani wywoływać zamieszanie. - Odparłem i złapałem Chrisa za rękę, odwracając się od kobiety.
- Zresztą, jak pani chce. - Dodałem modląc się w myślach, aby jednak nie chciała dzwonić do nikogo, bo miałbym niezłe kłopoty. - Miłego dnia! - Krzyknąłem już kilka metrów od nauczycielki, która właśnie odwracała się w kierunku budynku szkoły.
- Miłego.
~~~~~~~~~~~~~~~
- Kochanie, masz gościa. - Powiedziałem uśmiechnięty, uchylając drzwi do pokoju, na którego łóżku siedziała blondynka z wielką księgą na kolanach. Spojrzała na mnie zaskoczona, po czym do pokoju wbiegł chłopiec.
- Leah! - Krzyknął mały, pędząc w kierunku siostry.

piątek, 28 marca 2014

37 ~ Luke.

Leah wróciła do domu po zaledwie godzinie, więc nie zdążyłem wszystkiego do końca uprzątnąć. Tak w sumie, to praktycznie nic nie posprzątałem, musiałem pogonić Davida i w miarę logicznie wytłumaczyć mu, że to jakiś gołąb wleciał z ogromną siłą na szybę... Sam nie wierzyłem w to, co opowiadałem, ale nie widziałem innego wyjścia, prawdy poznać przecież nie mógł.
- Przepraszam za okno.. Zapłacę. Obiecuję, pokryje wszystkie koszty. - Zaczęła zapewniać blondynka, ledwie otwierając drzwi do pokoju. - Naprawdę, nie wiedziałam, że aż tak narozrabiam..
- Daj spokój. - Uspokoiłem ją, zamiatając na szufelkę kawałki szkła. - Masz już wszystko? - Zapytałem spoglądając na kolejną wielką torbę na jej ramieniu. Stała taka delikatna, wyglądała, jakby miała się rozpłakać.
-Tak.. - Jęknęła, rzucając torbę na ziemię. Podeszła do mnie, zaczynając zbierać razem ze mną bałagan z ziemi, jednak nie mogłem patrzeć jak posługuje się nadal poharataną ręką, szczególnie, że łapała w dłonie ostre kawałki szkła.
- Ej, zostaw. - Burknąłem nagle, łapiąc ją za rękę. - Rozpakuj się czy coś, ja sprzątnę. Tylko błagam, nie pokalecz się.. - Poprosiłem już bardziej uprzejmie, jednak chyba mój ton głosu był zbyt oschły, gdyż nieco zmieszana szybko wyszła z pokoju bez żadnego słowa. Westchnąłem ciężko, głowa zaczęła mnie boleć jakby miała eksplodować, tak gwałtownie, nie wiem od czego. Chyba byłem po prostu zmęczony... Zbyt zmęczony by myśleć o macosze która niebawem miała wrócić, o kłótni Leah z rodziną, o jej okaleczonych rękach i szkołą, o której ostatnio myślałem coraz częściej. Prawdopodobnie nie zaliczą mi pierwszego semestru, za bardzo się opuściłem w nauce. Zastanawiałem się już czy w ogóle opłaca mi się jeszcze wracać do szkoły, jednak chciałem uniknąć wysyłanych pism do Sary o moich nieobecnościach w szkole. Wtedy pewnie miałbym przez nią jeszcze większy syf głowie. Kolejnym zmartwieniem był fakt, że dotarło do mnie, że teraz muszę troszczyć się o moją ukochaną, która jakby nie patrzeć, teraz mieszkała ze mną. Te zmartwienia dawały jeden plus. Nie myślałem o bólu pleców, o skrzydłach, o moim odmiennym wyglądzie bez bransoletki. O tym koszmarze który odczuwałem, ale nie pozwalałem aby Leah myślała, że tak właśnie to widzę.
Wyszedłem za nią z pokoju i pokierowałem się do łazienki, myśląc, że tam ją znajdę. Niestety. Nagle zacząłem się strasznie stresować i ogarnęło mnie przeczucie, że coś jest nie tak... Zbiegłem po schodach i niemal na nią wpadłem, stojącą przy drzwiach, jakby szykowała się do wyjścia. Jej mina mówiła sama za siebie...
- Gdzie idziesz? - Cofnąłem się o krok i chwyciłem mocno poręczy schodów, bojąc się że przez ból głowy stracę równowagę.
- Nie chcę być dla Ciebie ciężarem, odejdę jeśli wadzę.
