sobota, 11 maja 2013

31 ~ Leah.

 Rozmawialiśmy ze sobą bardzo cicho, jakby wystraszeni, że ktoś może nas usłyszeć. W dodatku na wszystkie możliwe tematy. Zaczynając na skarpetkach, kończąc na tym, czy hoduję kaktusy. Szczerze mówiąc rozmowa była kompletnie pozbawiona ładu, ale na pewno można ją zaliczyć do interesujących. Dużo się śmialiśmy, jednak ja, przekonana, że ktoś nas usłyszy śmiałam się ciszej. Księżyc rzucał jasną poświatę oświetlając moje uda i brzuch, a resztę kryjąc w mroku. Luke, bawiąc się jak małe dziecko dźgał mnie w żebra, na co odpowiadałam piskiem.
Zbliżała się godzina czwarta w nocy... Luke ziewnął i się przeciągnął, zaraz potem ja zaczęłam ziewać, a oczy mi się same zamykały. Położył się na swoim łóżku i odwinął kołdrę, tym samym zachęcając mnie do położenia się tuż obok niego. W tym momencie zrobiło mi się strasznie zimno, bo zdałam sobie sprawę, że okno jest otwarte na oścież. Nie zastanawiając się długo 'wskoczyłam' do łóżka, przykrywając się kołdrą tuż pod sam nos. Leżąc na boku, Luke obejmował mnie jedną ręką w tali, a głowę oparł na mojej szyi. Jego czarne mocne włosy łaskotały mnie w policzek, ale było to tak miłe uczucie, że nie mogłam mu powiedzieć by się odsunął. Zamknęłam na oczy i już powoli odchodziłam w "krainę snów" gdy przypomniałam sobie, że muszę mu o czymś powiedzieć.
- Luke... - Szepnęłam. Chłopak lekko drgnął, jakby był wyrwany ze snu, lub zamyśleń. Obrócił się lekko, co wywołało kolejne łaskotki.
- Tak? - Odparł równie cicho. Miał zachrypnięty głos jakby właśnie się obudził. Czułam się nieco
speszona. Obudziłam go z byle powodu...
- Pojutrze mam urodziny.  - Powiedziałam i otworzyłam oczy. Oślepił mnie blask księżyca, który właśnie padał na moją twarz. Luke znów zaczął się wiercić ale nie odpowiedział na tę wiadomość. Teraz już nie mogłam spać... Nagle oczy miałam jak pięciozłotówki, a zmęczenie odeszło. Raz było mi za ciepło i skopywałam kołdrę, a później za zimno i przykrywałam nas pod same czubki głów.
- Śpij już. - Mruknął Luke, jakby niezadowolony, jednak w jego głosie brzmiała nuta zadowolenia.
I dziwne, bo w tym momencie zaczęłam ziewać. I mogłam w końcu zasnąć.
***
- Leah... - Szepnął Luke. Jego głos był jakby nie z tego świata. Taki odległy. Otworzyłam oczy, ale w pierwszym momencie wszystko było zamglone. Potem ujrzałam jego twarz, tuż nad moją. - Wstawaj - Powiedział troskliwie. Uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło. Przeciągnęłam się jak kot, a zaraz potem przykryłam się cała kołdrą.
- No wyłaź... - Burknął. Mruknęłam coś na wzór "odwal się" i znów zamknęłam oczy. Słyszałam kroki, Luke poszedł sobie. Miałam już zasypiać gdy chłopak zdjął ze mnie kołdrę i wyrwał mi ją z rąk. Odrzucił ją na podłogę, w kąt bym nie mogła jej zabrać. Schylił się i wziął mnie ręce. Zaczęłam się rzucać, machać rękoma. Ale ten chłopak jest za silny. Święty Jezu, normalnie jakiś strongmen. Taka masa mięsa, wiercąca się na wszelkie możliwe sposoby, na rękach. A jego to ani troszkę nie ruszało. Usadowił mnie na komodzie i nie pozwolił bym z niej zeszła.
- Leah, jest siódma rano.
- Tak, ciągnij swoje wywody, właśnie się obudziłam. Myślisz że coś do mnie dociera? - Zapytałam przekornie. Pocałował mnie, a potem spojrzał wyczekująco.
- No właśnie, przed chwilą wstałaś. Ale z czyjego łóżka? Leah... - Westchnął głośno. - Siódma rano, Ty, u mnie w pokoju. U mnie.
- No przecież rozumiem. I po co ta cała panika?
- A twoi rodzice?
- Nigdy nie zaglądają do mojego pokoju rano, w tygodniu. Są już w pracy, a Chris w przedszkolu. Nie martw się.
W jego spojrzeniu dostrzegłam widoczną ulgę. Poszedł do łazienki, a po jakiś dziesięciu czy piętnastu minutach wrócił ubrany w czarną koszulę, jeansy, wycierający jeszcze lekko wilgotne włosy. Spojrzał na mnie nieco zaskoczony.
- A ty nie zamierzasz iść do szkoły?
- A muszę?
Spojrzał na mnie zadziornie. Oboje dobrze wiedzieliśmy, że przyjemniej byłoby zostać u niego w domu. Chwycił mnie za rękę i zaprowadził po schodach w dół do kuchni. Zjedliśmy razem śniadanie, a potem niestety musiałam iść do domu, by ubrać się w nowe ciuchy. Nie było już sensu pójścia do szkoły. Zostaliśmy u mnie w domu. 

