poniedziałek, 29 kwietnia 2013

25 ~ Leah.

Zapukałam do drzwi frontowych, jednak nikt nie otworzył. Znów spróbowałam zadzwonić, jednak tym razem od razu włączała się poczta głosowa.
Brak jakiegokolwiek znaku.
Co zrobiłam źle?
Cofnęłam się, przeszłam przez ogródek i zmierzałam w stronę domu. Przez całą drogę, po raz kolejny zastanawiałam się, czemu chłopak tak się zachowuje. Byłam bliska płaczu, gdy nawiedziła mnie najgorsza z możliwych myśli.
Weszłam do domu, zdjęłam kurtkę. Był już początek października, więc robiło się coraz chłodniej. Ostatnie dni były wyjątkowo zimne, ale wątpiłam, że niedługo spadnie śnieg.
Wstąpiłam na chwilę do kuchni, i od razu zaburczało mi w brzuchu. Zajrzałam do lodówki, jednak nie było nic gotowego do zjedzenia. Próbowałam zrobić sobie jakiś normalny obiad, ale z trudem kroiłam cebulę. I nie płakałam dlatego, że szczypały mnie oczy. W końcu zdenerwowana włożyłam wszystko do lodówki, i wzięłam jedynie suchą bułkę.
Weszłam do pokoju, a że rodziców jeszcze nie było, nie musiałam zamykać drzwi. Włączyłam swoją ulubioną piosenkę. Usiadłam na środku pokoju. Zaczęłam cicho nucić, jednak zaraz potem uznałam, że tej piosenki nie da słuchać się tak cicho. Włączyłam ją na cały regulator, a łzy spływały mi po policzkach ciurkiem.
Smutna melodia pogarszała tylko moją sytuację. Byłam prowokowana do płaczu, poprzez dobijający tekst. Sfrustrowana zaczęłam wyrzucać książki z szafek, drzeć kartki. Kompletnie nie wiedziałam co zrobić z rękoma.
Spojrzałam na obraz, który znowu wisiał na ścianie.
Nie pasował tam.
Strąciłam go na podłogę i wyszłam z pokoju.
Wrócili rodzice, a ja dla odmiany spędziłam z nimi cały wieczór. Na oglądaniu jakiś starych komedii.
Odciągały moje myśli od Luka.
Kogo ja próbuje oszukać? Komedia, o miłości, z różnymi śmiesznymi wstawkami, które tym razem wcale mnie nie śmieszyły. Jednak udawałam, że wszystko jest w porządku, a gdy rodzice pytali czy coś się stało, odpowiadałam : nie nic, tylko głowa mnie trochę boli.
Co nie było prawdą. Ale z czasem, wmówiłam sobie ból głowy. I on nadszedł.
Znużona, po raz pierwszy od dwóch tygodni poszłam spać. Sądziłam, że zrobiłam wszystko co w mojej mocy. Obudziłam się około trzeciej w nocy z myślą, że jednak jest jeszcze jedna możliwość. Zdjęłam naszyjnik i wyszłam przez okno. Trzymając wisior w ręce poleciałam w stronę domu Luka.
"Jesteś głupia" - powtarzałam sobie. Nadal do mnie nie docierało, że jednak to robię, że lecę do niego.
Zatrzymałam się na dachu jego domu. Z góry spojrzałam na okno do jego pokoju. "Jeżeli mnie tu zobaczy, pomyśli, że ma zwidy". Zleciałam na wysokość okna i wpatrywałam się w ciemność. Przysiadłam na parapecie. W kącie ujrzałam postać. Wszędzie leżały pióra. Czarne pióra.
- Luke? - Zapytałam cicho. Mój głos był przepełniony strachem. Postać poruszyła się i jej oczy zabłyszczały w ciemności. Usłyszałam ciche jęknięcie. Luke, to on. Na pewno.
Założyłam naszyjnik i zmierzałam w jego kierunku.

24 ~ Leah.

- Mamo, naprawdę nic mi nie jest. - Gdy wróciłam do domu, pierwsze co zrobili rodzice, to zmierzyli mnie wzrokiem. Bardzo dokładnie. Potem prosili, by opowiedzieć im co zaszło w szkole, dlaczego psycholog do nich dzwoniła. Opowiedziałam wszystko, nie zapominając o roli Luka. Czułam, że moje oczy się lekko zaszkliły, ze szczęścia. Rodzice chwalili Luka. Mówili, że jestem cholerną szczęściarą.
Po jakiejś godzinie tłumaczeń mogłam iść do swojego pokoju.
- Chcesz jutro iść do szkoły? - Zapytał mój tata. Był równie przejęty.
- Tak... - Odparłam. Gdy już chciał coś powiedzieć, wyprzedziłam go. - Na pewno. - Dodałam na wychodnym i poszłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i zdjęłam naszyjnik. Rozprostowałam skrzydła, a potem spojrzałam przez okno. Miałam ochotę wzbić się w powietrze, jednak było jeszcze za wcześnie. Chwilę potem zrobiłam się senna. Położyłam się na ziemi, okryłam miękkimi piórami. Niespodziewanie zasnęłam. Śniło mi się coś bardzo dziwnego. Jakby stare zdjęcia, łączące się w film. Zmieniające się obrazy, wpierw spokojny anioł, a zaraz potem ten sam anioł w płomieniach, z palącymi się piórami. Wszędzie leżały martwe sylwetki. Obudziłam się zlana potem, roztrzęsiona.Szybko wstałam, otworzyłam okno i wyszłam na dach, w środku nocy. W cieniu drzew rozprostowałam skrzydła, a sama przytuliłam kolana do klatki piersiowej. Siedziałam tam do świtu, do czasu jak zauważyłam, że miasto budzi się do życia. Wślizgnęłam się do domu, założyłam wisior i położyłam się w łóżku. Do godziny siódmej nie spałam, nawet nie próbowałam. Oczy miałam szeroko otwarte, wpatrywałam się w pióro, które przez przypadek wyskubałam ze skrzydła, gdy wchodziłam do pokoju. Leżał na parapecie, gdy zawiał lekko wiatr i porwał go.  
Ubrałam się, zjadłam śniadanie i wyszłam do szkoły. Spodziewałam się Luka przy bramie, jednak nie było go tam. Tylko Mike. Gdy mnie zauważył, okrążyłam teren szkoły i weszłam tylnym wejściem do budynku. Lekcje mijały, przerwy wydawały się dłuższe niż zazwyczaj. A jego nie było. Czas spędzałam z Sandy, udając, że jestem szczęśliwa, że nic się nie dzieje. Jednak kłębił się we mnie niepokój. Po lekcjach wyszłam ze szkoły i zmierzałam w kierunku bramy. Nagle znikąd zjawił się Mike. Spojrzałam na niego lekko zaniepokojona.
- Gdzie jest Yaro? - Warknął.
- Ciekawe skąd ja mam to wiedzieć. - Odparłam równie niemiło i go wyminęłam.
- No to może mi powiesz gdzie podziewa się twój rycerz?
- Nawet gdybym wiedziała... Nie twój zasrany interes. - Obejrzałam się za nim i przekroczyłam bramę.
Wracając do domu zatrzymałam się na chwilę przy jego domu. Chciałam wejść na chwilę, jednak coś wewnątrz mnie podpowiadało "Nie panikuj, dziewczyno. Nic się nie stało.". Minęłam jego dom, oraz pare innych i weszłam do swojego domu. Pokoju. Zamykając się na klucz.
Napisałam do niego jedną wiadomość, a potem zadzwoniłam. Jednak on nie dawał znaku życia. Zauważyłam, że ostatnio cały czas zamykam się w pokoju. Gdy nie było przy mnie Luka, wolałam spędzać czas w samotności.
Rozdrażniona chodziłam po pokoju, szukając jakiegoś przedmiotu, który mogłabym porozrywać na strzępy. Potem ochłonęłam i odtwarzałam w myślach wczorajszy dzień. A raczej jego przyjemniejszą część.
Gdy nastała noc znów wyszłam na dach, po raz kolejny siedząc na nim do rana.
Kolejny dzień, Luke również był nieobecny.
Nadal nie dzwonił, nie pisał. A ja przestałam spać. Gdy tylko zapadał zmrok wychodziłam na świeże powietrze. Albo raczej - wylatywałam.
Dni i noce mijały, każda godzina się dłużyła. Każdy dzwonek na przerwę przypominał mi o tym, że po raz kolejny spędzę ją w towarzystwie Sandy. Nie żeby coś, lubiłam ją. Ale Sandy to nie Luke.
Każda lekcja była taka sama, choć przedmioty różne. Codziennie ta sama ilość wykonanych połączeń, napisanych sms'ów. Codziennie jedno spojrzenie na dom Luka, i dwie myśli - Iść, albo po raz kolejny obejść go i znów zamknąć się w pokoju.
I tak przez dwa tygodnie.
Czternastego dnia coś we mnie pękło. Nie mogłam już wytrzymać.
Już nie zastanawiałam się, czy pójść do Luka, czy po raz kolejny wmówić sobie, że nic się nie stało.  

23 ~ Luke.

- Kocham Cię. - Szepnęła. Otworzyłem oczy szerzej, a jej twarz była rozpromieniona. W sumie, po raz pierwszy mi to powiedziała. Wpatrywałem się w nią bardzo długo, podziwiałem ją. Była taka piękna, niezwykła... Jedyna taka na całym wszechświecie, stworzona właśnie dla mnie. Tylko dla mnie. A ja dla niej. Nie musiałem znać ją latami, by kochać równie mocno. Po prostu uczucie pojawiło się wraz z tym, kiedy przybyła do szkoły. Kiedy ją zobaczyłem, od razu widziałem w niej dziewczynę inną. Inną, niż cała reszta dookoła.
- Kocham Cię. - Powtórzyłem po paru minutach, a ona pocałowała mnie tak czule, jak jeszcze nigdy mnie nie całowała. Jej chłodne ręce wędrowały po moim karku, a piękne oczy ukryły się za zamkniętymi powiekami. Mimo dzisiejszego zdarzenia w szkole, nadal była szczęśliwa i uśmiechnięta. Nie wyglądała na przestraszoną czy wściekłą. Była szczęśliwa, po prostu. Cieszyłem się w środku, że z Yarem nie doszło do niczego więcej. Że nie zrobił jej niczego więcej, choć i tak przegiął. Nie rozumiałem tylko, dlaczego odważył się ją dotykać w szkole. Jeżeli chciałby naprawdę zrobić jej krzywdę, zgwałcić lub coś w ten deseń, na pewno nie zrobiłby tego w aż tak publicznym miejscu.
Teraz już wiem. On tylko czekał, aż pojawię się ja.
Odprowadziłem Leah do domu. Staliśmy tak przed furtką do jej ogródka, gdy znów rzuciła się w moje ramiona. Mogłem ją tulić bez końca.
- Muszę już naprawdę iść. Powinnam być w domu od dawna, a mo...
- Dobra. - Przerwałem jej. - Nie tłumacz się tyle, uciekaj już. Nie chcę, by Twoi rodzice mieli o mnie złe zdanie. - Dodałem, uśmiechając się jak głupi.
- I za to właśnie Cię kocham. - Leah zaśmiała się szczerze, a mi nadal robiło się dziwnie słysząc " Kocham Cię ". Nie mogło do mnie dotrzeć, że Leah jest moja. Że ta "nowa" ze szkoły, która dołączyła dopiero do drugich klas, jest tutaj, obok. A później pomyślałem o Davidzie, który patrzy na nią z takim wielkim podnieceniem w oczach. O Yarze, który dzwonił każdego ranka, palił ze mną papierosy i bujał się w nocy po mieście. Na pewno będzie mi tego brakowało. Ale przesadził. Wątpię, bym jeszcze kiedykolwiek podał mu rękę. Leah już po chwili zniknęła w domu, oddaliłem się gdy tylko zatrzasnęły się za nią drzwi. Zapaliłem papierosa, idąc w stronę rzeki. Nie miałem ochoty jeszcze wracać do domu. Włączyłem swoje ulubione piosenki na telefonie, słuchając ich przez słuchawki. Czas leciał tak szybko, a chciałem, by ten dzień nie kończył się nigdy.
Nad rzeką myślałem o wszystkich po kolei. Dopiero teraz zorientowałem się, że Jessica już za mną nie lata. Nie wita się ze mną, i nie robi scenek. Pewnie stał za tym Yaro, a ona by mu się przecież nie sprzeciwiła. Ale to dobrze. Teraz liczyła się tylko Leah. Pewnie leżała teraz na łóżku w swoim pokoju, albo siedziała w oknie, obserwując niebo. Zauważyłem, że lubi to robić. Miałem wrażenie czasami, że wyobraża sobie, że umie latać... Chciałbym spełnić jej marzenie, jednak nie było to z fizycznego względu możliwe. Ja nie musiałem mieć skrzydła, by latać. Każdą chwilę, kiedy Leah była przy mnie, spędzałem w niebiosach.

- Co odwaliłeś w szkole? - Spytała pod wieczór macocha, wgapiając się we mnie z pogardą w oczach. - Dzwoniła Twoja wychowawczyni, pedagog szkolny i nawet jakaś policjantka. Pobiłeś kogoś, prawda?
Nie miałem ochoty na tę rozmowę. Nawet jakbym jej wytłumaczył co wtedy ujrzałem, nie zrozumiałaby. A jakby zrozumiała nawet, to i tak by znalazła powód, by zrobić awanturę.
- Nic wielkiego. Nie odbieraj telefonów, tak jak zawsze. - Rzuciłem, nadal bazgroląc coś na kartce w zeszycie. Nie myślałem nad tym, co rysuję. Byłem tak zamyślony, że dopiero teraz zauważyłem swoje dzieło. Narysowałem anioła, czarnego. Identycznego, jak na mojej bransoletce. Delikatnie odchyliłem głowę, by przyjrzeć się rysunkowi z nieco innej perspektywy. Wyszedł mi całkiem nieźle, chyba był to mój najlepszy 'bazgroł' w życiu. Macocha usiadła obok mnie, na łóżku. Sprawiło to, że serce miałem już w gardle. Jakim cudem, ona dobrowolnie usiadła ze mną na jednym łóżku? I nawet nie wyglądała na zdenerwowaną. Teraz wpatrywała się w mój zeszyt, a ja niby niechcący zasłaniałem jej ręką swoje rysunki. Nie chciałem, by teraz uznała mnie jeszcze za wariata.
- Stanąłeś w obronie tej dziewczyny...- Mruknęła cicho. - Prawda?
Powaliła mnie tym z nóg. W tej chwili wydawała się być... Zatroskana? Wyrozumiała? W każdym razie, ktoś ją musiał podmienić. To nie była ta sama kobieta, przynajmniej nie teraz. Teraz patrzyła na mnie jakby z przerażaniem w oczach, udawałem, że tego nie widzę. Przysunęła się bardziej na środek łóżka, siedząc pewniej siebie.
- Dlaczego teraz Cię to interesuje? Jeżeli chcesz się wydrzeć... Od razu mówię, że inaczej bym nie postąpił. Ten dupek przegiął, nie miał prawa jej nawet dotknąć. - Warknąłem, znów wgapiając się w rysunek anioła.
- Nie mam Ci tego za złe. - Powiedziała spokojnie, tłumacząc. - Jestem zadowolona, że tak zrobiłeś.
Teraz to czułem się nieswojo. Przeszła mi przez głowę myśl, że może jest chora, i gada głupoty. Albo stało się coś strasznego, i musiała mi zaraz przekazać złą wiadomość.
- I nie jesteś wkurzona, że mam problemy? - Zapytałem z ciekawości, lekko się uśmiechnąłem. To już w ogóle nie było do mnie podobne, nie wiem nawet, dlaczego to zrobiłem. Wpatrywałem się w macochę. Była jak z kamienia, ale nie teraz... W jej oczach pojawiły się łzy. Mimo że się powstrzymywała, było je widać.
- Widzisz... - Mówiła twardo, nie było słychać by łamał jej się głos. - Kiedyś i ja byłam w podobnej sytuacji. - Spojrzała na mnie. - Tylko, że mi nikt nie rzucił się na pomoc.
Sparaliżowany, poczułem na sobie ból, który ona w sobie właśnie powstrzymywała.