Co do kurwy nędzy?! Ciężarem? Miałem ochotę wyminąć ją, trzasnąć drzwiami i nie wracać, lub zatorować jej wyjście wszystkimi szafami jakie się w tym domu znajdują. Mimo, że Leah miała łzy w oczach i mówiła jakbym strasznie ją czymś zranił, to ja czułem się okropnie dotknięty. A pomimo wszystko stałem tam, na ostatnim stopniu schodów i patrzyłem obojętnie na nią, zupełnie nie okazując napięcia. Patrzyłem, jak coś, ktoś... Najcenniejszy w moim życiu zaczyna wymykać mi się z rąk... Nie mogłem na to pozwolić...
- Dobrze, Luke... Nie musisz nic mówić, rozumiem. - Uśmiechnęła się do mnie sztywno przez łzy. Chciałem coś powiedzieć, ale właściwie co takiego? Wytworzyła się we mnie jakaś bariera i nie mogłem się przed nią przebić, zrobić kroku, powiedzieć słowa. Leah odwróciła się tyłem do mnie, nacisnęła na klamkę i pociągnęła za nią w swoim kierunku, gotowa do wyjścia.
- Stój. - Szepnąłem. Leah zatrzymała się dokładnie w tym samym momencie. Czekała na to. Nadal stała twarzą do drzwi. Zrobiłem jeden krok, a potem następny. Kiedy znalazłem się tuż za nią przytuliłem się mocno do jej pleców, wtulając twarz w jej włosy pachnące lawendą... Przez moment stała nieruchomo, potem położyła swoje dłonie na moich, które gładziły jej brzuch. - Nie mów tak więcej. Nigdy. - Wyszeptałem nie odrywając ust od jej szyi. Okręciła się w moich ramionach, teraz staliśmy twarzą w twarz, stykając się czołami. Leah zamknęła oczy, jej oddech zaczął się uspokajać, mój machinalnie również. Wytarłem jej łzy z policzków, wziąłem ją na ręce i zaniosłem do swojego pokoju. Położyłem dziewczynę na materacu delikatnie, sam wszedłem na łóżko kładąc się za nią. Zacząłem ją znów całować. Leah zwinęła się w kłębek, przytulając się bardziej.
- Proszę, odpocznijmy Luke... Przyda nam się trochę snu. - Powiedziała cichutko.
Zgodziłem się. 

wtorek, 25 marca 2014

36 ~ Leah.

Czy stchórzyłam? Tak, chyba tak. Nie bardzo chciałam się widzieć z macochą Luka, on sam za nią nie przepadał. Może się bałam, sama nie wiem. Głupi pomysł, by wylecieć o poranku przez okno, gdy słońce już świeci, dorośli idą do pracy, a dzieci do szkoły ale taki miałam odruch.
Pierwsze o czym pomyślałam, to książki. Musiałam po nie wrócić, przecież nie mogę przestać chodzić do szkoły. Drugie - Ciuchy. Zbliżał się listopad, było coraz chłodniej i nie uśmiechało mi się chodzenie w jesiennej kurtce oraz bez rękawiczek i szala gdy nastaną mrozy.
Podlatując do okna miałam szczerą nadzieję, że jest ono otwarte. Tak! Miałam szczęście. Podleciałam bliżej i przecisnęłam się przez framugę po cichu. Założyłam wisiorek i przyjemny ciężar zniknął z mych pleców.
- Uhhmm-m.. - Podniosłam zakrwawione pióro, które właśnie opadło na ziemie. Musiałam się gdzieś zahaczyć.. - Rzeczywiście coś uderzyło gdy wylatywałam u Luka, ale.. Hm.. - Zamyśliłam się i wtedy usłyszałam przeskakujące korbki i blokadzie zamka. Drzwi się otworzyły, a w nich stanął mój młodszy brat. Nie wiem czego tu szukał, w normalnych okolicznościach pewnie bym go stąd wygoniła, za to że bez pozwolenia szwenda się po mym pokoju.
- Leah! - Krzyknął młody, biegnąc ku mnie, jak w tych wszystkich romantycznych filmach. Zwolnione tempo, super muzyczka. Taaa..
- Chris! Boże, cicho, cicho! - Syknęłam, przytulając go mocno, choć w tym momencie bardzo się zestresowałam. Boże, oby rodziców nie było, oby ich nie było!