środa, 8 maja 2013

30 ~ Luke

Stałem uśmiechnięty patrząc, jak Leah niezgrabnie wspina się ku swojej ścianie domu. Ludzie przechodzący wpatrywali się na nią jak na wariatkę. Mieli rację, była wariatką.
***
Tej soboty już się nie spotkaliśmy. Leah tłumaczyła, że jej rodzice chyba coś podejrzewają że jej nie było, bo zobaczyli pióra porozrzucane po pokoju. Podobno zapomniała posprzątać. Leżałem na łóżku, gdy nagle rozbrzmiał mój dzwonek telefonu. Chwyciłem go do ręki, będąc pewnym, że to Leah dzwoni by pogadać. Ku mojemu zdziwieniu, na wyświetlaczu zaprezentował się napis " Yaro " . W tym momencie zrobiło mi się dziwnie, po raz pierwszy chyba nie cieszyłem się, że dzwoni.
- Czego? - Zapytałem niemile, chyba mając nadzieję, że równie niemile mi odwarknie.
- Siema. - Odpowiedział zaskakująco przyjaznym tonem. Tak, jak dzwonił do mnie jeszcze kilka miesięcy temu. - Co tam u Ciebie?
- Po co dzwonisz? - Przeszedłem do sedna.
- Nie chcę się z Tobą srać o laskę. - Zabrzmiał szczerze.
- Co ty kurna nie powiesz... - Ewidentna ironia.
- Daj spokój, Luke. Nie warto szarpać się o byle jaką laskę. - Prychnął, w przeciwieństwie do mnie. Ja buzowałem od środka.
- Mówiąc " Byle jaka laska ", chyba nie mówisz o Leah?
- Kurna, ale się czepiasz. Dajmy sobie spokój, po cholerę się kłócić przez takie coś?
" Takie coś ". Mimo że się starał, rozdrażniał mnie jeszcze bardziej. Miałem ochotę go teraz złapać za szyję i dusić. Dusić, aż zmieni kolor na twarzy.
- Odwal się stary, szkoda czasu na naszą rozmowę. - Odłożyłem słuchawkę.
Słońce już dawno zaszło, zbliżała się trzecia w nocy. Położyłem się w łóżku, jednak nie mogłem spać. Zastanawiałem się czy może jestem spragniony czy głodny. Ale żadnej z tych potrzeb nie odczuwałem. Czegoś, albo może kogoś mi brakowało. Przekręcałem się z jednego boku na drugi, ale to nic nie dawało. Mimowolnie moje myśli krążyły koło jednego tematu : Anioł. Może to nie jest takie złe, może naprawdę nie boli. Leah wie więcej ode mnie, a mimo to zachęca mnie do poznania swojej 'drugiej osobowości'. Z drugiej jednak strony, wiedziałem, że ona jest z tym oswojona od dziecka i nie może wiedzieć jak ja to odczuwam.
A potem myślałem o Yarze. O tym jak mówił o Leah. Wzbierała we mnie złość, dlatego przestałem myśleć o nim, o aniołach, o wszystkim... 
Spojrzałem na komórkę, a gdy wziąłem ją do ręki ekran się podświetlił. W takich chwilach człowiekowi przychodzi na myśl tylko jedno : Dlaczego wcześniej nie dotknąłem tego telefonu?!
Spoglądnąłem na wyświetlacz, była jedna wiadomość od Leah. Uśmiechnąłem się na samą myśl o tej wariatce. Byłem zaskoczony jej pytaniem w sms'ie. "Mogę wpaść? ;) "
Rozpromieniłem się. Zacząłem pisać, a tuż po chwili wysłałem wiadomość o treści : "Chyba wlecieć, młoda. Jasne. ;)"  Mimo, że nie lubiłem tych emotikon, teraz mi nie przeszkadzały.
Usiadłem na łóżku i patrzyłem przez okno, czekając na Leah. Po paru minutach ujrzałem cień, który zbliżał się do mojego okna. Dziewczyna lekko usiadła na parapecie. Widziałem jak zakłada naszyjnik, a po chwili skrzydła jakby wrastają jej się w plecy. Gdy już zniknęły, Leah weszła do pokoju. Cofnęła się lekko, stając tuż obok mnie. Chwyciłem ją za rękę, a ona drgnęła, jakby mnie wcześniej nie zauważyła. Ścisnęła moją dłoń i przysiadła obok. Chwilę milczeliśmy gdy ja ciężko westchnąłem.
- Nie mogłam zasnąć. - Wyznała w tym samym momencie co ja. Uśmiechnęła się wesoło i oparła głowę o moje ramię. 