22 ~ Leah.

To wszystko działo się tak szybko, że do tej chwili nie jestem do końca pewna jak to się stało. Po prostu znikąd pojawił się Luke i zaczął bić Yara. Nie zamierzałam go powstrzymywać, na początku. Yaro na to wszystko zasłużył. Ale Luke nie przestawał. To wyglądało tak, jakby zamierzał bić Davida w nieskończoność.
Pobiegłam po nauczycielkę, która siłą ich od siebie odciągnęła. Obaj wylądowali u dyrektora.
Stałam przed drzwiami i czekałam aż Luke wyjdzie. Czas mijał, dłużył się niemiłosiernie. Bałam się, że Luke zostanie wyrzucony ze szkoły. Po jakiejś godzinie przyszła policjantka. Spojrzała na mnie porozumiewawczo.
- To ty jesteś tą dziewczyną? - Spytała. Jej głos był niski, jak na kobietę.
- Z pewnością. - Ciężko westchnęłam i spojrzałam na podłogę. Naraz usłyszałam pukanie, choć wydawało mi się bardzo odległe. Kobieta otworzyła drzwi i weszła do gabinetu dyrektora. Wtedy podeszła do mnie szkolna psycholog, zaprosiła mnie do sali, gdzie mogłabym jej opowiedzieć co się działo. Dokładnie i po kolei. Z tego co jej powiedziałam, wywnioskowała, że doszło do molestowania. Nie sądziłam, że tak jasno i wyraźnie da mi to do zrozumienia. Była zdziwiona, że po takiej traumie jeszcze się trzymam. Ale ja jakoś nie odczuwałam traumy. W końcu dostał za swoje, a poza tym do niczego "szczególnego" nie doszło. Psycholog zadzwoniła do moich rodziców, jednak ani mama, ani tata nie odebrali. Typowe. Praca, dom. Dom, praca. Wiedziałam, że czeka mnie dzisiaj ciekawa pogawędka. Byłam pewna w stu procentach, że będą dociekliwi. No bo niby po co dzwoniłaby do nich szkolna psycholog. W dodatku po parę razy. Gdy już sobie odpuściła zapewniłam, ją że od razu po zeznaniach pójdę do domu.
Wyszłam na korytarz, gdy zabrzmiał dzwonek. Przeszłam kawałek i znalazłam się pod gabinetem dyrektora. Cóż, tutaj rzadko jaki uczeń przebywał. Nie było przyjemnością spędzać czas z dyrektorem. 
Po dzwonku poczekałam chwilę. Wpierw wyszedł Yaro, ale ledwo stał na nogach, więc nie sądzę by nadal chciał się ze mną całować. Potem Luke. Przytuliłam go do siebie, jednak nie za bardzo miałam czas na czułości, gdyż drzwi ponownie się otworzyły i dyrektor zaprosił mnie do środka.
Musiałam wszystko powtarzać po raz kolejny. On, jakby tylko potakiwał i spoglądał na policjantkę, która robiła szczegółowe notatki. Potem dyrektor na moment wyszedł i zostawił mnie z nią sam na sam.
- Czyli... Luke Craven Cię bronił, tak?
- Tak.
- A David White dopuścił się molestowania, tak? - Prosto, bezpośrednio. I wszystko po imieniu. Jak ja nie lubiłam takiego zachowania. Westchnęłam głośno.
- Jeżeli tak właśnie wygląda molestowanie, to tak.
- Dobrze. Choć i tak uważam, że sprawa nie jest do końca jasna. Jak na obronę, Craven był zbyt brutalny. Podał mi numer kontaktowy do swojej matki...
- Macochy. - Poprawiłam. Kobieta zmierzyła mnie badawczym wzrokiem.
- Macochy. - Powtórzyła i wstała. Wyszłam z pokoju dyrektora. Przed drzwiami stał Luke. 

 A później wyszliśmy ze szkoły. Jedne wagary na pewno nikomu nie zrobiłyby krzywdy. Mimo, że Luke nie oberwał to nogi się pod nim uginały ze zmęczenia i zdenerwowania.
W parku usiedliśmy na ulubionej ławce Luka. Chłopak położył głowę na moich kolanach i zamknął oczy. Słońce oświetlało jego twarz... Przyglądałam się chwilę, a wtedy on otworzył oczy i spojrzał na mnie. Promienie słońca przenikały przez tęczówki, dzięki czemu oczy wyglądały jakby miały kolor miodowy. Uśmiechnęłam się lekko i schyliłam głowę by go pocałować.
- Dziękuję. - Szepnęłam mu do ucha i się cofnęłam. Chłopak patrzył teraz na mnie z zaciekawieniem.
- To był po prostu rewanż za sińca i obtłuczoną dłoń. - Odparł równie cicho.

niedziela, 28 kwietnia 2013

21 ~ Luke.

Wyszedłem od Leah gdy tylko jej rodzice wrócili z powrotem do domu. Rozmawialiśmy jeszcze o głupotach, opowiadaliśmy o sobie. Mimo, że byłem w niej zakochany, nadal wydawała się być dla mnie tajemniczą, nieznaną osobą. W sumie, nie wiedziałem o niej wiele. Wiedziałem jak się nazywa, gdzie mieszka i poznałem część jej rodziny. Nie chciała opowiadać o poprzednim domu, co robi na wakacje, ani co zamierza robić w przyszłości. Powtarzała tylko, że nie planuje w przyszłości niczego większego, z pewnych powodów, których nie wyjaśniła.
W domu macocha urządziła mi awanturę, o rzekome wandalizmy - Widziała mojego sińca na twarzy i podrapaną rękę. Uważała, że napadając kogoś oberwało mi się. Było to na tyle śmieszne, że z uśmiechem na twarzy, nie wyjaśniłem jej nic, tylko zaszyłem się w pokoju.

,, Miałeś napisać, jak wrócisz do domu. Ze względu na Twojego kochanego kumpla, mam znacznie większe powody by się zamartwiać bardziej, niż zwykle. " - Napisała do mnie Leah.
Rzeczywiście, zapomniałem. Miałem ją poinformować, że wróciłem bezpiecznie do domu. Przesadzała może trochę, ale jej niepokój był uroczy. Znów chciałem ją przytulić. Dorwałem się do zeszytu od angielskiego, pisząc wypracowanie. Nie chciałem już na samym początku zawalać jakiegoś przedmiotu. Reszty planu nie sprawdzałem, ze względu na moje lenistwo. Otworzyłem okno. Była piękna, gwiaździsta, lecz nieco chłodna noc. Zbliżała się jesień wielkimi krokami, było czuć w powietrzu. Na razie chciałem jednak cieszyć się zielenią za oknem, nie znosiłem zimnych pór roku. Zapaliłem papierosa.

- Nawet nie odpisałeś, chłopcze mój drogi. - Rzuciła nieco podirytowana, jednak mimo chęci uświadomienia mojego błędu, uśmiechała się.
- Wybacz, wziąłem się za odrabianie lekcji. - W końcu dotarłem do niej, całując ją na powitanie. Jakby z dnia na dzień, nie widziałem już w tym nic złego. Mimo braku pewności myślałem, że jesteśmy parą. Jeżeli byłoby inaczej, nie pozwalała by na takie scenki. Wtuliła się we mnie jak każdego dnia, a ja pocałowałem ją w czoło. Uśmiechnęła się i poczułem, że właśnie jej szukałem przez całe życie. A przynajmniej tak mi się wydawało. Przy bramie minęliśmy Yar'ego i resztę kumpli. Jeremy się przywitał ze mną tak jak zawsze, a David i Mike skarcili go spojrzeniem.
- No, co? - Wkurzył się Jeremy. - Nie mam zamiaru mieszać się w waszą debilną kłótnię, i udawać, że go nie znam. - Dodał oburzony, i razem z nami wszedł do szkoły. Yaro chyba był zaskoczony, bo nic na to nie odpowiedział. Z Jeremy'm spędziliśmy prawie wszystkie przerwy, dzień jednak się długo ciągnął. Na długiej przerwie nie znalazłem Leah pod klasą, więc przeszedłem się po szkole, przeszukując ją wzrokiem. Zadzwonił dzwonek, a ja nigdzie jej nie znalazłem. Przeczuwałem, że poszła do biblioteki, a ja po prostu zapomniałem tam sprawdzić. Korytarz opustoszał, a ja nie wiadomo dlaczego zostałem jeszcze chwilę, jakby czekając na to, że ją zobaczę. Było to trochę nienormalne, bo przecież nie widziałem jej tylko czterdzieści pięć minut.
- Ogarnij się! - Usłyszałem z daleka, dość ciche warknięcie Yarego. Co jak co, ale jego głos rozpoznawałem bardzo dobrze.
- Odwal się gnoju.. - Leah. To była ona, na sto procent. Przez moją głowę przewędrowało nagle setki myśli. Pierwsza z nich przedstawiała Leah pod ścianą, a nad nią Yaro z nożem w ręce. Nie czekałem dłużej, zacząłem biec przed siebie. Biegłem tak szybko, a korytarz mimo to wydawał się być najdłuższą trasą jaką kiedykolwiek przebyłem. Dobiegłem do końca, i skręciłem w prawo. Było to jedyne takie miejsce w szkole, przy drzwiach do starej sali od języka Francuskiego. Praktycznie nigdy nikogo tu nie było, nawet uczniowie nie zaszywali się w ten nieco zakurzony, stary zakątek szkoły. Przed moimi oczami ukazał się Yaro i Leah. Dziewczyna była przyciskana do parapetu okna, a David trzymał ją z całych sił. Miała podwiniętą koszulkę, a Yaro trzymał ją za tyłek, chyba starając się ją pocałować. Jak on do cholery śmiał ją tak dotykać, w dodatku w szkole? Przecież w każdej chwili mogła go usłyszeć jakaś nauczyciela. Niewiele myśląc rzuciłem torbę, rzucając się na Davida. Wywrócił się zaskoczony, i zacząłem go tłuc po twarzy, jakby wstąpił we mnie zupełnie ktoś inny. Leah szybko dorwała się do swojego plecaka, i oddaliła na bezpieczną odległość. Yaro w tej bójce nawet mnie nie drasnął. Za to ja pozbawiłem go jednego zęba, i ozdobiłem mu twarz pięknymi sińcami. Jeszcze nigdy się tak nie zachowałem. Gdyby Leah nie pobiegła po nauczycielkę z najbliższej sali, pewnie trzaskałbym go tak do utraty przytomności.

20 ~Leah.

Staliśmy tak jakiś czas - on całujący mnie po szyi, a ja z zamkniętymi oczyma. W końcu je otworzyłam, jednak były tak zaszklone, że nic nie widziałam. Mrugnęłam kilka razy i spojrzałam w odbicie w lustrze.
- Wierzę Ci. - Odparłam cicho, a głos mi się załamał. Luke przytulił mnie mocniej, a ja oparłam głowę na jego ramieniu. Odwróciłam się w jego stronę i otarłam lekko policzkiem o jego szyję.
- I już nie masz żadnego kontaktu z tą dziewczyną?
- Nie, wyjechała gdzieś.
- To czemu Yaro o tym mówił, po co?
- Z pewnością po to by nas skłócić. Ale mu się nie udało. - Uśmiechnął się lekko. Spojrzał na mnie, jakby chciał swoją szczerość pokazać w swych pięknych oczach.  Nagle usłyszałam trzaśnięcie drzwi wejściowych. Odskoczyłam lekko i spojrzałam na zegarek. Pewnie rodzice wrócili, z Chrisem. Otarłam łzę, która spływała mi po policzku. Wtedy do pokoju wszedł Chris, a gdy ujrzał Luka, podbiegł do niego i się przytulił. Ignorując mnie, oczywiście.
- Luke, Luke. - Piszczał uradowany.
- Cześć młody. Jak było w przedszkolu?
- Fajnie! - Krzyknął Chris i zaczął gestykulować rękoma, jakby chciał opisać cały swój dzień machnięciem ręki. 
Luke pogłaskał go po głowie, a młody uśmiechnął się szeroko. Do mojego pokoju weszli mama i tata. Byli nieco zdziwieni gdy ujrzeli Luka.
- Mamo, tato... Poznajcie Luka. - Wybełkotałam zmieszana. Mama przekroczyła próg pokoju, a za nią tata.
- Margaret Saylen. - Przedstawiła się moja mama i uścisnęła dłoń Luka, który ku mojemu zaskoczenia pocałował ją w dłoń, odpowiadając:
- Luke Craven, bardzo miło mi poznać. - Mama uśmiechnęła się delikatnie, chwilę później przedstawił się tata. Nastała głucha cisza. W końcu tata spojrzał na mnie znacząco.
- Córcia, słuchaj. My z Chrisem jedziemy do dziadków. - Powiedział i spojrzał badawczo na Luka. - Będziemy wieczorem. - Dodał i wyszli.
Chris się zapierał, nie chciał iść. Ze łzami w oczach żegnał Luka, jakby miał go już nigdy nie zobaczyć.
Kiedy drzwi ostatecznie się zamknęły, usiadłam na łóżku. Luke obok mnie. Spojrzałam na jego rękę, na ranę, a potem na bransoletkę. Chwyciłam jego dłoń i zaczęłam się przyglądać czarnemu aniołowi. Był taki ... Zadziwiający. Niby z kamienia, ale nie do końca. Rzemyk był czarny, zresztą tak samo jak mój. Przez przypadek drapnęłam paznokciem ranę, a na twarzy Luka ukazał się grymas bólu.
- Nie, tak nie może być. - Powiedziałam stanowczo i spojrzałam w oczy chłopaka.
- Ale co masz na myśli? O co chodzi? - Zapytał zdezorientowany.
- O to, i o to... - Wskazałam ranę i dotknęłam sińca na jego policzku. - Co musi się stać by Yaro w końcu przestał?
- Nic... Znudzi mu się. - Pocałował mnie lekko, co po raz kolejny sprawiło, że zapomniałam o czym przed momentem mówiłam. Gdy się odsunął myśl powróciła.
- A jeśli nie?
- Leah, jestem pewny. - Spojrzał wpierw na mnie, a potem na obraz który leżał na podłodze. - Co tu się stało? - Spytał żartobliwie. - Tłukłaś się po całym pokoju?
- Można tak powiedzieć. - Zaśmiałam się lekko. Luke przeczesał delikatnie moje głosy, a potem wtulił się w moją szyję. Uśmiechnęłam się lekko...
Byłam szczęśliwa.

sobota, 27 kwietnia 2013

19 ~ Luke.

Nie zastanawiałem się długo nad odpowiedzią. Złapałem znów telefon do ręki, pisząc sms'a.