- Mama się ucieszy... Dobrze że do nas wróciłaś! Ups... Bo wróciłaś, prawda? Leah!
- Nie wiem młody, naprawdę. Jeszcze dużo czasu minie zanim wszystko będzie jak dawniej. - Chciałam powiedzieć, że nigdy nie będzie już dobrze, czułam ogromną niechęć do ojca, mimo wszystko przygryzłam język... - Wiesz co... Szukam właśnie mojej książki od...
- Witaj skarbie. - Uh, zwołanie rodzinne... Miałam taką nadzieję, że rodziców nie ma. A mimo to, matka stała przy szafce, opierając się o nią i lekko uśmiechając w moim kierunku. Była widocznie zadowolona, zmarszczki wokół oczu stały się bardziej widoczne niż zazwyczaj... - Miło Cię widzieć.
- Ciebie też, mamo. - Uśmiechnęłam się do niej znad kupki ciuchów które szykowałam. Odsunęłam się trochę i podeszłam bliżej mamy, czekając aż ona pierwsza coś zrobi. Cokolwiek, nawet jeśli miałaby mnie właśnie uderzyć... Matka podbiegła i mnie uściskała.
- Wróciłaś po ciuchy tylko,tak? - Spojrzała na mnie smutno... - No dobrze...
- Mamo, kocham go, a tata odpalił taki cyrk że nie chcę mu się na oczy pokazywać... - Spojrzałam na opatrzoną rękę i ścisnęłam ją w pięść, wywołując ból.
- Wiem, wiem...- Zamyśliła się na moment.- Poczekaj tutaj, zaraz ci coś pokażę... - Zaczęła się rozglądać w okół siebie a potem wyszła z pokoju. No dobra, może to co chce mi pokazać, choć trochę nam wyjaśni dlaczego ojciec tak zareagował. Wyjęłam ogromną walizkę, na jedną stertę ułożyłam zeszyty i książki, a na drugą resztę ciuchów, kurtkę założyłam na siebie by nie marnować miejsca w torbie. Mama wróciła ze starą książką. Trzymała ją w obu dłoniach, najwidoczniej była bardzo ciężka.
- Powinna Ci się przydać. Zaznaczone są najważniejsze momenty... Zresztą poradzisz sobie, przeczytasz i sama zadecydujesz co zrobić z taką wiedzą. - Wręczyła mi książkę. Jej okładka była burgundowa, a złotą czcionką wypisany był tytuł oraz data wydania - 1589 rok. Cholera, naprawdę stara. W tym momencie nie zdziwiły mnie pożółkłe kartki oraz niekiedy zatarte słowa.
- Dziękuję mamo, przyda się. Obiecuję że się odezwę gdy przeczytam... A, mamo, Chris. Nie było mnie tu. Dobrze? Lepiej, zeby tata nie wiedział, nie chce mnie znać.
- Oh, Lee, Lee. Przecież on Cię kocha. Powiedział to wszystko w przypływie gniewu. Gdy to przeczytasz zrozumiesz, że chciał dobrze. - Mama ucałowała mnie w czubek głowy i pomogła przy znoszeniu torby po schodach. Pożegnałam się z bratem, mama żegnała mnie dopiero przy furtce.
Przy drzwiach wejściowych usłyszałam wibrację telefonu, spojrzałam na wyświetlacz.

Luke:
Gdzie jesteś? 

Już wracam, nie martw się.

poniedziałek, 24 marca 2014

35 ~ Luke.

Leah leżała przede mną na łóżku, jej bladoniebieskie oczy wpatrywały się w magazyn sportowy, wędrowały wręcz znudzone po stronach gazety. Mimo to, lepsze było patrzenie na nią znudzoną niż zapłakaną. Przez cały czas się w w nią wpatrywałem, jakbym się bał, że zaraz zniknie. Pomyślałem o tym, co by było, gdybym jej nie miał. Gdyby nie była przy mnie. Jakbym sobie poradził? Bałem się nawet myśleć, co bym zrobił, gdybym kiedyś przez przypadek się przemienił. Nawet nie wiedziałbym, czym jestem. A co dopiero moja macocha.. Gdybym był nieostrożny i moje skrzydła ukazały by się macosze..
   W pewnym momencie przyszedł taki czas, że myślałem, że ją sobie wymyśliłem. Kiedy jej nie widziałem miałem wrażenie, że jej naprawdę nie ma. Że taka cud-dziewczyna nie istnieje. Przy świadomości o jej życiu trzymały mnie sms'y i wiadomości na laptopie.