wtorek, 7 maja 2013

29 ~ Leah.

- Leah, daj spokój. - Luke mnie dogonił i zatrzymał mnie swym błagalnym tonem. Odwróciłam się do niego, by spojrzeć w jego brązowe oczy. Nie był już podirytowany, wydawał się spokojny.
- No dobrze, a teraz powiedz mi że chcesz zapomnieć o swojej przemianie, o tym wszystkim... - Przerwałam i głębiej się zastanowiłam. Zaczęłam gestykulować dłońmi. Nie mieściło mi się w głowie, że po prostu Luke chce to wszystko wymazać z pamięci. Bycie Aniołem... Tego nie może mieć każdy. To dar. Mimo to, że Luke zawsze wyróżniał się z tłumu, to dodawało mu wyjątkowości. I w pewnym stopniu chciałam go nauczyć bycia Aniołem. Wprowadzić go w to wszystko, mimo że z pewnością ma trudniej ode mnie bo ja od najmłodszych lat uczyłam się latania... - I o skutkach twojej przemiany... Tego wszystkiego... - Dodałam. Wiedział co mam na myśli, to nie było trudne do odgadnięcia. Teraz czekałam na reakcję. Mimo tego, że byłam zdenerwowana, i trzęsłam się mój głos był dosyć spokojny. I teraz jak na złość Luke stał bez ruchu, milczał i wpatrywał się w moje oczy.
Nie chciałam się kłócić. Luke wybitnie upierał się przy swojej wersji, a ja oczywiście przy swojej.
Teraz dopiero zaczęłam odczuwać zimno, które zaczęło towarzyszyć każdemu porankowi. Połowa października... Potarłam dłońmi ramiona i przestałam na niego patrzeć. Rozejrzałam się dookoła by dowiedzieć się gdzie dokładnie jestem. Wyminęłam go. Luke chwycił mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
- No puść mnie! - Warknęłam od razu. Chyba jednak nie miałam nic do gadania. Luke zaczął mnie całować. Oderwałam się od niego, ale trzymał mnie za plecy. Nie mogłam się okręcić, prawie nie mogłam się ruszać. Zaczęłam go bić, ale na nim jakby to nie robiło wrażenia. Pomyślałam, że może gdybym go uderzyła w plecy w końcu by mnie puścił. Ale nie dosięgałam. Ludzie, choć było ich niewielu spoglądali na nas co chwilę. Sądzę, że uznali nas za parę idiotów - raz się całują a potem ona go okłada pięściami.
Chwycił mnie za nadgarstki a ja dałam za wygraną. Przecież nie jestem chłopakiem, nie mam tyle siły co on. Zawiesiłam głowę i wpatrywałam się w chodnik.
Luke objął mnie czule, puszczając moje nadgarstki. I choć teraz mogłam go uderzyć w plecy, lub po prostu odejść... Nie zrobiłam tego. Już nie chciałam go bić, najzwyczajniej w świecie było to bezsensu. 
- Taka odpowiedź wystarczy? - Zapytał szepcząc mi do ucha. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem.
- Nie wiem, nie wiem. - Westchnęłam ciężko, jakbym była zawiedziona. Luke podniósł lekko mój podbródek by lepiej widzieć moją twarz. Odgarnął włosy i pocałował mnie. Gdy się ode mnie odsunął, lekko jęknęłam.
Gdy Luke usłyszał mój jęk, uznał że znów nie jestem zadowolona.
- No, widać że nie jestem w stanie spełnić twoich wymagań. - Zażartował.
- Nie, to nie tak...  - Odparłam i spojrzałam na zegarek. Była godzina szósta czterdzieści osiem. I mimo że była sobota, rodzice wstawali o godzinie siódmej, by na czas dotrzeć do pracy. Musiałam szybko wracać do domu. Luke odprowadził mnie do bramy.
Przypomniałam sobie, że przecież drzwi od pokoju są zakluczone, a klucz leży pod poduszką. Spojrzałam na niego lekko zmieszana.
- I patrz, teraz będę musiała się wspinać. - Wskazałam na stelaż na bluszcz, który był przytwierdzony do ściany mojego domu. Tuż pod oknem do mojego pokoju.
- A skrzydła? - Zapytał zaciekawiony. Podeszłam do niego bliżej, stanęłam na palcach by dosięgnąć jego twarzy.
- A nie widzisz tych wszystkich ludzi? - Szepnęłam cicho. - Jestem mitycznym stworzeniem. -   Dodałam jeszcze ciszej. Pocałowałam go lekko w policzek i przebiegłam przez bramę. Wspięłam się po stelażu i weszłam przez okno do pokoju.
- Mitycznym ... - Westchnął Luke i odszedł.

poniedziałek, 6 maja 2013

28 ~ Luke.