,, Będę koło dziewiętnastej. "

Wszedłem do łazienki, spoglądając w lustro. Nie podobało mi się to, co zobaczyłem. Po prawej stronie szczęki jawił się nieco fioletowy siniak, którego na pewno Leah zauważy. W pewnej chwili chciałem go jakoś zakryć pudrem macochy, jednak postanowiłem, że nie będę bawić się w malowanki. Roztrzepałem ręką włosy, znów wstrzymałem oddech. Wzdłuż dłoni przebiegała widoczna rana, od przecięcia. Była dość duża, co znów mnie zmartwiło. Założyłem trampki i wyszedłem z domu. Z kapturem na głowie, słuchawkami w uszach i grzywką przysłaniającą oczy, nie wyglądałem na przyjaźnie nastawionego człowieka. Nie miałem tego dnia humoru, szczególnie przez wcześniejsze zajścia w szkole. Pod domem Leah zastanawiałem się, jak spokojnie jej wytłumaczyć swój wygląd, którego jej piękne oczy nie przegapią. ,, Yaro zrobił swoje. Chyba mu ulżyło. " Nie, nie brzmiało to wystarczająco dobrze. Nie miałem ochoty stać teraz pod jej domem w zamyśleniu, zadzwoniłem do drzwi, ściągając kaptur. Otworzyła we własnej osobie Leah. Uśmiechnęła się szeroko, po chwili się we mnie wtulając. Czując jej bliskość znów poczułem się spokojnie.
- Dobrze, że jesteś. - Szepnęła, odrywając się ode mnie. Złapała mnie za rękę, i pociągnęła wgłąb jej domu. Był piękny, zadbany, schludny. I duży. Gdyby nie to, że ciągle się w nią wgapiałem, pewnie podziwiałbym go o wiele dłużej. Zaprowadziła mnie do swojego pokoju, który też był czysty i zadbany. Ciepłe kolory, szczerze mówiąc - przytulny. Pierwszą rzeczą jaką zauważyłem, był leżący na ziemi obraz. Chyba spadł ze ściany, bo został na niej tylko samotny gwóźdź. Usiedliśmy na jej łóżku bez słowa, wpatrując się w siebie wzajemnie.
- Piękne mieszkanie. - W końcu się odezwałem, a ona uśmiechnęła się delikatnie. - I pokój.
- Skoro tak mówisz... - Westchnęła, zbliżając swoją twarz do mojej. Pocałowała mnie delikatnie, po chwili otwierając oczy. Odsunęła się powoli, a jej oczy stały się większe niż zwykle.
- Co jest... - Szepnęła, dotykając sińca na mojej twarzy. - Co Ci się stało? - Dodała zaniepokojona.
- Nic. - Mruknąłem. - Nic, czym powinnaś się teraz przejmować. - Znów ją pocałowałem, jednak ta szybko się odsunęła. Już wiedziałem, że zaraz nastąpi fala pytań, więc westchnąłem głośno, podnosząc się z łóżka. Podszedłem do okna, oglądając przechodzących ludzi.
- Luke, co jest? - Zbliżyła się do mnie, łapiąc za ręce. - Odpowiedz. - Domagała się. Odwróciłem się do niej przodem, zacząłem przeczesywać jej włosy ręką.
- Trochę się posprzeczałem z Yaro, nie przejmuj się. - Wymusiłem uśmiech, a ona przystawiła moją rękę do swojej twarzy, jakby się w nią wtulała.
- To moja wina, prawda? - Jęknęła, kierując wzrok w okno.
- Nie, daj spokój. To wina Davida i jego chorej głowy. - Pogładziłem jej policzek ręką, chyba ją uspokajając. Po chwili znów cicho jęknęła.
- I to też?! - Podniosła głos, spoglądając na moją dłoń. Zapomniałem o ranie, jednak nie widziałem powodu by ukrywać to przed nią.
- Daj już spokój. - Podszedłem znów do łóżka, niedbale się na nim wyciągając. - To nic. Leah położyła się obok mnie nieco podirytowana, leżeliśmy tak w milczeniu koło dwudziestu minut. Po tym czasie, podniosłem się w pozycję siedzącą.
- Chciałaś wiedzieć co się stało z moją poprzednią dziewczyną. - Powiedziałem jednym tchem, serce zawaliło mi mocniej. Leah podniosła się, patrząc na mnie z ciekawością.
- Chodziłem kiedyś z laską, która nieco świrowała... - Zacząłem, przerywając nagle. Szukałem odpowiedniego zwrotu. - Gdy zdecydowałem by z nią zerwać, zwariowała. Zerwałem z nią kontakt, a ona poinformowała mnie pewnego razu, że... - Przejechałem ręką po swoich włosach, nieco się stresując. - Że jest w ciąży.
Leah delikatnie otworzyła usta, chyba z zaskoczenia. Widziałem, że jej oddech przyspieszył, przełknęła ślinę. Jej spojrzenie wylądowało na podłodze, była jeszcze bardziej zestresowana niż ja.
- Później podobno usunęła płód, ale nie wierzę w to. To znaczy... Nie byłem ojcem dziecka. Prawdopodobnie kłamała, żeby mnie przy sobie przytrzymać. - Leah wstała, podchodząc do lustra na ścianie.
- Prawdopodobnie? - Zapytała cicho, ledwie słyszalnym głosem. - Czyli nie jesteś pewien...
Podniosłem się szybko, podchodząc szybkim krokiem do Leah. Stałem za jej plecami, a w lustrze zauważyłem, że naprawdę do siebie pasujemy.
- Jestem pewien. - Powiedziałem pewny siebie, całując ją po szyi. - Chcę tylko, abyś mi uwierzyła. - Leah trzymała w dłoni swój kamyk na rzemyku, ruszając nim palcami. - I czuła się przy mnie bezpieczna.
Przytuliłem ją do siebie, a ona zamknęła oczy.

18 ~ Leah.

Kompletnie nie rozumiałam postępowania Luka. Po tym jak mu powiedziałam, że czuć od niego papierosy nie całowaliśmy się. Odprowadził mnie pod sam dom, a ja nawet nie pozwoliłam mu się przytulić. Byłam zdenerwowana.
W domu tata mnie pytał, czemu tak późno wróciłam. Bo zawsze wracam przed dwudziestą, a teraz taki wybryk - godzina dziewiąta. Moi rodzice chyba nie wiedzieli, że mam osiemnaście lat. Albo nie chcieli o tym wiedzieć. Cóż, niezbyt się tym przejmowałam. Miałam do niemal wszystkiego prawo, jeszcze tylko miesiąc i oficjalnie będę osobą pełnoletnią.  
Przebrałam się i zamknęłam się w pokoju. Zasnęłam szybko, i rano powinnam była czuć się wyspana. Jednak nie było tak. Obudziłam się spóźniona, a w dodatku strasznie bolała mnie głowa. Rodziców, ani brata już nie było w domu, tak więc mogłam sobie pozwolić na jeden dzień wolny od szkoły. Przed godziną siódmą po południu nikt się nie zjawi. A potem i tak nikt nie będzie się interesować moim losem. Mogłę odpoczywać.
Poszłam po łazienki i wzięłam silną tabletkę. Wróciłam do pokoju. Usiadłam na ziemi i zdjęłam naszyjnik. Od razu poczułam ciężar spoczywający na moich plecach. Siedziałam teraz na środku pokoju, opatulona śnieżnobiałymi skrzydłami. Były ogromne, a pióra miękkie, delikatne. Obróciłam się, by lepiej się im przyjrzeć. Były takie piękne... Rozpostarłam je, a piórami strąciłam obraz ze ściany.
Wstałam i zrobiłam dwa kroki w stronę okna. Skrzydła były tak duże, że nie mogłam się z nimi swobodnie poruszać po pokoju. Spojrzałam na ogród, na zarysy szkoły... Mogłabym zrobić coś szalonego... Wylecieć przez okno, i czekać na Luka pod szkołą. I niech wszyscy wiedzą, że jestem aniołem. Ale pomimo tego, że byłam takim dziwnym stworzeniem... Można nawet powiedzieć, że boskim... Byłam również tchórzem, i jak mój brat, ojciec, mama i cała reszta rodziny, odpowiedzialna za swój ród. Według ludzi byliśmy tylko wymysłem, niech więc tak pozostanie.
Założyłam wisior na szyję, a już po chwili skrzydła zniknęły. To za jego pomocą, chroniłam swoją tajemnicę. I już nie raz oberwałam za... No na przykład ćwiczenie z tak długim naszyjnikiem na lekcjach wychowania fizycznego. Co prawda, rzemyk mógłby być krótszy, ale nie wadził mi. Położyłam się, i czekałam, aż ból głowy przejdzie. Wkrótce zasnęłam.
Obudziłam się po południu, bez zawrotów i bólu głowy. Tak więc, pełna chęci do życia, i głodna poszłam się najeść, a potem wykąpać. Około osiemnastej dostałam sms'a od Luka.

" Nie było Cię, proszę odezwij się. "

Odpisałam równie krótko, bo nie wiedziałam co dokładnie napisać. "Odezwij się". Słowa przez które nagle nie masz nic do powiedzenia, nie wiesz co zrobić. Twój słownik staje się ubogi, i akurat w tym momencie, na przekór losu, chcesz milczeć.

" Nic się nie stało. Możesz wpaść jak chcesz ... "    

piątek, 26 kwietnia 2013

17 ~ Luke.

Pocałowałem ją. To było bardzo spontaniczne, ale w sumie, jak najbardziej poprawne. Widziałem radość w jej oczach i szczęście, którym mogłem się z nią podzielić. Widziałem Yara, który stał kilka metrów dalej. Widział mnie i Leah, całujących się. Teraz wydało mi się to szalone, byłem niemalże skazany na obitą mordę. Jednakże w tym momencie, miałem zbyt dobry humor, by się tym przejmować. Drugą sprawą która mnie dręczyła, była odpowiedź na pytanie Leah. ,, Co z Twoją dziewczyną " ? Miała na myśli fragment tego, co powiedział Yaro. Miałem mu to jak najbardziej za złe. Wiedziałem, że Leah teraz może czuć się nieco zestresowana, i miała do tego prawo. W zeszłym roku miałem problemy z pewną dziewczyną, racja... Jednak nie było to nic, czym mógłbym się chwalić. Nie chciałem, by Leah się tym dowiedziała. Bałem się, że mi po prostu nie uwierzy.
- Yaro nas widział. - Szepnęła, siedząc obok mnie na ławce w parku. Była godzina ósma wieczorem, w parku robiło się szarawo, a mimo to, nadal było tu pięknie. - Wiesz, w szkole.
- Nie ważne. - Odpowiedziałem pewnie, uśmiechając się. Przeczesałem jej włosy palcami, wpatrując się w jej usta. Znów miałem ochotę ją pocałować, ale się powstrzymałem. Mimo tego, chciałem zachować jakiś dystans. Wszystko po kolei.
- A mi się wydaje, że ważne. Nic głupiego nie zrobi? - Zapytała spokojnie, cichutko, jakby opowiadała mi jakąś bajkę, a w jej głosie nie było ani grama lęku. Początkowo zastanawiałem się nad odpowiedzią, jednak znów zacząłem mówić tak, by ją uspokoić.
- Przecież Ci mówiłem, że jest wszystko w porządku. - Odpowiedziałem, robiąc już poważną minę. Podciągnąłem się na ławce, siadając bardziej schludnie. Wpatrywałem się gdzieś w dal, gdzie biegał rudy pies. Tak naprawdę nie skupiałem się nad psem, ale zastanawiałem się, co będzie nadal z Davidem.
- Dzisiejsza wasza rozmowa nie wskazywała na to, żeby wszystko było w porządku. - Powiedziała nieco głośniej, z niepewnością w głosie.
- Nie przejmuj się.
Chciałem brzmieć jak najbardziej pewnie, aby nie wzbudzać niepożądanego stresu.
- A teraz powiesz mi, co miał na myśli? - Znów ten temat. Wiedziałem od razu, o co jej chodzi, jednak starałem się palić głupa.
- Hmm? - Mruknąłem, zapalając papierosa.
- O tą dziewczynę, o której wspomniał Yaro.
Wziąłem głęboki wdech, odwracając od niej głowę. Jak mogłem jej to wytłumaczyć, nie tracąc jej zaufania?
- Nic nie miał na myśli. - Powiedziałem cicho, unikając jej wzroku. Zaciągnąłem się papierosem, wstając z ławki. Wyglądało to jakbym nie chciał, by było czuć od niej papierosy, jednak tak naprawdę liczyłem, że zmienimy temat.
- Proszę, tylko tego nie rób. - Jęknęła, nie spuszczając ze mnie swojego spojrzenia.
- Czego? - Spytałem, tym razem już zaskoczony jej prośbą.
- Nie okłamuj mnie.
Jej prośba sprawiła, że czułem jak sumienie rozrywa mnie od środka. Przetarłem oczy ręką, co zasugerowało, że czuję się w zakłopotaniu.
- Leah... Długa historia, w dodatku nieprawdziwa. Nie martw się, nie jestem seryjnym mordercą. - Dodałem nieco z ironią, co speszyło Leah.
- Jak chcesz. - Oparła się plecami o ławkę, teraz to ona odwróciła ode mnie wzrok. Zgasiłem papierosa, zbliżając się do Leah. Przykucnąłem przed nią, przechylając się w jej stronę. Chciałem ją pocałować, jednak ta odsunęła się ode mnie, co mnie początkowo zaskoczyło.
- Śmierdzisz fajkami. - Burknęła, jednak z łatwością można było stwierdzić, że to nie to było powodem jej zachowania. Zaśmiałem się pod nosem, widząc jej gburowatą minę. Usiadłem znów obok, łapiąc ją za rękę.

16 ~ Leah.

Całą lekcję matematyki zastanawiałam się czy te teksty Yara i Mike'a były tylko prowokacją, czy może jednak prawdą. Sandy znów coś rysowała. Jednak byłam zbyt zajęta podziwianiem widoku za oknem, by spojrzeć na kolejne dzieło mojej koleżanki. Wkrótce potem zadzwonił dzwonek. Zamyślona wyszłam z sali i powlekłam się na ławki. Usiadłam na tym miejscu, gdzie wczoraj Luke i Yaro się kłócili. Wyjęłam śniadanie, a obok mnie usiadł Luke. Spojrzałam na niego smutnym wzrokiem, a on zaczął mnie dźgać łokciem w bok.
- No przestań. - Pisnęłam. Spojrzałam na niego spode łba. Chłopak nadal się uśmiechał. - Co się stało z twoją dziewczyną? - Spytałam. Specjalnie nie powiedziałam "poprzednią" bo przecież jeszcze nie byłam jego dziewczyną. Przemilczał. Nadal siedział obok mnie i się uśmiechał, choć teraz trochę mniej. Przed nami przeszła Jessica, a Luke lekko się za nią obejrzał.
- To ona? - Zapytałam spokojnie. Znowu milczał. Jak małe dziecko patrzył mi w oczy, jakby nie kontaktował. I co, myślał, że odpowiedź odczytam z jego oczu? Może powinnam...
- Jaką będziesz miała teraz lekcję? - Zapytał. Jednak ja powtórzyłam swoje pytanie. Spojrzał na mnie nieco zawiedziony. Z pewnością sądził, że odpuszczę za pierwszym razem. - A o której kończysz?
- Luke, przestań!
- Co mam przestać? - Zaczął się ze mną przekomarzać. Wstałam i poszłam przed siebie. Doszłam do swojej szafki i zaczęłam wkładać do niej książki. Obok mnie stanął Luke i patrzył się na mój profil. Próbowałam na niego nie zwracać uwagi, ale nie było to takie proste. Włożyłam wszystkie książki do szafki i ją zamknęłam. Spojrzałam wyczekująco na chłopaka, by się przesunął. Gdy nie dało to żadnego efektu, próbowałam go wyminąć, ale świetnie blokował mi drogę. Zrobiłam obrażoną minę.
- To naprawdę przestaje być zabawne.
Luke podszedł do mnie bliżej, a ja się nie odsunęłam. Nie miałam jakoś odwagi odsunąć się od tego cudownego człowieka.
Przybliżył moją twarz do swojej. Kątem oka zauważyłam Yarego. Potem zamknęłam oczy. Początkowo wyczułam jego wzrok na swojej twarzy, później delikatne muśnięcie moich ust. Delikatnie otworzyłam oczy. Całował mnie. Niby zaskoczona, a nie protestowałam. Nie obchodził mnie Yaro patrzący na nas, ani ludzie, którzy otaczali nas z niemal wszystkich stron. Ta chwila była tak wyjątkowa, że mój gniew zniknął. Jakby skasował mi tym pamięć. Powoli się odsunął, a odczucie jego ciepłych warg na moich ustach zniknęło. Otworzyłam oczy. Stał przede mną zadowolony, jakby czekał na moją reakcję. Uśmiechnęłam się lekko, on również. Rozradowana przytuliłam się do niego, a on objął mnie równie... Czule.
A potem zadzwonił dzwonek. Lekko zdezorientowana rozejrzałam się dookoła. Yaro stał tam, gdzie go widziałam przed momentem. Po prostu zabijał mnie wzrokiem. Patrzyłam na niego ze spokojem, Luke również. Yaro odszedł, a my staliśmy na - już - pustym korytarzu. Ja spóźniona ostro na chemię, on na biologię.