- Znów się czymś martwisz. - Dziewczyna spojrzała na mnie zmartwiona, odrywając się od gazety. Patrzyłem na jej długie włosy, które w nieładzie opadały na łóżko. - Tak w sumie, wiem, co może podniesie Cię na duchu. - Dodała, delikatnie się uśmiechając, co mnie zaskoczyło.
- No dobrze, spróbuj. - Odwzajemniłem uśmiech kładąc się obok niej. Jej dłoń przeczesywała moje włosy.
- Będąc aniołem, Twoje procesy starzenia organizmu, są.. Spowolnione. Jesteś tak jakby dłużej młody.
Leah powiedziała to z taką powagą, że nie wiedziałem jak na to odpowiedzieć. Uśmiechnąłem się szeroko, widząc przejęcie w jej oczach. Podniosłem się, siadając na skraju łóżka.
- Nie śmiej się, ja serio mówię! - Uderzyła mnie poduszką, siadając obok mnie, a na jej twarzy pojawił się piękny uśmiech.
- Ależ ja w to kochana nie wątpię. Cieszę się, dłużej będę piękny. - Odparłem, oglądając się za nią, która teraz śmiejąc się padła znów na wygniecioną pościel.
- Ty dowcipnisiu - Rzuciła zmienionym głosem, udając małe dziecko. Już miałem ją pocałować, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Cholera, nie dziś.. - Jęknąłem, gdy w głowie pojawiła się myśl, że to była moja macocha. Nie miałem jeszcze ułożonego planu mojej pewnie niezwykłej wypowiedzi, tłumaczącej co robi u mnie w łóżku dziewczyna. Co ciekawsze, co robią jej spakowane rzeczy w torbie u mnie w pokoju. - Poczekaj chwilkę, nie wychodź z pokoju.
- Macocha? - Zapytała przestraszona podrywając się z łóżka.
- Nie wiem, możliwe. - Rzuciłem szybko wychodząc z pokoju, trzaskając za sobą drzwiami. Byłem zdenerwowany. Nie bałem się sprzeciwić tej okropnej babie, bałem się raczej, że jej zachowanie znów skrzywdzi Leah, a nie chciałem znów się z nią rozstawać, ani na chwile. Otworzyłem drzwi domu, a w progu ujrzałem Davida.
- Siemano.. - Powiedział dość cicho, nie wyglądał na pewnego siebie Yar'ego, którego znałem kiedyś.
- Spadaj. - Rzuciłem chcąc zamknąć mu przed nosem drzwi, jednak ten zaparł się rękoma.
- Ej, stary. Poczekaj chwile. Długo masz zamiar ukrywać się w tym domu? W szkole nie było Cię masę czasu, kumple się o Ciebie pytają. Nikt nie wie co się dzieje.
Spojrzałem w ziemię. Nie wiem dlaczego, ale nie potrafiłem patrzeć mu w oczy. Nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć. Staliśmy w milczeniu, chyba czekał, aż mu wszystko opowiem, tak, jak kiedyś. Niedoczekanie.
- Nie Twój interes. - Syknąłem, chcąc znów zamknąć drzwi, gdy nagle z mojego domu rozległ się dźwięk tłuczonego szkła, jakby ktoś właśnie rozbił lustro w łazience, czy coś w tym stylu. Niewiele myśląc odwróciłem się i pobiegłem w stronę swojego pokoju, w głowie miałem obraz Leah, której coś się stało. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem rozbite okno. Kawałki szkła, na których gdzieniegdzie widniała krew, leżały na ziemi, częściowo przykryte białymi piórami.
- Ja pitole, walczyłeś z kimś na poduszki na śmierć i życie? - Nie zorientowałem się, kiedy Yaro wlazł za mną do pokoju, rozglądając się dookoła, jakby zwiedzał muzeum. Nie przejmowałem się bałaganem. Domyśliłem się, że to sprawka Leah, tylko zastanawiało mnie, dlaczego wybiła okno i gdzie się udała. Krew na podłodze nie była przyjemnym widokiem, jeszcze bardziej mnie martwiła. Podszedłem do okna, serce waliło mi jak młot. Wychyliłem się, zaglądając dół. Modliłem się, aby na ziemi nie leżała jasnowłosa piękność, jednak moje modlitwy zostały wysłuchane, nie było jej. Rozejrzałem się jeszcze raz dookoła, jednak Leah już nie było.