 To sen. Śnię na jawie, prawda? Marzyłem, aby to była moja wielka, pobudzona do działań wyobraźnia. Przytulałem się do Leah. Musiałem pokazać, że to wszystko jest dla mnie normalne i zrozumiałe, mimo, że nie było. Nie chciałem jej zawieść, co powoli widziałem w jej oczach. Godzina czwarta na zegarku, my stoimy w oknie wpatrując się w okolicę. Czułem się, jakbym był po wypadku. Nie do opisania był ból, który czułem, ale za nic nie chciałem pokazać tego dziewczynie. Spojrzała na mnie, jej włosy musnęły moją dłoń wplecioną w jej. Pocałowałem ją, tak czule, jak tylko się dało.
- Kocham Cię. - Wyjąkałem cicho. - Kocham Cię taką, jaką jesteś.
 Zaśmiała się, całując mnie po raz kolejny. Złapałem ją za talię, delikatnie przyciskając ją do siebie.
- Jeżeli chcesz, mogę Cię wtajemniczyć w mój świat... - Powiedziała jakby zadowolona, odrywając swoje usta od moich. Nie na długo.
- Nie chcę. - Odpowiedziałem pewnie. - Nie teraz.
 Poczułem, że potrzebuje jej bliskości. Całowałem ją bez opamiętania, a ona nie miała zamiaru się stawiać. Zaplotła swoje ręce dookoła mojej szyi, i przesunęliśmy się w stronę mojego łóżka. Leżała na mnie całowana, widocznie podniecona obecną sytuacją. Dotykałem ją, a ona jakby mruczała. Chwila stanęła w miejscu.
Buchający gorąc, spocone ciała i nieograniczona miłość.
***
Tej nocy nie zapomnę nigdy. Nie zapomnę też widoku jej nagiego ciała, leżącego tuż obok mnie. Czułem już, że wszystko jest na miejscu. Że budzę się obok niej, a ona nie znika. Po prostu przy mnie jest.
- Powinnam już wracać.
Podskoczyłem ze strachu, słysząc jej głos znienacka. Przed chwilą widziałem, że śpi. Widocznie myliłem się. Przechyliłem się delikatnie w jej stronę, dając delikatnie buziaka.
- Zostań...- Jęknąłem, wtulając się w Leah.
- Jeżeli rodzice zauważyli, że mnie nie ma... - Przerwała. - To w sumie nie mam po co wracać do domu. - Zaśmiała się, i powoli wygramoliła z łózka. Ja leżałem wyciągnięty pod kołdrą, obserwując jej zgrabne ciało. Ubierała się, zbierając po kolei porozrzucane swoje ubrania po pokoju. Samo wspomnienie, dlaczego były porozrzucane, wywołało u mnie natychmiastowy uśmiech. Miałem ochotę wtulić się w nią i nie puszczać, walczyłem ze swoim pożądaniem.