15 ~ Luke.

Po niewielkiej wymianie zdań na przerwie, w oczach Davida było widać złość. Był na mnie wkurzony, że jestem tak blisko dziewczyny, którą podrywał. W pewnym momencie przestało mi to przeszkadzać, jednak bałem się, żeby nie odbiło się to na Leah. Znałem Yara, znałem jego przeszłość i możliwości. Miał problemy z prawem, kilkakrotnie miał problemy przez pobicia i napaści. W dniu, kiedy odprowadziłem Leah do domu, skłamałem. Uspokoiłem ją, że nic się nie dzieje, aby się nie stresowała. Odpowiedziałem jej, że Yaro się uspokoił i znajdzie sobie inną laskę. Nie do końca było to prawdą... Kiedy rozeszliśmy się po dzwonku, poczekaliśmy aż Leah zniknie nam z oczu. Wymieniliśmy znów kilka zdań, może niezbyt przyjaznych. Yaro nie chciał odpuścić, wyzywaliśmy się na środku korytarza, gdy nagle chemica wyszła w pokoju nauczycielskiego. Wylądowaliśmy oczywiście u pedagoga, gdyż sprawialiśmy problemy kilka dni po rozpoczęciu roku szkolnego. Po niecałych dziesięciu minutach nie wytrzymałem tej paplaniny, i wyszedłem z trzaskiem z gabinetu. Teraz czekałem już na Leah wychodzącą ze szkoły, do dzwonka zostało niespełna dwadzieścia minut. Nie zdarzało mi się tak szybko denerwować, jednak czułem, że w tej sprawie nie mogłem się już poddać. Leah stała się dla mnie z dnia na dzień bardzo ważną osobą.
Tego dnia odprowadziłem ją prosto pod dom. Nie powiem, żebym wrócił niezadowolony do domu - Teraz już wiedziałem, gdzie mieszka. Tej nocy chciałem wysłać jej sms'a, nie mogąc znieść braku jej obecności. Powstrzymałem się, może dlatego, że było już długo po drugiej w nocy. Nie chciałem jej budzić. Chciałem tylko, by teraz była obok mnie. Było to egoistyczne uczucie, ale naprawdę tego pragnąłem. Piękna, błękitnooka. " Nowa ".
Następnego dnia Yaro do mnie nie dzwonił. Zadzwonił za to Jeremy z pytaniem, co się stało. Nie chciało mi się gadać, po prostu się rozłączyłem. W szkole wytłumaczyłem, że o nic takiego nie poszło. W sumie, to właśnie o "coś" bardzo ważnego, ale nie chciałem budzić większego zainteresowania. Leah spotkałem przed drzwiami do szkoły, już z dala wręcz promieniała z radości. Jej uśmiech na twarzy tłumaczył wszystko.
- Dobry humor? - Zarzuciłem, podchodząc do niej. Wtuliła się w moje ramiona, jakby nie widziała się ze mną kilka lat.
- Bo dobry chłopak właśnie mnie tuli. - Odsunęła się delikatnie, prezentując swoje piękne, błękitne oczy.
- No zobacz, jakiego ty masz farta. - Zaśmiałem się. - No, prawie. - Dodałem, widząc Davida przechodzącego przez szkolną bramę. Początkowo nas nie zauważał, jednak gdy to zrobił, zgasił papierosa i ruszył w naszą stronę szybszym krokiem. Kłopoty wyczuwałem na kilometr, jednak nie było tego po mnie widać. Wyprostowałem się, łapiąc za rękę Leah. Szczerze mówiąc, nie wiem czemu, ale chciałem by Yaro zobaczył nas trzymających się za ręce.
- No siemano, papużki nierozłączki. Co Luke, nowa laska Ci się w ramiona rzuca? - Powiedział z ironią w głosie, spoglądając złośliwie na dziewczynę. - A podobno przeszkadzało Ci, jaka ona jest cicha... - Dodał. Za jego plecami stał Mike, który jak zawsze stawał po jego stronie. Nie ważne czy chodziło o bójkę, czy kłócił się z nauczycielką. Po prostu zawsze mógł liczyć na jego wsparcie. Ja milczałem, nie odzywając się ani słowem. Czekałem tylko na moment, aż im się znudzi i sobie pójdą. Kiedyś to nastąpić przecież musiało.
- A może ona tak " sam na sam ", to rozgadana jest? - Zażartował Mike, rozdrażniając mnie coraz bardziej, a na twarzy Leah rozpisując zawstydzenie. - No bo ładniutka to jest... Fajnie by się z nią było tak... Dogadać. - Dodał, i chyba wszyscy zrozumieli co sugerował. To rozwścieczyło mnie jeszcze bardziej.
- Ty, a ty do swojej panienki nie musisz przypadkiem wracać? No, chyba że jest zajęta innymi panami. - Dziewczyna Mike zdradziła go dwukrotnie, chyba każdy w szkole był tego świadomy. Mimo to był w niej podobno zakochany, jak sam twierdził. Czasami widywałem ją z innymi, ale nie chciałem się wtrącać w ich związek.
- Zamknij mordę. - Rzucił wściekle, ruszając z moją stronę, z dłońmi zaciśniętymi w pięści. Yaro złapał go za koszulkę, powstrzymując tym samym od pewnych działań.
- Ogarnij dupę. - Powiedział spokojnie, kierując to w stronę Mike. - Nie rób scenki przez jego laską. - Spojrzał na mnie. - Niech się jeszcze nim nacieszy, dopóki nie zrobił jej tego, co poprzedniej. - Dodał z wrednym uśmiechem na twarzy. Wszedł do szkoły, a tuż za nim nieco czerwony na twarzy, Mike. Nastała cisza, dookoła zrobiło się pusto. Leah nie odzywała się, a ja nie wiedziałem, od czego mam zacząć... Zadzwonił dzwonek, a my powoli, ruszyliśmy pod swoje klasy.

14 ~Leah.

Byłam szczęśliwa gdy do mnie podszedł i przeprosił. Usiedliśmy razem na ławce, po lewej stronie korytarza. Chwycił moją dłoń po raz kolejny i zaczął przekładać moje palce między swoimi. Potem złączył nasze dłonie. Udawałam, że nie robi to na mnie żadnego wrażenia, jednak w środku cała buzowałam. Rozmawialiśmy dłuższy czas gdy spostrzegłam się, że naprzeciwko mnie siedzi Yaro i ze zniecierpliwioną miną się we mnie wpatruje. Uśmiechnęłam się lekko, bardziej z przymusu niż z ochoty. Luke spojrzał w tym samym kierunku co ja i od razu spoważniał. Chciał już wstać, gdy ja go lekko chwyciłam za rękę. Patrzył na mnie... Nieco zmieszany, może nawet trochę wystraszony. Mocniej przytrzymałam jego rękę, starałam się wyglądać najspokojniej, by nie stchórzył. Wiedziałam, że między nim a Yaro szykują się jakieś zgrzyty, a najpewniej to ja byłam ich powodem... Kątem oka widziałam, że chłopak podchodzi. Spojrzałam na niego ze stoickim spokojem.
- Mówiłem ci coś... - Spojrzał na Luka nienawistnie.
- Yaro, to moja przyjaciółka...
- No, pewnie. I jeszcze czego? Wiesz, tak się składa, że siedziałem tutaj cały czas...
- No i co? Przeszkadza ci, że rozmawiamy? - Wtrąciłam się, jednak chłopcy byli zbyt zajęci swoją rozmową. Luke chwycił mocniej moją rękę, a ja niemal pisnęłam. Szybciej oddychał i robił się coraz bledszy.
- ... I nie na każdą dupę tak patrzysz. - Yaro dokończył swoją wypowiedź i dopiero wtedy spojrzał w moim kierunku.
- Słuchaj Yaro. Jesteś zazdrosny, choć tak naprawdę nic nie zrobiłem. Czepiasz się.
- Dowalasz się do niej... -Yaro mówił coraz bardziej zdenerwowany.
- Jeszcze nie jest twoja. - Luke próbował się bronić, choć za bardzo mu to nie wychodziło. Spojrzałam na zegarek. Minuta do dzwonka, zaraz kolejna lekcja...
- I nigdy nie będzie. - Odparłam spokojnie, jakbym miała na myśli osobę trzecią. Zadzwonił dzwonek, wzięłam torbę i wstałam. I Luke, i Yaro patrzyli na mnie zdziwieni. Davida zignorowałam, a gdy ten odszedł zapytałam Luka ile jeszcze ma lekcji. O dziwo kończyliśmy razem, po tej lekcji.
- Poczekam na ciebie. - Odparł cicho i poszedł ze spuszczoną głową za Yarem do sali.
Historia mijała bardzo powoli. Może dlatego, że cały czas spoglądałam na zegarek. Gdy już nauczycielka wyżyła się na nas i zadała rozprawkę na temat jakiejś bitwy, zadzwonił dzwonek. W sali pożegnałam się z Sandy. Wyszłam przed szkołę i spojrzałam przed siebie. Luke stał sam, palił papierosa. Właśnie mijał go Yaro i inni koledzy. Ten jego, podobno najlepszy nawet na niego nie spojrzał. Było mi trochę smutno, to  moja wina. 
- I jak? - Zapytałam cicho. Podeszłam do niego i dopiero wtedy podniósł wzrok.
- Jest okej. - Uciął. Westchnął, głośno przełknął ślinę i spojrzał w moje oczy. - Nie jest tak źle. - Poprawił się.
- Nie odzywa się do ciebie, prawda? - Zapytałam z nutą zawodu w głosie. Usiadłam na murku obok.
- Powiedział, że i tak znajdzie sobie inną. Nie jest tak bardzo zły. Chyba... Przejdzie mu, za kilka dni. - Wyszeptał. Patrzył na mnie wyczekująco. I co? Niby miało mnie to zaboleć. Uśmiechnęłam się wesoło.
- Ała, serio.. To zabolało. "Znajdzie sobie inną". Uh, me serce krwawi... - Mówiłam wszystko z taką ironią, że Luke od razu się uśmiechnął. Zgasił papierosa i przepuścił mnie w bramie.
Wracaliśmy ze szkoły, mijając wszystkie domki jednorodzinne. Mniejsze, czy większe. Jeden z nich należał do macochy Luka, ładny dom, zadbany, przynajmniej z zewnątrz. Luke jednak szybko przeszedł koło swojego domu, nawet nań nie spojrzał. Gdy już dotarliśmy pod mój dom, było grubo po szesnastej. Lekcje, przerwy... W dodatku wracaliśmy bardzo powoli. Normalnie przeszłabym ten dystans może w piętnaście, dwadzieścia minut, teraz minęła godzina. Nie było jeszcze ciemno, ale mój dom był otoczony drzewami i z pewnością było tam ciemniej niż sto metrów dalej.
- No, to ten... - Wydusiłam zakłopotana.
- No, to do jutra. - Luke pocałował mnie w policzek i szybko się oddalił.    

czwartek, 25 kwietnia 2013

13 ~ Luke.

Widząc sms'a od Leah poczułem ciarki na plecach. Nie wiem czemu, przecież nic do niej nie czułem... Prawdopodobnie. Zacząłem czytać wiadomość, a we mnie jakby coś pękło. ,, Nie rozumiem Twojego zachowania.. Sama nie wiem co chcę uzyskać pisząc do Ciebie, ale po prostu czuję potrzebę rozmowy z Tobą.. Leah. ". Jak mogłem odpowiedzieć na taką wiadomość?

,, Leah, to przez Davida. Postąpił bym jak ostatni dupek, zarywając do dziewczyny, która mu się podoba. W dodatku, prawie Cię pocałowałem, a znamy się tak krótko... Nie chciałem zrobić czegoś głupiego, czego później bym żałował. "

Napisałem wiadomość, i już miałem kliknąć " wyślij ", jednak coś mi nie pozwalało. A jeżeli teraz wścieknie się na Yar'ego, i powie mu wprost, żeby się odwalił? Od razu się zorientuje, że to moja wina. Zresztą... Dlaczego mi tak cholernie zaczęło na niej zależeć? Wykasowałem wszystko to, co napisałem. Musiałem jej to dać do zrozumienia, że to nie przez nią... Że gdybym mógł, to bym teraz był obok niej. Starczyło mi sił tylko na napisanie: ,, Nic się nie dzieje bez przyczyny. Ale przepraszam, to naprawdę nie Twoja wina. Luke. ". Nie wiem, po co się podpisałem Swoim imieniem. Dobrze wiedziała, że to ode mnie wiadomość. Później zastanowiłem się jeszcze, skąd miała mój numer, ale to nie było na tyle istotne, by zastanawiać się nad tym dłużej. Tej nocy znów nie mogłem zasnąć. Czekałem na sms'a, na jakąkolwiek wiadomość od Leah, jednak się nie doczekałem. Wkrótce zasnąłem.
Następnego dnia zaspałem. Obudziłem się o w pół do ósmej, szybko zrywając się na równe nogi. Nie oszczędzając śpiącej macochy, tłukłem się po domu niemiłosiernie, starając się w miarę przyzwoicie dobiec do szkoły. Przed samym wyjściem zadzwonił do mnie Yaro, stwierdzając, że zajęcia się już zaczęły, więc są już w klasie. Przyspieszyłem tępa. Co prawda, do szkoły miałem niespełna 10 minut, mimo to uznałem, że pójdę dopiero na kolejną lekcję. Był to drugi tydzień szkoły i nie wypadało już chodzić na dziewiątą, ale po prostu zabrakło mi sił i chęci, by spóźnionym wpaść na j. Angielski. Pomyślałem o Leah, która dzisiaj znów będzie mijać mnie na korytarzu. Odezwać się? Czy przejść obok? Yaro z pewnością zauważyłby, jeżeli coś byłoby nie tak. Z drugiej strony miałem gdzieś, czy go to wkurzy, czy nie. Może odsuwałem się od niej tylko dla świętego spokoju, by nie robić sobie problemów. Ale co mogło być złego w tym, że chciałem się z nią przyjaźnić? Musiałem wziąć się w garść. Siedząc na ławce w parku przykułem uwagę paru osób, które najwidoczniej wzięły mnie za wagarowicza, bo spoglądali najpierw na mnie, później na moją torbę z książkami. No cóż, mieli rację. Idąc w stronę szkoły zacząłem się zastanawiać, co jej powiedzieć. Wyznać prawdę, że speniałem, bo mój kumpel się w niej buja? A może skłamać, że to chwilowe... Załamanie nerwowe? Wszedłem do szkoły, a za chwilę w jej wnętrzu rozbrzmiał dzwonek na przerwę. W mgnieniu oka otaczały mnie setki osób, a ja szukałem tej jednej, która gdzieś teraz błąkała się po korytarzu. Zauważyłem ją dopiero po następnej lekcji, przechodziła obok sekretariatu. Był to główny korytarz szkolny, przepełniony od uczniów i nauczycieli. Mimo tego przepchałem się przez parę osób, łapiąc ją za rękę. Odwróciła się zaskoczona w moją stronę, a ja niemalże błagalnym spojrzeniem wyjąkałem z siebie ,, Przepraszam " . Przytuliłem ją do siebie, a ona wtuliła się w moje ramiona.
- Moje zachowanie było dziecinne, zachowałem się jak gówniarz. - Nie mogłem patrzeć jej w oczy. - Musiałem... Pozbierać myśli. - Teraz palcami dotykałem jej bladej skóry na dłoni. - To już się nie powtórzy.
Blondynka nie przestawała wpatrywać się w moje oczy, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Tak, zachowałeś się jak szczeniak, który boi się dorosnąć. - Zaśmiała się szczerze, a później rozległ się dzwonek, wołający na zajęcia.

12 ~ Leah.

Skąd taka zmiana? Dlaczego tak postąpił? Mam zapomnieć. Tylko dlaczego?
Wróciłam do domu i od razu ruszyłam do swojego pokoju. Zamknęłam tuż przed nosem Chrisa drzwi. Położyłam się w łóżku i tak leżałam już do rana. Żołądek przykleił mi się do jamy brzusznej z głodu, ale nie miałam siły by wstać. Mama próbowała wejść do mojego pokoju, ale zakluczyłam się. Następnego dnia wyszłam do szkoły tak jak zawsze. Wyglądałam jak zwykle, choć całą noc podziwiałam sufit. Przy bramie minęłam go ze spuszczonym wzrokiem. Luke zresztą nie był lepszy - gdy mnie tylko zobaczył, odwrócił wzrok i oddalił się od furtki. Sandy jednak zauważyła cienie pod oczami, i słyszała burczenie w brzuchu, gdy siedziałam z nią na biologii. Gdy proponowała swoją kanapkę, bo ja zapomniałam wziąć śniadanie z domu, odmawiałam. Mimo, że burczało mi w brzuchu na samą myśl o jedzeniu robiło mi się niedobrze. Kilka razy spotkałam go, na przerwach. Ale był chyba zbyt zajęty Jessicą. Po lekcjach postanowiłam zostać w bibliotece, by trochę poczytać. W domu brat nie dałby mi spokoju. Usiadłam przy jednej z ławek i zaczęłam czytać. Za każdym razem gdy drzwi się otwierały spoglądałam na nie z nadzieją, że stanie przede mną Luke.
W końcu to nastąpiło. Nasze spojrzenia się spotkały, jednak momentalnie odwróciłam wzrok. Luke podszedł do pierwszego lepszego regału i zaczął coś czytać. Jednak widziałam, że kątem oka mnie obserwuje. Wstałam i powoli do niego podeszłam.
- Czemu się tak zachowujesz? - Spytałam cicho... - Unikasz mnie...
- Nie, nie unikam.
- Właśnie, że to robisz. Chodzi o to nad rzeką? Nie martw się, nie wzięłam sobie tego do serca... - Chwyciłam go za ramię i przytrzymałam, by spojrzał w moim kierunku.
- Nie, to nie o to chodzi. O nic nie chodzi. - Wyrwał się i wyszedł z biblioteki.
Gdy pod wieczór wróciłam do domu zadzwoniłam do Sandy. Koleżanka wyczuła złą nutę w moim głosie, dlatego prosto z mostu zapytała co się stało. Opowiedziałam jej wszystko... Dziewczyna radziła bym do niego zadzwoniła, by to wszystko wyjaśnić. Potem jednak doszła do wniosku, że może nie odebrać. A sms'a zawsze odczyta. Podała mi jego numer i kazała do niego napisać... Jednak ja zwlekałam do nocy. Pisałam tekst, a zaraz potem go kasowałam. I tak chyba z milion razy. W końcu, gdy była 3 w nocy zmęczona napisałam tekst i podjęłam decyzję, że tę wiadomość wyślę.

" Nie rozumiem Twojego zachowania.. Sama nie wiem co chcę uzyskać pisząc do Ciebie, ale po prostu czuję potrzebę rozmowy z Tobą.. Leah."

Już po kilku minutach ekran mojego telefonu się podświetlił. Wpierw pomyślałam, że najzwyczajniej w świecie mam zwidy, albo to mi się śni. Szybko wzięłam telefon do ręki i otworzyłam wiadomość.

"Nic się nie dzieje bez przyczyny. Ale przepraszam, to naprawdę nie Twoja wina. Luke."

Co miał na myśli pisząc, że nic nie dzieje się bez przyczyny? Co się stało, że tak szybko wszystko się zmieniło. Już nic nie wiedziałam, i choć chciałam odpisać, nie wiedziałam co.



11 ~ Luke.

,, Daj sobie z nią spokój ", cisnęło mi się na usta za każdym razem, kiedy Yaro spoglądał na Leah z podnieceniem w oczach. Poprzedniego dnia myślałem trochę o tym co zaszło nad rzeką, jednak chciałem wymazać to z pamięci. Gdyby nie Chris, całowałbym się z dziewczyną, która podoba się kumplowi. Jeżeli sytuacja byłaby na odwrót, porządnie bym się wkurzył. Dlatego nie chciałem, aby to się powtórzyło. Widząc Leah przed lekcjami czułem, że wypadałoby się jakoś przywitać. Zwykłe " siemka ", to byłoby za mało. Przytuliłem ją na powitanie, co chyba nie zwróciło większej uwagi. Często tulę się do koleżanek, zastępując tym samym " dzień dobry! " . Więc czemu tym razem miało być inaczej?
- Tylko mi jej nie wyrwij. - Powiedział całkiem na poważnie David, siedzący obok mnie na chemii.
- Hmm? - Mruknąłem, zaskoczony tym stwierdzeniem. - Chyba nie mówisz o Leah?
- Właśnie, że kurde o niej mówię. - Syknął, chyba nieco rozdrażniony. Nic na to nie odpowiedziałem. Spuściłem głowę patrząc na swój zeszyt, udając, że robię notatkę. Na następnej przerwie widziałem ją parę razy, jak szła z Sandy na kolejne zajęcia. Nie zauważyła mnie, choć rozglądała się dookoła. Yaro gdzieś zniknął z kumplami, pewnie poszli na papierosa. Usiadłem na ławce przed klasą, czekając na dzwonek. Chciałem już wrócić do domu. A raczej do swojego pokoju, zamknąć się i nie wychodzić do ludzi. Nie miałem ochoty widzieć macochy, a mimo to byłem do tego zmuszony. Chciało mi się spać. Byłem zmęczony, może dlatego, że nie spałem pół nocy. Nie mogłem zasnąć, sam nie wiem czemu. Ostatnią lekcją była matematyka, która zdawała się trwać wiecznie.
- Depresja wieku średniego? - Szturchnął mnie w ramię Jeremy. - Przybity jakiś jesteś dzisiaj.
- Depresja to zbyt fachowa nazwa... - Westchnąłem. - Ja bym to nazwał zmęczeniem.
- Jessica? Nią jesteś zmęczony?
Spojrzałem na dziewczynę siedzącą w pierwszej ławce. To była Jessic'a, ta sama, z którą widziałem się w sobotę. Nie powiem, żeby to spotkanie było koszmarne bądź nie do zniesienia... Po prostu nie była w moim typie, jeżeli można było to jakoś nazwać. Przejechałem ręką po swoich włosach, nabierając głęboki wdech.
- A ja wiem... - Odparłem, sięgając po telefon. - Może trochę. - Jeremy zaśmiał się, i szturchnął mnie w ramię.
- Durny jesteś. - Spojrzał na Jessic'ę. - Taka laska, a ty jeszcze wybrzydzasz.
- Nie wybrzydzam. - Odpowiedziałem od razu, nie zastanawiając się nad odpowiedzią. - Po prostu, nie dla mnie.
Zadzwonił dzwonek, a ja wyszedłem z sali jako pierwszy. Może dlatego, że spakowałem się dziesięć minut przed czasem, i słysząc dzwonek byłem gotów na wyjście z klasy. Zszedłem bocznymi schodami, nie patrząc przed siebie. Po chwili byłem już na podwórku, z papierosem w ręce. Chciałem go właśnie odpalić, gdy usłyszałem czyiś głos.
- Hej! - Odwróciłem się. Stała tam Leah, w potarganych przez wiatr włosach. - Zaczekaj... - Powiedziała nieco ciszej, podbiegając w moją stronę.
- Powinnaś stąd uciekać, Yaro zaraz przyjdzie. - Nie miałem tego dnia humoru, co widocznie można było wyczuć w moim głosie.
- Trudno. Słuchaj... - Zaczęła ciągnąć, powoli, jakby szukała odpowiednich słów. - Ta sytuacja, wczoraj...
- Spoko, byłaś przemoczona. Miałaś prawo się wściec.
- Nie, chodzi mi o.. - Przerwała, spoglądając mi w oczy. - Zanim przybiegł Chris.
Wiedziałem jaki moment ma na myśli, jednak pozwoliłem, by mówiła dalej.
- Eh... Luke. Jak prawie mnie... No, prawie mnie pocałowałeś. - Wydusiła wreszcie, a ja wbiłem wzrok w ziemię. - Chciałam tylko powiedzieć, że...
- Nie, daj spokój. Wygłupiłem się, zapomnij. - Nie mówiłem do końca to, co chciałem powiedzieć. Jednak nie zamierzałem kręcić z dziewczyną, którą lubi David. Źle by się to skończyło. - Trzymaj się. - Powiedziałem cicho, oddalając się od Leah, która stała jakby wrosła w ziemię.
Takie zachowanie wydawało mi się najbardziej słuszne, mimo, że nie do końca było.

10 ~Leah.

Miło było patrzeć na rozradowanego Chrisa. A jeszcze przyjemniej podglądać śmiejącego się Luka. Usłyszałam wołanie brata i od razu na myśl mi przyszło tylko jedno...
- Leah, chodź tu! - Krzyczał, a Luke stał obok niego.
- Jeżeli to to, o czym myślę... Wolę zostać tutaj. - Zaśmiałam się lekko. Wstałam i podeszłam do niego. - No?
- Gonisz! - Młody uderzył mnie w ramię. Stałam tam jak osłupiała, nie rozumiejąc co się stało. Czy Luke właśnie bawił się z czterolatkiem w ganianego? Westchnęłam cicho. - A może tak zabawimy się w ... chowanego? - Uśmiechnęłam się do brata, a potem spojrzałam na Luka.
- Dobry pomysł. - Potwierdził chłopak. Zaczęłam liczyć, a mój brat się schował. Wraz z Lukiem odeszliśmy na bok, by gra trochę potrwała, a za razem by młody nas nie szukał. Nie wiem czemu to zrobiłam, po prostu chyba chciałam dokończyć poprzednią rozmowę. No, może nie rozmowę. Widziałam gdzie brat się schował, więc nie trudno było co jakiś czas spojrzeć w kierunku drzewa. Usiadłam na trawie, a Luke tuż obok mnie. Słyszałam jak ciężko oddychał, zabawa z Chrisem była z pewnością męcząca.
- Jemu nigdy to się nie znudzi. - Kiwnęłam głową w kierunku drzewa za którym stał mój brat. 
- Z pewnością. - Odparł lekko zmieszany.
Sądziłam, że rozmowa się jakoś potoczy, ale dzięki mojemu cudownemu bratu straciłam okazję, na bliższe poznanie Luka. Wstałam i podeszłam bliżej rzeki. Przyglądałam się swojemu odbiciu, gdy nagle ktoś mnie popchnął. Woda była płytka, nic by mi się nie stało, ale gdy uderzyłam o podłoże mój naszyjnik prawie się urwał. Cała mokra spojrzałam nienawistnie na Chrisa. Nie na żarty się zdenerwowałam. Zawsze byłam spokojna, cicha. Chyba, że chodziło o bezpieczeństwo kryształu. Wstałam i podeszłam do niego bardzo blisko.
- Co ty masz w głowie?! - Czułam że krew napływa mi do policzków. - Wiesz co mogło się stać?! Jesteś kompletnie nieodpowiedzialny, mam cię dość.
- Chciałem się bawić. - Powiedział cicho.
- Spierdzielaj, do rodziców. - Pokazałam ruchem głowy na miejsce gdzie siedzieli mama i tata. Chłopiec spojrzał na mnie z wyrzutem, ale posłuchał. Rozpuściłam włosy, by szybciej wyschły. Spojrzałam na Luka. przepraszająco. On również wyczuł, że byłam zestresowana.
- Przepraszam, muszę już iść. - Głośno westchnęłam i oddaliłam się za bratem.
Wieczorem dużo myślałam o tym jak rozmawiałam z Lukiem, jak chciał mnie pocałować... Szybko zasnęłam, bo następnego dnia musiałam iść do szkoły. Wstałam wcześnie, umyłam się, włosy zostawiłam rozpuszczone, a ubrałam się w top na ramiączkach i rurki, gdyż zapowiadał się bardzo ciepły dzień. Odprowadziłam Chrisa do przedszkola, bo rodzice nie mieli czasu, a potem udałam się do szkoły. Już z dość dużej odległości zobaczyłam Luka i Yaro. Mogłam obejść szkołę i wejść drugim wejściem. Jednak chłopcy mnie dostrzegli. Musiałam tamtędy przejść, jednak nie chciałam się witać z Yaro. Podeszłam i lekko się uśmiechnęłam. Do Luka.
- Siemka. - Przywitałam się z nim i już miałam odejść gdy mnie objął. Czułam się dziwnie, jednak byłam szczęśliwa.
- No, Luke, mógłbyś się odczepić od mojej laski.
Gdy Luke mnie puścił Yaro się do mnie "przyssał". Przytulał i przytulał, a ja po prostu nie chciałam być nie uprzejma. Spojrzałam na Luka i przewróciłam oczami. Nie było mi na rękę śmierdzieć papierosami... Luke się uśmiechnął i znów zrobiło mi się cieplej na sercu.
- Dobra, koniec tych czułości. - Powiedziałam do Yara i odepchnęłam go lekko. Ruszyłam do szkoły zostawiając ich z tyłu.
- Boże... - Westchnął Yaro zaciągając się papierosem. - Musi być moja. 

9 ~ Luke.