- Odprowadzę Cię. - Oznajmiłem, również zaczynając się ubierać.
- Nie, daj spokój. - Usiadła obok mnie, całując w policzek. - Jestem pewna, że wszystko Cię boli. - Spuściła wzrok, jakby zawstydzona. - Szczególnie, że trochę Cię wymęczyłam jeszcze tej nocy...
Zaśmiałem się. Nie wiem do końca czemu, ale chciałem się śmiać. Czułem taką potrzebę.
- Spędziłem dwa tygodnie w kącie pokoju, w egipskich ciemnościach. Proszę, pozwól mi wyjść na światło dnia.
***
Wyszliśmy zaraz po zjedzeniu śniadania, wchodząc jeszcze w nasz ulubiony park, siadając na mojej ulubionej ławce. Od kiedy pamiętam tu przychodziłem, a od kilku tygodni wiedziałem, że to miejsce jest stworzone dla mnie i dla Leah. Wspólne rozmowy, wspólne pocałunki, wspólnie spędzony czas, z dala od wszystkich.
- Naprawdę nie chcesz nic wiedzieć o tym, kim jesteś? - Zapytała nagle uśmiechnięta, wpatrując się w moje oczy. Przez dłuższy czas zastanawiałem się nad odpowiedzą, zmarkotniałem. Znów przypomniały mi się samotne dni spędzone w ciszy i ciemności.
- Nie chcę...- Jęknąłem cicho. - Jestem Luke, i nic więcej. - Musiałem powiedzieć wyraźnie coś nie tak, bo Leah spoważniałą i zrobiła jakby zezłoszczoną minę.
- Nie, nie jesteś tylko Luk'iem, jesteś An... - Przerwała przypominając sobie, że obok nas przechodziła masa ludzi. Prawdopodobnie nikt by tego nie usłyszał, mimo to się powstrzymywała. - Jesteś kimś niezwykłym, Luke. - Poprawiła się.
- Słuchaj... - Teraz to ja nieco się podirytowałem. Nie chciałem o tym mówić. - Skończmy ten temat. Zapomnijmy o tym, żyjmy jak dotychczas. - Leah podniosła się oburzona z ławki.
- Jak możesz mówić, abyśmy o tym zapomnieli? Luke, do cholery. Nie dziwi Cię to? Nie jesteś ciekaw, do czego jesteś teraz zdolny? Mam skrzydła. Ty też. I ty chcesz od tak, wymazać to z pamięci?
- A mam inne wyjście?
Leah odwróciła wzrok.
- Powinieneś się nastawić, że już nic nie będzie takie jak wcześniej. - Spojrzała na moją bransoletkę, a chwilę później ruszyła w stronę domu.

sobota, 4 maja 2013

27 ~ Leah.