Byłem wkurzony na Jessic'ę, za jej zachowanie w parku. Co prawda nie powiedziałem jej tego, ale w głębi duszy naprawdę byłem zły. Niedzielny poranek wydawał się na początku spokojny, obudziłem się koło jedenastej, ubrałem się i umyłem. Spędziłem czas do południa siedząc przed telewizorem, oglądając jakieś mało edukacyjne seriale. Gdy wróciła macocha z kościoła, od razu zebrałem się i wyszedłem z domu. Skierowałem się do parku, na swoją ławkę. Siedziałem kilka minut, wspominając wczorajsze spotkanie Leah i jej zwariowanego brata. Czułem się wtedy jakoś inaczej, niż zawsze kiedy jestem wesoły. Może dlatego, że moje szczęście nie było spowodowane dziecinnymi wygłupami Yarego, palącego papierosa, ale wygłupami z tą skromną dziewczyną. No, i jej wspaniałym bratem. Miałem ochotę ją teraz spotkać, porozmawiać z nią i usłyszeć jej cichy i delikatny głos. Moje przemyślenia zakłócił głos dziewczynki, która zaczęła krzyczeć wniebogłosy. Schowała się za moimi plecami, tuż za ławką, a w jej kierunku szła nieco podirytowana kobieta. Dziewczynka zaczęła płakać, a w jej szlochu można było zrozumieć tylko tyle, że chce aby jej kupiła lalkę. Matka złapała ją gwałtownie za rękę, ciągnąc za sobą jakby nie słyszała próśb córki. Teraz zastanawiałem się, czy też będę miał takie dziecko. Czy będzie krzyczało i piszczało, czy będzie rozpieszczone, lub podobne do mnie. Jeżeli tak, to na pewno wyrośnie na chuligana. Sięgnąłem ręką do kieszeni w poszukiwaniu papierosów, jednak ku mojemu zaskoczeniu, nie było ich. Dokładnie przetrzepałem kieszenie w spodniach, jednak znalazłem tylko telefon. Schowałem go z powrotem do kieszeni, podnosząc się z ławki. Wracałem drogą do domu.
Otworzyłem drzwi do domu, wbiegłem po schodach do pokoju. Mieszkałem w domu jednorodzinnym, schludnym, średniej wielkości, zadbanym. Wyglądało tak, jakby zamieszkiwała go porządna rodzina, jednak najwidoczniej pozory mylą. Podszedłem do swojego stolika zauważając, że paczka z papierosami zniknęła. Jakby tego było mało, na biurku panował wielki, jakby tego nie powiedzieć - syf. Nie aż taki, jaki zostawiłem przed wyjściem. Papiery, kartki z szuflad były wysypane na jego środku, szafki pootwierane, a z nich wysypały się wszystkie książki.
- Co do cholery... - Szepnąłem, ruszając w stronę schodów. Zbiegłem z nich prędko, szukając po mieszkaniu swojej macochy. To mogła być tylko i wyłącznie jej sprawka.
- Camille! - Krzyknąłem, starając się ją namierzyć. Znalazłem ją w kuchni, przy stole, z moją paczką papierosów. Oczywiście paczka była już pusta, a jej zawartość leżała rozszarpana, porozrzucana po stole. - Co robiłaś w moim pokoju? - Zapytałem spokojnie, udając, że nie widzę połamanych papierosów.
- To ty mi powiedz, co ta paczka papierosów robiła u Ciebie w pokoju. Dalej palisz to świństwo?! - Podniosła głos.
- Do cholery jasnej, mam 19 lat... Chyba nie zabronisz mi palić, co? Może jeszcze dasz mi szlaban na kolegów? - Płonąłem od środka. Czego jeszcze ona nie wymyśli...
- Pod moim dachem nikt nie będzie palił, rozumiesz?! - Krzyczała, rzucając mi w twarz pustym opakowaniem po papierosach.
- Idź się lecz kobieto, masz problemy ze sobą. - Rzuciłem wściekły, wychodząc z domu. Trzasnąłem drzwiami, przez co szyby w domu drgnęły. Zdenerwowany nie wiedziałem, dokąd zmierzam. Początkowo chciałem iść do parku. Po krótkim namyśle stwierdziłem, że jest tam zbyt tłoczno. Zbyt tłoczno jak na mój obecny humor. Skierowałem się w stronę polany, na której końcu przepływała rzeka. Miejsce często uczęszczane przez rodziny z dziećmi, jednak nad rzeką było mało ludzi. Usiadłem na jej brzegu, chowając twarz za dłońmi. Czułem, jak mam napięte mięśnie, a na samo wyobrażenie sobie twarzy macochy, miałem ochotę krzyczeć. Siedziałem tak, gdy nagle usłyszałem czyiś cichy głos.
- Siemka... - Leah. Poznałbym ten głos wszędzie, tylko ona ma w nim tyle nieśmiałości i skromności.
Odwróciłem głowę i zobaczyłem, że stoi niedaleko, z długim blond warkoczem. Z powrotem odwróciłem się w stronę rzeki.
- Powiedz mi... Jak to jest, że ciągle jesteś tam, gdzie ja? - Zapytałem, nadal z drżącym głosem od gniewu. Dziewczyna zbliżyła się do mnie, siadając tuż obok.
- Przyjechaliśmy tu przed chwilą z rodziną, na piknik. Zobaczyłam że idziesz w tę stronę, i...
- I postanowiłaś przyjść, tak dla towarzystwa, ta? - Rzuciłem, a mój głos zabrzmiał bardzo ironicznie. Musiałem ją tym speszyć, bo podniosła się, i powoli ruszyła w stronę polanki. Zacisnąłem dłonie w pięści, biorąc głęboki wdech.
- Wybacz. - Powiedziałem cicho, jakby naśladując jej głos. - Pokłóciłem się z macochą. Ostatnio... - Przerwałem na moment, szukając dobrego wyrażenia. - Nie układa nam się najlepiej. Leah znów podeszła, siadając obok już pewniej.
- Macochą? - Zapytała, spoglądając w moje oczy. Odwróciłem wzrok w jej kierunku, niepewnie odpowiadając:
- Tak, macochą. Wredną babą, która miała zaszczyt mnie wychować. - Leah uśmiechnęła się lekko, a ja ochłonąłem. - Widzisz... Rodzice podrzucili mnie jej, jak byłem niemowlakiem. Nigdy nie dowiem się, z jakiego powodu.
Leah nie wyglądała, jakby patrzyła na mnie z współczuciem. I za to byłem wdzięczny, bo nie znosiłem tego uczucia, kiedy ktoś się nade mną rozczulał.
- Skoro wychowała Cię od małego... Dlaczego mówisz na nią " macocha ", a nie po prostu " mama " ? - Błękitnooka wydawała się zaciekawiona moim życiem, jednak ja niezbyt lubiłem o nim opowiadać. Ona była wyjątkiem. Osobą, której nie wstydziłem się tego powiedzieć.
- No widzisz... - Odwróciłem głowę, wpatrując się w pędzącą przed siebie rzekę, i wesołe ryby, które płynąc pod prąd, tak na prawdę stały w miejscu. - Ona nigdy nie pozwoliła mi o tym zapomnieć, że to kto inny jest moją matką. Dlatego noszę to - Uniosłem rękę, na której była moja bransoletka z aniołem. - Jedyna pamiątka po moich, prawdopodobnie, rodzicach. - Leah złapała mnie za rękę, uważnie przyglądając się bransoletce.
- Czarny Anioł. - Szepnęła, wpatrując się teraz w moje oczy. Nieco zaskoczony jej zachowaniem, odparłem już nieco komicznym głosem:
- Ta... Jesteś bardzo spostrzegawcza. - Dziewczyna się uśmiechnęła, lekko uderzając mnie pięścią w ramię. Nie zabolało, jednak wydałem z siebie cichy jęk, czegoś na wzór " Ała ". Po chwili znów spoważnieliśmy. - Po prostu jest czymś więcej, niż tylko bransoletą. Jest pamiątką. Jest tak jakby... Częścią mnie.
Leah spuściła wzrok, co w sumie mnie nie zaskoczyło.
- Tak, no wiem. Głupio zabrzmiało, nie powinienem tym się chwalić. - Teraz to mi się zrobiło wstyd za to, co już jej powiedziałem.
- Nie, nie.. - Zaprzeczyła. - Widzisz... Potrafię Cię zrozumieć. - Zza koszulki wyciągnęła swój naszyjnik, niewielki, fioletowy kamyk na rzemyku. W słońcu połyskiwał i wyglądał na bardzo cenny. Nie dziwne więc, że nie chodziła z nim na szyi na wierzchu.
Uśmiechnąłem się do niej, a ona odwzajemniła spojrzenie. Nie wiem czemu, moje serce zabiło gwałtownie mocniej, a w środku zrobiło mi się ciepło.
- Można powiedzieć... Że ja też jestem trochę... Inna. - Spojrzała na mnie uśmiechnięta. - Różnię się od innych.
Nie zrozumiałem, co chciała mi tym przekazać, byłem skupiony na czymś innym. Na podziwianiu jej urody. Jej oczu, policzków, ust... Zbliżyłem jej twarz do swojej. Ona zamknęła oczy, a ja chcąc ją pocałować, musnąłem delikatnie jej ust.
- Luke! Luke! Heeeej! - Krzyknął ktoś za nami, a ja momentalnie oderwałem się od dziewczyny. Ona podskoczyła ze strachu. Odwróciwszy się zauważyliśmy, że to był jej młodszy brat, zawieszający się teraz na mojej szyi. Mały, uśmiechnięty blondyn, z oczami Leah. Były tak samo piękne, jak jej.
- Pobawimy się? - Mały zapytał szczęśliwy na mój widok. Serce nadal waliło mi ze strachu, jednak szybko zdołałem wydusić z siebie uśmiech. Leah przeczesała właśnie ręką swoje włosy, śmiejąc się pod nosem. Ona też wystraszyła się nie na żarty.
- Pod jednym warunkiem, młody. - Powiedziałem, patrząc na roześmianego chłopca.
- No? Jakim? - Dopytywał zniecierpliwiony.
- Że nie wdepniesz w żadną niespodziankę. - Odpowiedziałem rozbawiony, a Leah wraz z bratem wybuchnęli śmiechem.

8 ~ Leah.

Następnego dnia mogłam dłużej pospać. Była sobota. Jednak obudziły mnie piski brata. Wbiegł do pokoju i wskoczył na moje łóżko.
- Wstawaajjj! - Krzyknął i zdjął ze mnie kołdrę. - Chcę na spacer! Nudzę się!
Spojrzałam na niego zaspana. Wstałam z łóżka i wyjrzałam przez okno. Mimo moim oczekiwaniom, na dworze było już jasno.
- Która... Która godzina? - Spytałam brata przeczesując włosy palcami. Podeszłam do toaletki i w czasie gdy chłopiec zastanawiał się nad odpowiedzią uczesałam się.
- Chyba późno. - Odparł w końcu. Zostawiłam go na parę minut w swoim pokoju, a sama poszłam się kąpać. Gdy wróciłam, zastałam go na moim łóżku.
- Co ty robisz? - Spytałam zaciekawiona.
- Ble, ale te perfumy śmierdzą. - Wykrzywił twarz.
- Sam śmierdzisz.- Odparłam spokojnie i wyjęłam flakonik z ręki Chrisa. - Idziemy na spacer, do parku.
Chłopiec wydał z siebie okrzyk radości i wybiegł z pokoju. Gdy już dotarliśmy do parku usiadłam na ławce, gdzie niegdyś siedział Luke. Chłopiec patrzył na trawę z zaciekawieniem. Lub coś co w niej siedziało. Sprawdzałam coś w telefonie gdy ujrzałam czyiś cień. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam Luka.
- Cześć. - Przywitał się. Lekko się zaróżowiłam. Wiedziałam, że ławka nie jest jego, jednak jakoś głupio było teraz na niej siedzieć. Uśmiechnęłam się do niego i już miałam się przywitać gdy usłyszałam pisk brata.
- Leah, nudzę się!
- To pobiegaj wokół drzewa, może ci przejdzie. - Odparłam znudzona. To dziecko zawsze się nudzi. A ja już po prostu nie miałam siły by się z nim bawić.
- A może ty się ze mną pobawisz? - Chris podszedł do Luka i pociągnął go za rękę. Luke zrobił dziwną minę, jednak zgodził się. Młody uciekał, a Luke udawał, że jest strasznie zmęczony "bieganiem" za chłopcem. Choć w rzeczywistości mógłby zrobić dwa większe kroki i go dogonić. Uśmiechałam się widząc jak mój brat się bawi, a Luke się cieszy.
- Leah! - Krzyknął mój brat. Spojrzałam na niego, potem na śmiejącego się Luka. Zdezorientowana spojrzałam jeszcze raz na brata. Myślałam, że coś mu się stało, bo niemal widziałam łzy w jego oczach. Luke położył ręce na swoich kolanach i śmiał się dalej. - Leah... - Powtórzył młody. - Ja wdepnąłem w...
Nie musiał kończyć. Spojrzałam na niego rozbawiona, a zaraz potem wybuchłam śmiechem. Wstałam i podeszłam do śmiejącego się Luka. Przez moment podpierałam się o niego, ze śmiechu traciłam równowagę. Jednak, gdy na mnie spojrzał odsunęłam się. Nie żeby coś, nie patrzył na mnie wrogo, ale i tak coś mi kazało się odsunąć.
- Chris, idź poszukaj jakiegoś... Kija. - Wydukałam między salwami śmiechu. Chłopiec odszedł dalej, stawiając ostrożnie każdy krok, by nie zabrudzić drugiego buta. Wróciłam na ławkę, a ze mną Luke.
- Fajny ten twój brat. - Zagadnął. Na samą myśl o nim zaczęłam się szeroko uśmiechać.
- No wiesz... Potrafi być wredny.
- Ty też. - Odparł i jakby spoważniał. - To z Yarem...
Milczałam. Nie miałam nic do powiedzenia na temat Yara. Po prostu go nie polubiłam. Luke wydał z siebie cichy jęk więc na niego spojrzałam. Potem na tą osobę, na którą on patrzył. Ta... Koleżanka. Podeszła do niego i na przywitanie się do niego przytuliła. Mnie to nie interesowało, ale mogła by się już od niego odkleić. Widziałam jaki wyraz twarzy miał Luke, i z pewnością nie był on zadowolony z tak długiego witania się.
- To twój brat? - Spojrzała na Luka, a palcem wskazała na Chrisa. Od razu widać, że jest on moim bratem. Jesteśmy jak dwie krople wody... Prawie.
- Nie, to brat Leah. - Odparł spokojnie.
- Leah... - Powtórzyła dziewczyna. Pluła jadem w moim kierunku. Jej głos był przepełniony nienawiścią. Gdybym ja się odezwała, z pewnością mój głos brzmiałby podobnie. - Wiesz, Luke... Chyba już musimy pożegnać Twoją koleżankę. - Spojrzała na mnie po raz kolejny. Odwróciłam wzrok, wzięłam swoją kurtkę i wstałam.
- Jessica, przestań. - Zganił ją Luke i spojrzał na mnie.
- Chris, znalazłeś ten patyk, do ciężkiej cholery?! - Krzyknęłam do brata. Nie wiem czemu, ale złość którą powinnam kierować do Jessic'ki, kierowałam do swojego małego Chrisa. Nie odwracając się za siebie zmierzałam w kierunku domu.

środa, 24 kwietnia 2013

7 ~ Luke.

W czasie przerwy zauważyliśmy z Yarem, że Leah wchodzi do biblioteki. Poczułem, że muszę mu się zrewanżować, więc zaproponowałem by za nią pójść. Siedziała zaczytana przy jednym ze stolików, więc zdecydowałem się podejść, Yaro gadał z Jeremy'm. Po chwili stał już obok mnie, siedzącego obok dziewczyny. Szczerze mówiąc, nie imponowała mi. Cicha i zamknięta w sobie, nie wiem co było w tym kręcącego. Podczas tej krótkiej rozmowy nawet się trochę pośmialiśmy, może nie była aż taka zła. Yaro rzucił jakiś tekst, który najwidoczniej ją speszył, bo zaczęła znów czytać. Mimo tego nadal udawał rozbawionego. Czy ona właśnie dała mu tym samym kosza? W każdym razie, czułem się zbędny. Nie chciałem się ingerować w kontakty między Yarem i jego wybranką, prawdopodobnie bym wszystko spieprzył. A jeszcze bardziej prawdopodobne było, że to by była dziewczyna na jeden dzień, co i tak odbiło by się w pewnym stopniu na mnie. Zadzwonił dzwonek, Yaro zniknął za drzwiami biblioteki wraz z Jeremy'm. Podniosłem się powoli, sięgając po torbę.
- Poszedł wreszcie? - Usłyszałem cichy głos Leah.
- Hmm? - Początkowo nie zrozumiałem jej pytanie. - Yaro?
- Tak... - Podniosła się. - Przepraszam, jest trochę...
- Nachalny? Chamski? Durny? - Leah zaśmiała się pod nosem.
- No, minimum jedna z tych cech do niego pasuje.
Uśmiechnąłem się lekko, przyglądając się jej błękitnym oczom. Ona wpatrywała się w moje, jakby widziała w nich coś więcej. Przełożyłem torbę przez ramię, odwracając się od blondynki. Teraz miałem matematykę i choć mogłem się spóźnić, nie chciałem. Nie ze względu na zamiłowanie do nauki czy coś w tym stylu, ale nie chciałem się z nią zaprzyjaźniać. Yaro byłby nieźle wkurzony. Dla mnie ciągle była tylko tą 'nową'. Ruszyłem przed siebie, wychodząc z biblioteki. Korytarz był już prawie pusty, a ja powoli ruszyłem w kierunku sali matematycznej. Przeszedłem spory kawałek korytarza, za chwilę znajdując się w sali.
- O, Craven. Jak zwykle spóźniony. Siadaj już. - Powiedziała niewzruszona nauczycielka, pokazując ręką na ławki.
- Dawaj tutaj, ziomek. - Usłyszałem wśród szumów głos Yara. Wypatrzyłem go na końcu sali.
- Wie pani, ludzie emo tak mają. Nie zależy im na... Niczym. - Zaśmiała się Monic, siedząca obok Jessic'i, która skarciła ją wzrokiem. Ludzie często uważali mnie za człowieka tej subkultury, bo miałem średniej długości, czarne włosy. Do tego byłem wysoki, czasami ubierałem się na ciemno. Nie powiem, że ludzie się mnie bali. Byłem dość znany w szkole, i lubiany - Nie miałem nigdy z nikim problemów. Ludzie wyrobili sobie takie zdanie na mój temat również przez moją bransoletkę na ręce. Było to coś na zasadzie ciemnego sznurka, na którym zawieszona była postać czarnego anioła. Miałem ją od zawsze, i była dla mnie czymś ważnym. Jedyna pamiątka po moim prawdopodobnie, dawnym życiu. Anioł był wykonany jakby z kamienia, nie byłem pewien, co to jest. W każdym razie, kumpli zawsze ona interesowała.
- Williams. - Zwróciła uwage nauczycileka. - Przestań pajacować. Od tego mamy tutaj innych geniuszy.
Słysząc to, Yaro podniósł się z miejsca i z uśmiechem na twarzy ukłonił się w stronę klasy, a wszyscy wybuchnęli śmiechem. Ja również uśmiechnąłem się szeroko, zmierzając na puste miejsce obok Davida.
Lekcja minęła bardzo szybko, może dlatego, że całą ją spędziłem na śmianiu się i wygłupianiu z Yarem. Zaczepiał Monic'ę, potem ja zabrałem jej czapkę, zakładając na głowę. W końcu typowa lekcja mojej klasy. Dostałem oczywiście za to burę od nauczycielki, ale nie ruszało mnie to. Wypomniała mi, że nie zachowuję się jak porządny chłopak, który przygotowuje się do matury. Racja, nie byłem typowym pochłaniaczem wiedzy.
Na następnej przerwie poszedłem z Yarem na papierosa, wraz z Jeremy'm, Jessic'ą i Mike'm. Trochę pożartowaliśmy, a Jessica zrobiła scenkę miłosną i wtuliła się w moje ramiona, ni stąd ni zowąd. Delikatnie się od niej odsunąłem, z uśmiechem na twarzy, idąc w kierunku szkoły. Yaro został jeszcze pod bramą, czekając na Mike, gdy ja byłem już pod budynkiem. Otworzyłem drzwi do szkoły, gdy nagle wpadła na mnie Leah, zaczytana w jakąś książkę.
- Przepraszam! - Niemalże pisnęła, dopiero po pewnym czasie spostrzegając, że wpadła właśnie na mnie. - Ojej. - Wyrwało jej się, a na jej ustach pojawił się uśmiech. - Sorki. - Dodała.
- Powinnaś mniej czasu spędzać przy książkach, a trochę bardziej poćwiczyć wymijanie ludzi. - Również się uśmiechnąłem, odsuwając się na bok, by mogła swobodnie przejść. Zamknęła książkę, przechodząc spokojnie przez drzwi.
- Dzięki za radę. - Dodała, a ja wszedłem do środka szkoły. Wchodziłem po schodach, myśląc o tej dziwnej dziewczynie... Odstawała od reszty, a mimo to wydawała się być normalna. To wtedy po raz pierwszy miałem wrażenie, że ją lubię.

6 ~ Leah.

Idąc do szkoły zostałam zaczepiona przez Yaro.. I Luka. Szczerze powiedziawszy zdziwiłam się, jednak starałam się tego aż tak bardzo nie okazywać. Yaro wydawał się bardzo miły i szczery do bólu. Widok Luka sprawiał, że miałam ochotę się śmiać. Nie wiem czemu, tak po prostu. Lubiłam go od początku, nawet go nie znając. Miał piękne oczy, od których w żaden sposób nie mogłam odciągnąć wzroku.
Weszłam do szkoły i odłożyłam niepotrzebne książki i ruszyłam do sali. Pierwszy miałam język angielski, lekcja organizacyjna. Miałam już dosyć pytań na mój temat. Nauczyciele otwierając dziennik i sprawdzając liczbę uczniów od razu wiedzieli, że do klasy przybył nowy uczeń. O którym musieli wiedzieć po prostu wszystko. Jednak pani od angielskiego była naszą wychowawczynią, poznałam ją kilka dni przed rozpoczęciem roku szkolnego.
Siedziałam z tyłu sali z Sandy , która nieustannie rysowała coś na kartce. Nie rozmawiałam z nią, nie chciałam jej przeszkadzać, ale byłam zbyt ciekawa co narysowała. Pod koniec pokazała mi to... Dzieło. Jak ta dziewczyna znalazła się w klasie z rozszerzonym angielskim, mając taki talent... ? Sandy wręczyła mi obrazek przedstawiający polującego geparda. Potem zadzwonił dzwonek i wyszłyśmy z sali. Poszłam po inną książkę, jednak Sandy oddaliła się i straciłam ją z oczu. Spojrzałam na plan zajęć. Chemia, nie lubiłam tego przedmiotu, w dodatku nie wiedziałam gdzie znajduje się sala chemiczna. Rozejrzałam się dookoła z nadzieją, że zobaczę kogoś z mojej nowej klasy. Zamiast tego ujrzałam Luka i Yaro, oraz jakąś dziewczynę. Podeszli do mnie a Yaro znów zaczął coś do mnie mówić. Nieuprzejmie przerwałam mu w połowie zdania.
- Przepraszam, wiecie gdzie jest sala od chemii?
Luke zrobił wielkie oczy, Yaro również.
- Chyba tego nie chcesz. - Odparł Luke. Dziewczyna podeszła do niego i jakby na pokaz chwyciła go za ramię.
- Może i nie chcę, ale muszę. - Powiedziałam cicho. Chłopcy podali mi numer sali, oraz na którym piętrze się ona znajduję, a ja od razu tam poszłam. Nie chciałam się spóźnić na pierwszą lekcję.
Rzeczywiście, nie chciałam tej lekcji. Gdybym mogła to już na początku wstałabym i wyszła z sali. Nauczycielka na samym wstępie przywitała nas krzykiem. Nie wydawała się na miłą... Gdy wyczytała moje nazwisko podniosłam lekko rękę, tak jak na innych przedmiotach.
- Skoro jesteś nowa, to może wstań. Pokaż się klasie. - Powiedziała. Spojrzałam na nią jak na idiotkę, bo przecież już wszyscy w klasie mnie widzieli. - Panno Saylen. - Powiedziała donośniej. Od razu wstałam, by nie robić sobie kłopotów. Byłam wniebowzięta gdy zadzwonił dzwonek. Sandy poinformowała mnie, że następną lekcję mamy wolną, bo nie ma nauczyciela od geografii. Niektóre osoby zostały na korytarzu, a ja jeszcze w czasie przerwy poszłam do biblioteki. Wzięłam pierwszą lepszą książkę, która zachęciła mnie swym wyglądem i usiadłam na krześle pogłębiając się w lekturze. Ktoś nagle stanął obok mnie. Spojrzałam znad książki na tą osobę i zobaczyłam... Luka we własnej osobie. Lekko się uśmiechnęłam i odłożyłam książkę.
- Słuchaj, głupio tak wyszło z Yar'em. On tak ma... - Powiedział.
- Nie no, spoko. Nie ma sprawy. - Odparłam cicho. Czemu akurat jak z nim gadałam zawsze traciłam głos, to było takie denerwujące.
- A... - Chłopak przystawił sobie krzesło obok mnie. - Jak minęła chemia? - Uśmiechnął się lekko. Totalnie mnie to rozwaliło.
- Pięknie, cudownie! - Lekko się zaśmiałam. - Wiesz, kazała mi wstać i okręcić się żeby mi się przyjrzeć. - Zaczęłam gestykulować rękami. - Nie wiem czemu chciała oglądać mój... Tył. - Odparłam rozbawiona. Luke głośno się zaśmiał. Wyglądał na naprawdę szczęśliwego.
- Bo ty masz fajny... tył. - Nagle usłyszałam przyjarany głos Yarego. Czułam jak policzki mi się czerwienią, a mimo to udałam, że do niczego nie zaszło.
- Spoko. - Ucięłam. Spojrzałam na niego lekko zdenerwowana i znów zaczęłam czytać. 

5 ~ Luke.

Wraz z Yar'em przyszliśmy do mojego domu, który na całe szczęście był pusty. Macocha była jeszcze w pracy, a jej mąż wyjechał tydzień temu w delegację. Poszliśmy do mojego pokoju, włączyliśmy muzykę i gadaliśmy o pierdołach, paląc papierosy.
- Dawaj, lecimy na miasto. - Zaproponował nagle David, sięgając po swoją bluzę. Schował do niej zapalniczkę i zniknął za drzwiami pokoju.
- A musimy właśnie dziś? - Krzyknąłem zmęczony, podnosząc się z krzesła. Ruszyłem w stronę wyjścia. Yaro nie odpowiedział na moje pytanie, tylko wystrzelił z domu przyklejając do ucha telefon. Rozmawiał z kimś, jednak więcej się śmiał niż mówił. Albo podrywał jakąś laskę, albo gadał z którymś z naszych kumpli.
Udaliśmy się do parku, gdzie czekać na nas miał Jeremy. Usiadłem na ławce, a Yaro jak zwykle musiał zachować się nienormalnie, i poszedł się wysikać za drzewo. Siedziałem niewzruszony, starając się nie śmiać z załatwiającego się obok kolegi. Zrobiło mi się trochę za niego wstyd, gdyż właśnie robił to w centrum miasta. Jakby tego było mało, zaczął śpiewać pod nosem nasz ulubiony kawałek. Powstrzymując śmiech sprawiłem, że oglądali się za mną ludzie przechodzący obok. Po chwili podniosłem się z ławki, czekając na Davida, Jaremy nadal się nie zjawiał. Po chwili Yaro wyszedł już zza drzewa, zadowolony i uśmiechnięty.
- Dobrze się tam bawiłeś? - Prychnąłem, kierując szczery uśmiech do kumpla. Yaro się zaśmiał, i stwierdził, że możemy iść w kierunku Jerem'iego. Spotkaliśmy go na drugim końcu parku, przyszedł ze swoją nową dziewczyną. Ładna blondynka, czekoladowe oczy i świetna figura - Jeremy miał oko do takich dziewczyn. Pochodziliśmy godzinę po mieście, a później wróciłem do domu.
Następnego dnia wstałem o wiele później niż poprzedniego ranka, jednak czułem się na siłach. Wyleciałem do szkoły później niż zawsze, Yaro oczywiście zadzwonił zaraz po moim wyjściu z domu.
- Żyjesz? - Zapytał, że zabrzmiało to prawie troskliwie.
- Ta, jeszcze żyję. - Nie wspominałem już o awanturze z macochą sprzed 10 minut, nie było warto. Szybkim krokiem dotarłem do bramy, gdzie stał Yaro, Jeremy, Jack, Tony i Mike. Wszyscy zauważyli mnie zanim jeszcze się zbliżyłem, a Yaro od razu się uśmiechnął na mój widok.
- Dawaj, dawaj! Moja laska właśnie weszła na podwórko szkolne. - Zaśmiał się, ruszając w kierunku budynku szkoły.
- Ta nowa? - Zapytałem nieco zaskoczony, idąc za kumplem. Rzadko kiedy jakaś dziewczyna podobała mu się dłużej, niż jeden dzień. - Pogięło Cię? - Zabrzmiało gorzej, niż miało zabrzmieć.
- Zazdrościsz, debilu. - Powiedział nadal zadowolony. Spostrzegłem przed nami dziewczynę w długim, blond kucyku, beżowej koszulce i ciemnych spodniach. Szła powoli w stronę szkoły, słuchając muzyki w słuchawkach.
- Co ona Ci zrobiła, że ją tak nękasz? - Zapytałem, z uśmiechem na twarzy. Yaro nie skomentował mojego pytania, tylko podbiegł szybciej do blondynki. Również przyspieszyłem, zbliżając się do kumpla.
- No siemano, młoda. - Rzucił pewny siebie, dziewczyna odwróciła głowę w naszą stronę. Przystanęła, a ja w końcu ich dogoniłem. Na początku rozglądnąłem się za Jessic'ą, jednak po chwili zauważyłem, że niebieskooka wpatruje się we mnie, co przyciągnęło moją uwagę. Yaro coś do niej mówił, jednak przestałem go słuchać, uważnie przyglądając się tej skromnej dziewczynie. Patrzyła w oczy Davidowi, co chwile zerkając to na mnie, to znów na niego. Uśmiechnęła się delikatnie, a jej policzki się trochę zaróżowiły.
- No a więc, jestem Yaro. - Zaśmiał się. - Nie pytaj, skąd ta ksywa. Po prostu Yaro. - Nie widziałem go tak uradowanego już od dawna. Widać było, że ta nowa na prawdę wpadła mu w oko. Musiała być z drugiej klasy, bo miała w ręce podręcznik od języka angielskiego "2", część rozszerzoną. - A ten tutaj, to mój kumpel, Luke. On jest mało oryginalny i nie ma ksywki.
Słysząc to zaśmiałem się pod nosem, a dziewczyna uśmiechnęła się trochę szerzej.
- Leah. - Niemalże wyszepnęła dziewczyna, spoglądając na mnie. - Miło poznać.
- Masz może jakieś plany na dzisiaj? - Yaro zaskoczył tak samo Leah, jak i mnie, zadając to pytanie. Zobaczyłem, że dziewczyna widocznie poczuła zakłopotanie, więc złapałem Davida za ramię.
- Nie kompromituj się już, pacanie. - Powiedziałem, lekko go ciągnąc do tyłu. - Daj jej spokój, bo niebawem będzie bała się wyjść z własnego domu.
Yaro poszedł za mną, przez chwilę spoglądając wrogim spojrzeniem.
- No co? - Zaśmiałem się, a Yaro szturchnął mnie w ramię.
- Odwal się, debilu. - Rzucił, po czym prychnął śmiechem. Ruszyliśmy z powrotem w stronę kumpli, a po chwili wszyscy razem ruszyliśmy na zajęcia.

4 ~ Leah.