- Leah, o co tu chodzi? - Luke syknął cicho. Kompletnie nie wiedziałam od czego rozpocząć rozmowę. Gdy już czarne skrzydła zniknęły Luke wpatrywał się we mnie wyczekująco. - Proszę, powiedz mi... - Jęknął. Dotknęłam go lekko w ramię, a na jego twarzy pojawił się grymas bólu. Był taki roztrzęsiony, miał drgawki choć było dość ciepło. Spojrzałam na niego przelotnie i skupiłam swój wzrok na naszyjniku. A potem go zdjęłam. Z moich pleców wyrosły białe skrzydła, a gdy nimi zatrzepotałam pióra, które leżały na podłodze rozwiały się. Luke cofnął się przerażony. Jego oczy stały się jeszcze większe niż moment temu. Z każdym moim krokiem Luke cofał się coraz bardziej. W końcu zatrzymałam się i przykucnęłam.
- Rozumiem, że się mnie boisz... - Szepnęłam cichutko. Wątpiłam, że mnie w ogóle usłyszał.
- Leah, to nie tak. - Zaprzeczył szybko.
- A jak? - Spytałam z ironią. Przybliżyłam się do niego i dotknęłam dłonią jego policzka. Przymrużył oczy. Widziałam, że chciał się cofnąć. Że jednak ze sobą walczy. Potem oswoił się chyba z tym kim jestem i otworzył oczy. Oparł lekko głowę o moją dłoń, potem zastygł w bezruchu.
- To ty mnie tym zaraziłaś? - Spytał spokojnie. Ja?! Jak to?! Czemu tak w ogóle myślał? Mimo, że pytał spokojnie, czułam się nieswojo.
- Nie, byłeś taki od urodzenia. - Rzuciłam oschle. - Bransoletka cię chroniła. - Dodałam, po czym wstałam i podeszłam do okna. Chciałam już wyjść i odlecieć gdy usłyszałam cichy jęk chłopaka. Zauważyłam, że naprawdę musiało go wszystko boleć, nigdy wcześniej nie był tak słaby, żeby nie powiedzieć bezradny.
- Leah... - Westchnął cicho i próbował się podnieść. Bez skrzydeł było mu z pewnością łatwiej. Podszedł do mnie niepewnym krokiem i chwycił moją dłoń. Księżyc oświetlał jego twarz, która wydawała się bardzo jasna. - Przepraszam, ale nie wiedziałem co się stało. Nie chciałem cię urazić.
Spojrzałam na niego pustym wzrokiem, ale nie potrafiłam być na niego zła. Tym bardziej, że prawdopodobnie majaczył z bólu.
- Wyobraź sobie, że też nie wiedziałam co się dzieje. Myślałam, że policja... - Nie dokończyłam. Nabrałam powietrza w płuca i zaczęłam mówić dalej. - Albo Yaro, coś się stało...
- No bo się stało. - Przerwał mi.
- Ale nic strasznego, to nic złego. Prędzej czy później to by się stało. Zobacz, tyle lat niewiedziałeś kim tak naprawdę jesteś. I nie odstawałeś od innych. Skrzydła nic nie wnosiły w twoje życie.
- Bo o nich nie wiedziałem.
- A teraz coś zmieniają? - Tak, przyznaję, to było podchwytliwe pytanie. I chyba on również to dostrzegł, bo długo milczał.
- Nie... - Powiedział cicho i odsunął się.
- Jeżeli "nie" to czemu odszedłeś? - Usiadłam na parapecie i oparłam się plecami o framugę. Wpatrywałam się w niego, jednak zaraz potem zgasił światło i schował się w ciemności. Jedyne co wskazywało na to, że chłopak żyje to to, że cały czas chodził, potykał się o coś i ciężko oddychał. Spojrzałam na krajobraz który się rozciągał przed jego domem. Z tej perspektywy wszystko wyglądało lepiej. Kolorowe domy, jedne oświetlone światłem latarni, a inne mniej. Tak jak dom Luka, który chował się w mroku. Dalej widać było parę drzew, więcej latarni - park. A już tak naprawdę daleko widać było miasto, tętniące życiem. W nocy. Kolorowe światła nawet z takiej odległości były widoczne...
Znów odwróciłam głowę w kierunku wnętrza pokoju i lekko podskoczyłam. Luke stał tuż obok mnie, opierając się ramieniem o ścianę. Wpatrywał się w moje oczy. Twarz miał jak z kamienia - zero uczuć. Po chwili uśmiechnął się lekko i dotknął dłonią moich włosów... Schylił się, a ja zawiesiłam ręce na jego szyi.
I nie zamierzałam puścić.

piątek, 3 maja 2013

26 ~ Luke.