Lekcja minęła szybko i raczej spokojnie. Bez zbędnych wyzwisk typu "patrz, nowa".  Usiadłam z niższą ode mnie zielonooką brunetką. Na początku lekcji dużo osób się odwracało, jednak Sandy radziła by po prostu to ignorować. Gdy zadzwonił dzwonek, wyszłam z sali z nową koleżanką i zmierzałam w kierunku szafki, by wziąć inne książki. Jednak wchodząc po schodach po raz kolejny zobaczyłam Luka rozmawiającego z nauczycielką. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, spanikowałam. Nie wiedziałam czemu się tak peszyłam. Chłopak mnie minął i wyszedł na podwórko ze swoimi kolegami. Do ostatniej lekcji zastanawiałam się dlaczego tak się na mnie patrzy... Zadzwonił ostatni dzwonek i w końcu mogłam opuścić teren szkoły. Wracałam okrężną drogą, poznając okolicę. W oddali ujrzałam Luka i Yaro, przez chwilę im się przyglądałam, jednak potem znów wróciłam do rzeczywistości. Weszłam do domu, zjadłam obiad. Położyłam się na chwilę w łóżku. Zamykając oczy wyobrażałam sobie twarz Luka, co od razu wywoływało uśmiech na mojej twarzy. Później zaczęłam się nudzić. Rodziców jeszcze nie było, tak więc postanowiłam, że przejdę się. Włożyłam telefon do kieszeni i wyszłam z domu. Nadal było ciepło, choć nie tak bardzo jak dwie godziny wcześniej.
Poszłam do miasta, do centrum handlowego, gdzie kupiłam nowe spodnie. Weszłam do parku i przeszłam alejkami. Już miałam wejść w następną alejkę gdy na jej końcu zauważyłam Luka. Bardzo chciałam do niego podejść, jednak coś mi nie pozwalało. Nogi jakby wrosły mi w ziemię. Gdy już się zdecydowałam, że do niego podejdę, zza drzewa wyłonił się Yaro. Jego nie za bardzo miałam ochoty witać. Cofnęłam się i skierowałam się do domu. Nie zauważyli mnie.
Doszłam do domu. Był dość duży, jak na czteroosobową rodzinę. Podobał mi się, jednak to nie było to samo co mój stary dom. Mój nowy pokój, w przeciwieństwie do poprzedniego był duży, przestronny. I mogę stwierdzić, że tamten był lepszy. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Na wieszaku wisiał już płaszcz mamy, kurtka taty i sweter Chrisa. Rozejrzałam się po pomieszczeniach i już miałam iść na górę, do swojego pokoju gdy ktoś mnie chwycił za dłoń i pociągnął do tyłu. Spojrzałam za siebie i ujrzałam brata. Przykucnęłam i przytuliłam go do siebie, a potem wzięłam go na ręce. Chris miał cztery lata, w dodatku był chudszy od dzieci w jego wieku.
- I jak było w szkole? - Zapytał, a jego błękitne oczy zabłysły. Miał niemal białe włosy, cerę jasną jak papirus, a oczy równie niebieskie jak moje. Uśmiechnęłam się, na widok rozpromienionej twarzy brata.
- Całkiem nieźle. - Odparłam wesoło, a potem wraz z nim weszłam do kuchni gdzie mama coś kroiła. Ona nie wyglądała jak my wszyscy, miała brązowe włosy oraz oczy, cerę jasną. Tata był podobny do nas, jednak pod wpływem słońca jego skóra bardziej zbrązowiała. Pogadałam chwilę z rodziną, a potem udałam się do swojego pokoju.
Było to nieźle, ale nie tak samo jak tam.

wtorek, 23 kwietnia 2013

3 ~ Luke.

  Widząc nieśmiałość i zawstydzenie w oczach nowej dziewczyny, oddaliłem się bez dalszych komentarzy niekulturalnego zachowania swojego kumpla. Ruszyłem w kierunku sali na końcu korytarza, obok mnie szedł zadowolony z siebie Yaro a tuż obok niego Jessica, jak zwykle starająca się być jak najbliżej mnie. Kątem oka widziałem, że się na mnie patrzy. Nie ruszało mnie to. Idąc tak widziałem wiele nowych twarzy, jak i tych, których już kojarzyłem.
- No siemanko. - Przywitał mnie Jeremy, dobry znajomy z klasy. - Kolejny rok przed nami, co? - Uśmiechnął się, spoglądając na Jessic'ę. Jego zdaniem byłaby z nas dobrana para, a chyba wszyscy zauważyli, że ta dziewczyna już od dawna się do mnie klei. W tym roku zapowiadało się tak samo.
- No, to będzie ciężki rok. - Odpowiedziałem prychając, oglądając się za Yar'em.
- Ale ostatni. - David podszedł do mnie, poklepał mnie po ramieniu i oddalił się w stronę dziewczyn z drugich klas. Zapewne znów poszedł podrywać pierwszą lepszą. Cały Yaro. Znów przez moją głowę przemknął obraz długowłosej blondynki, skromnej i cichej. I narażonej na chamskie podrywy Davida... Odwróciłem lekko głowę sprawdzając, czy nadal tam jest, i miałem rację - była. Stała chyba nieco zagubiona, prawdopodobnie zastanawiała się gdzie znajduje się sala w której ma zajęcia. Mimo, że bez problemu mogłem jej pomóc, nie zrobiłem tego. Odwróciłem spojrzenie nie zawracając sobie głowy głupotami, i szybszym krokiem dotarłem pod salę. Zaraz po tym rozległ się dzwonek, a po chwili korytarz powoli pustoszał.
- Cholera, nie ma to jak zacząć rok szkolny od Historii... - Jęknęła Jessica, sięgając po swój plecak. Jej ciemne włosy zawirowały, a oczy błyszczały, jakby miała się rozpłakać. Odwróciłem spojrzenie, wchodząc do klasy.
  Lekcja była typowo organizacyjna, nauczycielka tłumaczyła nam, że w tym roku będzie niestety trudniej niż w poprzednich dwóch, gdyż musimy wziąć się w garść. W końcu będziemy pisać maturę, o której myśleć po prostu nie chciałem. Tłumaczyła wszystko, co będziemy przerabiać, jednak ja już po pierwszych dziesięciu minutach wyłączyłem się, odbiegając myślami do domu. Miałem ochotę zapalić, teraz zastanawiałem się, czemu nie zrobiłem tego przed zajęciami. Siedziałem wygodnie w jednej z ostatnich ławek, wpatrując się w plac za oknem. Podwórko szkolne, trzech chłopaków śmiejących się z czegoś, dziewczyna, elegancko ubrana, pędem wbiegając do szkoły. Obok mnie siedział Yaro, śmiejąc się po cichu z Jeremy'm. Nauczycielka nadal mówiła swoje, a ja poczułem czyiś dotyk na karku. Odwróciłem delikatnie głowę i spostrzegłem, że to Jessica. Westchnąłem, pytając spojrzeniem czego chce.
- Masz jakieś plany na dziś? - Szepnęła uśmiechnięta, prezentując swoje idealnie równe zęby. Zrobiło mi się trochę głupio, szukając sensownej wymówki. Nie miałem ochoty nigdzie wychodzić, ale nie chciałem też jej w żaden sposób urazić.
- Dzisiaj? - Zapytałem cicho, udając zaskoczonego, dodając sobie cenne sekundy na odpowiedź. - Jestem umówiony z chłopakami, może w sobotę?
- O, super. Zgadamy się jeszcze. - Zadowolona oparła się znów o oparcie swojego krzesła, bazgrząc coś w swoim notesie. Westchnąłem kolejny raz, wyciągając powoli telefon z kieszeni. Kliknąłem na klawisz, a wyświetlacz się rozjaśnił. 8:40 .
- Pięć minut. - Szepnąłem, a w mgnieniu oka znów zadzwonił dzwonek. Chwyciłem torbę i bez oglądnięcia się za kimkolwiek wyszedłem z sali, niemalże zbiegając po schodach. Nie patrząc przed siebie zacząłem przeczesywać torbę w poszukiwaniu paczki papierosów, po chwili ją znajdując. Wyciągnąłem ją z torby, gdy nagle znów na kogoś wpadłem, a papierosy wypadły mi z ręki.
- Cholera. - Syknąłem, podnosząc wzrok. Przede mną stała Chemica, pani Wilson. Wysoka, ciemnowłosa demonica, z piekła rodem. Nienawidziłem jej. Uczyła nas Chemii i Fizyki, i chyba nie było osoby w tej szkole, która by za nią przepadała.
- Dokąd tak spieszno już w pierwszym dniu szkoły, panie Craven? - Wilson spojrzała na mnie, a po chwili na paczkę papierosów leżącą na schodach. Dookoła zaczynało się robić tłoczno. - Oh... - Jęknęła, schylając się po papierosy. Wpatrywała się we mnie, jakby oczekiwała na przeprosiny, jednak dopiero po chwili do niej dotarło, że się nie doczeka. Podała mi paczkę, z kamienną twarzą. Przeciwniczka palenia, no tak. Wróg tytoniu numer jeden na świecie. Schowałem je do kieszeni bluzy, wymijając nauczycielkę, idąc znów przed siebie. Podnosząc wzrok, znów ujrzałem błękitnooką, a ona chyba spostrzegła mnie, bo widząc moją osobę szybko odwróciła spojrzenie. Nie czekałem na dalszy rozwój sytuacji, tylko zbiegłem po schodach w dół, idąc zapalić na podwórko. Dzień zleciał wolno, może dlatego, że znów musiałem się przyzwyczaić do wczesnego wstawania. Zadzwonił ostatni dzwonek, a ja tym razem czekając na kumpli, wyszedłem z nimi ze szkoły. Jeremy właśnie opowiadał o swojej lasce, z którą spędził upojną noc w wakacje, nie ukrywając zadowolenia. Niby nie widziałem w tym nic złego, ale wkurzał mnie moment kiedy stwierdzał, że wyrywał już lepsze. Skoro był taki zadowolony, mógłby trochę mniej narzekać.
- Luke, dawaj, lecimy zajarać. - Poinformował mnie Yaro, z którym udaliśmy się przed szkolną bramę.
- No i co myślisz o nowej? - Zapytał uśmiechnięty, wydmuchując z ust kłęby dymu.
- Hmm? - Zapytałem, jakby nie słysząc pytania.
- No o tej blondynie, co na nią wpadłeś. Ładniutka, co?
Zrobiło mi się trochę niezręcznie, rozmawiając o niej. Z jednej strony zrobiło mi się jej żal, że wpadła w oko Yar'emu, ale nie chciałem się też w to mieszać.
- Ty na poważnie? - Zapytałem, zaciągając się papierosem. - A ja wiem... Cicha jakaś. - Zgasiłem papierosa na murku, wydmuchując dym. - Taka... Nie w Twoim stylu. - Dodałem, spoglądając na godzinę w telefonie.
- Już od razu nie w moim stylu. Fajna dupa, jakaś bajera i jest moja.
Mimo tego głupiego stwierdzenia Davida, uśmiechnąłem się szeroko, klepiąc go po ramieniu.
- Tak, Yaro, wiem. Każda jest Twoja. - Zaśmialiśmy się, i ruszyliśmy w stronę mojego domu.

2 ~ Leah.

Pierwszego dnia obudziłam się niebywale szybko. Towarzyszyła mi trema i strach. Już poprzedniego dnia miałam spakowaną torbę, by rano nie wyjść na ostatnią chwilę. Wykąpałam się, założyłam miętową koszulę i czarne rurki, by wyglądać nieco odświętniej niż zazwyczaj. Włosy spięłam w nienaganny kucyk i wyszłam z domu. Nie zjadłam śniadania, po prostu nie dałabym rady przełknąć choćby jednego kęsa. Nie spieszyło mi się zbytnio, nie chciałam czekać sama jak palec pod salą. Mijałam domki jednorodzinne, które ozdabiały krajobraz swymi barwami. Sprawdziłam godzinę na zegarku i stwierdziłam, że mogłabym przyspieszyć. Przeszłam przez przejście dla pieszych. Tuż za zakrętem ujrzałam budynek szkoły. Farba schodziła ze ścian, ale budynek nie wyglądał na stary. Przy furtce zauważyłam wysokiego chłopaka, palącego papierosa. Otworzyłam bramę i weszłam na teren swojej nowej szkoły. Chłopak spojrzał na mnie z góry, po czym łobuzersko się uśmiechnął. Nie zamierzałam zwracać na niego uwagi, jednak krępowało mnie w jaki się na mnie patrzy. Gwizdnął i krzyknął coś do mnie, jednak nie słyszałam go ponieważ miałam słuchawki na uszach. Otworzyłam drzwi i wkroczyłam do szkoły. W środku było o wiele ładniej niż na zewnątrz. Ściany w przeciwieństwie do zewnętrznej strony, były jasne i ciepłe. Po obu stronach korytarza mieściły się klasy, a w przerwach między drzwiami były umieszczone szafki uczniowskie. Przez moment szukałam swojej ale doszłam do wniosku, że numer 303, musi być na końcu korytarza. Szłam z lekko zawieszoną głową, by nie patrzeć innym w oczy. Przez materiał koszuli chwyciłam talizman, który wisiał na mojej szyi, na rzemyku. Kamień lekko zabłysnął, swym fioletowym promieniem i nawet przez chwilę był ciepły. Na szczęście nikt nie ujrzał migoczącego cienia. Dotykając wisiorka zawsze czułam się jakoś pewniej i może nawet bezpieczniej. To nie była tylko jakaś ozdoba. To moje życie. Bez niego nie dość, że czułam się naga, to jeszcze... Chronił sekret mojego rodu. W każdej chwili mego życia przypominał mi kim tak naprawdę jestem. Dotarłam to końca korytarza i odszukałam swą szafkę. Włożyłam do niej książki, które były mi potrzebne na późniejsze lekcje. Na drzwi szafeczki przykleiłam plan lekcji, by łatwiej było mi sprawdzić jaką lekcję mam po przerwie. Wyjęłam również małą kosmetyczkę, która była mi zbędna na lekcjach. Błyszczykiem lekko przejechałam po i tak różowych ustach, a jego nadmiar starłam chusteczką higieniczną. Nałożyłam troszkę tuszu na rzęsy, choć wcale nie było to potrzebne. Miałam blond włosy, sięgające mniej więcej do bioder, jasną cerę, która po wakacjach lekko się zbrązowiała i jasno niebieskie oczy, które zdaniem mojej przyjaciółki - z rodzinnego miasta - zaglądały w głąb duszy. Ja tak nie sądziłam, bo byłam pogodną osobą, choć... Podobno mój ród słynie właśnie z takiego koloru oczu... Byłam szczupłą i średniego wzrostu dziewczyną. I z pewnością miałabym duże powodzenie, gdyby nie fakt, że byłam nieśmiała. I płochliwa. Skromna. I cicha... Zamknęłam szafkę, a klucz wrzuciłam do torby. Wiedziałam, że zaczynam matematyką, że niepotrzebnie wzięłam książki, bo przecież pierwszego dnia nie będziemy się uczyć... Rozejrzałam się dookoła, sprawdzając gdzie jest sala, do której muszę iść.
Znowu spuściłam głowę zmierzając z powrotem na początek korytarza. Nagle ktoś uderzył ramieniem o moje ramię. Odruchowo się odsunęłam, na szczęście nie lądując na ziemi. Spojrzałam za siebie i ujrzałam chłopaka który 'przywitał' mnie przy furtce, jakąś dziewczynę i... Chłopaka, który mnie popchnął.
- Patrz, to o niej ci mówiłem, Luke. - Szepnął ten co parę minut wcześniej palił. Chłopak, który się otarł o mnie ramieniem przyjrzał mi się dokładniej. - I co? Niezła dupa, nie? - Dopytywał ten drugi. Spojrzałam na niego z pogardą, gdy brązowooki w końcu się odezwał.
- Yaro, cicho już bądź.. - Warknął na kolegę. - Nowa jest.. - Dodał łagodniej i spojrzał na mnie po raz kolejny.
Tak właśnie wszystko się zaczęło...