Czasami człowiekowi zdarza się mieć uczucie, że jest we śnie. Że to wszystko co się dzieje, to tylko wyobraźnia... Wtedy zastanawia się nad sensem życia i tym, jak funkcjonuje. Po prostu czuje się, jakby był w świecie fantasy...

Leah, to ona. Piękna... Tak dawno jej nie widziałem, ale nie mogłem jej się pokazać. Coś się ze mną stało, równe dwa tygodnie temu. Siedziałem zamknięty w pokoju, wychodząc raz dziennie po coś do jedzenia i picia, oraz do toalety. Macocha wyjechała w delegację, miało jej nie być przez jakiś miesiąc. Nie wiem czy mówiła prawdę, ale nie przeszkadzała mi jej nieobecność. Nie otwierałem drzwi nikomu, siedząc na łóżku. Nie wiedziałem, co się działo... Czułem się jak potwór, który nie może pokazać się na światło dnia. Teraz siedziałem w kącie pokoju, który nie lśnił czystością.
- Luke? - Szepnęła. Niepotrzebnie zostawiłem otwarte okno, gdyż przez nie weszła do pokoju. Wtedy w mojej głowie pojawiło się jedno pytanie. Jak ona znalazła się na parapecie mojego okna, które jest na wysokości drugiego piętra? Znów zakręciło mi się w głowie, a moje ciało zaczęło drżeć.
- Odejdź... - Jęknąłem, a Leah na moment się zachwiała. Po raz pierwszy od dwóch tygodni usłyszałem swój głos. Brzmiałem on tak słabo, jakbym był o krok od śmierci. W sumie, było to całkiem prawdopodobne. - Proszę... - Dodałem, a Leah mimo to przykucnęła. Było tak ciemno, że ledwo widziałem jej piękne, blond włosy. Światło latarni nie sięgało już w tę część pokoju, więc i ona pewnie musiała mieć problemy ze znalezieniem mnie w tym mroku. Spojrzałem na radio na stoliczku. Trzecia trzydzieści pięć. Było już tak późno, może to był naprawdę sen? Może Leah tu nie było...
- Zniknąłeś. - Szepnęła mi do ucha, a ja poczułem jej ciepły oddech na karku. Po chwili wstała, widocznie macając rękoma ścianę. Szukała włącznika do światła, tak przypuszczałem. Kiedy jej ręka znalazła się na nim, niewiele myśląc wydałem z siebie jęk.
- Nie! - Warknąłem, jednak było już za późno. W pokoju rozległo się światło, a Leah zamarła. Delikatnie otworzyła usta, a jej oczy wyglądały, jakby miała się rozpłakać. Intensywnie się na mnie patrzyła, jakby widziała kogoś innego, niż się spodziewała. I miała rację.
- Jezu... Luke... - Ledwo wydusiła z siebie, podchodząc do mnie niepewnie.
- Zgaś. - Zacisnąłem zęby, zamknąłem oczy. - I wyjdź stąd.
Nadal siedziałem zwinięty w kącie, czując się paskudnie. Byłem głodny i spragniony, nie wspominając o zmęczeniu. Nie spałem całe noce, czasami zdrzemnąłem się na godzinę czy dwie, co było dość niebezpieczne dla mojego zdrowia.
- Nie ma mowy. - Odpowiedziała tym razem pewnie, i rzuciła się w moim kierunku. Przytuliła mnie mocno, a ja poczułem ból w plecach.
- Aał... - Syknąłem. Coś mnie zabolało, mimo to nie wiedziałem do końca co. Dziwne uczucie.
- Przepraszam! - Powiedziała jakby przestraszona. - Zapomniałam, że to na początku boli... - Spojrzała mi w oczy.
- Ale co ma mnie boleć? Co ma mnie do cholery boleć?! - Nie wytrzymałem napięcia, popłakałem się. Nie było to zupełnie w moim stylu, a mimo to łzy ciekły mi niemalże ciurkiem. Nie potrafiłem tego zatrzymać. Leah wtuliła się we mnie, a wyglądała, jakby bolało ją to bardziej ode mnie. - Nie chcę tego...
- Luke proszę, tylko się nie bój... To jest... - Przerwała na moment. - To jest nic... Nic strasznego.
Spojrzałem na nią. Wydawała się wiedzieć, co mówi.
- A skąd ty to wiesz? - Wygdykałem dość poważnym tonem. - Coś jest nie tak... Ja mam... - Nie potrafiłem dokończyć. Sam nie wierzyłem w to, co chciałem powiedzieć. Czułem, jakbym kłamał. Chciałbym, żeby wtedy było to kłamstwo.
- Skrzydła. - Dokończyła za mnie. - Luke, może to dziwnie zabrzm... - Przerwała, robiąc znów zamyśloną minę. - O kurde. - Dodała, łapiąc mnie za rękę. Później chwyciła moją dłoń, i złapała się za głowę. Wyglądała uroczo. I pewnie cieszyłbym się tym widokiem, gdybym właśnie w tym momencie nie siedział w brudnym pokoju, w kącie, z ogromnymi, czarnymi skrzydłami na plecach.
- Luke, gdzie masz bransoletkę? - Zapytała zestresowana, zaczęła rozglądać się dookoła. Zaczęła jej szukać dookoła nas, rozgarniając rękoma ubrania i inne porozrzucane rzeczy. - Skup się Luke, gdzie ją masz? - Zapytała ponownie. Czułem, że jestem w zakłopotaniu. Czułem się tak źle, a ją interesowała moja bransoletka? Nie potrafiłem tego pojąć. Później chciałem skupić się na przypomnieniu sobie, gdzie jest, jednak pustka w głowie. Nie pamiętałem, gdzie może być.
- Nie... - Szepnąłem. - Nie pamiętam Leah... Ale po...
- Cholera, no. Na pewno? - Dopytywała.
- Po co Ci teraz ona? - Zapytałem ciągle zaskoczony, wzdychając. Leah podrapała się po głowie, a potem przeczesała włosy ręką.
- Dobra, inaczej. Gdzie po raz pierwszy przemieniłeś się w anioła? - Zamarłem. " Anioła " . Czyli tym byłem? To nie była żadna choroba, żadna klątwa, tylko byłem wysłannikiem bożym? Nie, to była jakaś paranoja. Miałem ochotę wyjść i zamknąć się gdzieś, z daleka od wszystkich.
- Nie jestem do cholery żadnym... Może powinienem jechać do szpitala... Leah proszę, pomóż mi... - Znów zacząłem jęczeć, jednak Leah kucała jakby niewzruszona. - To boli... - Dodałem. Wtedy w jej oczach znów pokazało się życie.
- Szpital to ostatnie miejsce, gdzie teraz mógłbyś się pojawić. Nie bój się, wszystko będzie dobrze. A teraz przypomnij sobie, gdzie po raz pierwszy ukazały się Twoje skrzydła? Gdzie to było? W którym miejscu? - Dopytywała ciągle, a mi non stop brakowało odpowiednich słów.
- Ja...- Zacząłem, sięgając pamięcią do tego momentu. Było to okropne wspomnienie, ale jakie dokładne.- Łóżko... - Jęknąłem, a Leah rzuciła się w jego stronę. - Obudziłem się w środku nocy z wielkim bólem...
- Jest! - Krzyknęła szczęśliwa, chyba nie słuchała tego, co mówiłem. - Chodź tu Luke. - Podeszła do mnie, zawiązując mi na ręce moją bransoletkę z czarnym Aniołem. W jednej chwili, poczułem ulgę. Plecy przestały mnie boleć, a kości wydały się znów posłuszne.
- Musiała Ci się rozwiązać jak spałeś. - Dodała, wtulając się w moje ramiona. Byłem zszokowany całą tą sytuacją. Miałem wrażenie, że mój sen dobiegł końca.