czwartek, 15 sierpnia 2013

34 ~ Luke.

Usłyszałem dzwonek do drzwi. Byłem nieco zdezorientowany, bo kto mógł mnie odwiedzać o tak wczesnej porze. Leah? Ona raczej wleciałaby do mojego pokoju. Wyszedłem z łóżka zaspany i poczłapałem do drzwi. To co tam zauważyłem zaparło dech w mych piersiach.
- Leah? - Spytałem nadal nie dowierzając. - Co ty tu...
Dopiero teraz zwróciłem uwagę na to, że jej policzki są mokre od łez, a obok niej stoi walizka. Przytuliłem ją do siebie, a ona wtuliła się tak mocno, że niemal nie mogłem wziąć powietrza w płuca. Staliśmy w progu mojego domu przytuleni przez dłuższą chwilę, gdy w końcu dziewczyna trochę się uspokoiła, i z czystym sumieniem mogłem się od niej lekko odsunąć. Nie chciałem tego robić, kocham ją i każdy moment, w którym się przytulamy lub całujemy sprawia, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Uh, poprawka, aniołem. Ale trudno by nam było się poruszać kiedy tak jesteśmy w siebie wtuleni. Zaprosiłem ją do środka, choć wydawało mi się to idiotyczne, przecież nie musiałem jej zapraszać. Weszliśmy do mojego pokoju, gdzie zostawiłem jej walizkę, a Leah usiadła na łóżku. Dołączyłem do niej. Chwilę milczeliśmy, nie chciałem nalegać lub jej pospieszać, wiedziałem, że zaraz mi wszystko opowie, a na razie układa sobie to w głowie.
- Wyprowadziłam się z domu. - Oświadczyła chwytając bransoletkę, którą jej podarowałem dzień wcześniej. Mimo złej wiadomości, uśmiechnąłem się na widok aniołka. Później zobaczyłem strużkę krwi, chwyciłem Leah za nadgarstek. Chciała cofnąć dłoń, ale trzymałem ją dość mocno, by nie mogła się wyrwać. Na jej twarzy malował się ból i strach. Pierwsze co pomyślałem, to to, że ojciec mógł jej coś zrobić. Po dłuższym oglądaniu rany doszedłem do wniosku, że własny ojciec chyba nie rzucałby w córkę szkłem.
- Leah, czy ty się chlastałaś?
- Nie! - Odpowiedziała niemal natychmiastowo. Krew kapała na moje spodnie, nad którymi trzymałem jej rękę.
- Szlag. - Syknąłem. Spojrzałem na jej twarz, która teraz była smutna.
- Przepraszam... - Chciałem już powiedzieć, że to nie jej wina, że mam poplamione spodnie, ale nie dała mi dojść do słowa. - Po prostu szklanka pękła mi w dłoni. - Powiedziała niewinnie, gdy zaprowadziłem ją do łazienki i zacząłem obmywać ranę i wyjmować kawałki szkła. Pozwoliłem by mi wszystko opowiedziała. - Eh, wczoraj zamknęłam się w pokoju i dopiero dzisiaj rano z niego wyszłam. Zapomniałam wziąć telefon z kuchni. A rano okazało się, że tata usunął twój kontakt oraz wszystkie sms, które wymienialiśmy. Szukałam też naszych wspólnych zdjęć. Nie było ich. Tak się zdenerwowałam, że szklanka... - Jej oczy wpatrywały się we mnie bardzo uważnie. Na samą myśl o tym jak ojciec musiał się wtedy do niej odnosić moje szczęki się zacisnęły. Łzy znów zaczęły płynąć po jej policzkach. Oczywiste było, że teraz będzie mieszkać u mnie. Nie wiedziałem co powiedzieć, jak ją pocieszyć. Wszystko to było moją winą i oboje o tym wiedzieliśmy, tylko Leah nigdy by się nie przyznała, że tak myśli. Zabandażowałem jej nadgarstek i znów przytuliłem do siebie, a ona rozpłakała się jak małe dziecko. - Zabronił mi wracać do domu. - Wybełkotała między salwami płaczu. Nic nie mówiłem, spokojnie czekałem aż przestanie płakać. A gdy już skończyła pomogłem jej się rozpakować. Wzięła chyba wszystkie swoje rzeczy, pomijając książki. Kurde, właśnie, co z książkami? Leah jakby czytając w moich myślach powiedziała :
- Będę musiała polecieć po książki i jeszcze parę rzeczy. Nie wzięłam swojej kurtki zimowej, a robi się coraz chłodniej. To co tu przyniosłam to naprawdę niewiele. Choć.... - Przerwała i na chwilę pogrążyła się w myślach.- Nie wiem, czy mogę tutaj zamieszkać. Nie chciałabym się narzucać.
- Leah, co ty gadasz! Oczywiście, że możesz. - Pocałowałem ją w czoło.
- A twoja macocha?
Przygryzłem wargę i zacząłem się zastanawiać. Nie było jej, nie wiadomo kiedy wróci.
- Później się będziemy tym martwić. - Uśmiechnąłem się lekko do dziewczyny i otworzyłem szafę, do której włożyłem jej ciuchy. Podeszła do mnie, i pocałowała mnie bardzo delikatnie, a potem szepnęła mi do ucha.
- Musimy się dowiedzieć dlaczego mój ojciec tak postąpił.
Spojrzałem na nią spokojnie. Racja, musieliśmy się dowiedzieć dlaczego tak zareagował na moje skrzydła. Powinien się cieszyć, że jestem Aniołem jak Leah. Więc co w tym wszystkim nie pasowało?  

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

33 ~ Leah.

- I zabraniam Ci się z nim zadawać, rozumiesz?! - Krzyknął mój ojciec po raz kolejny.
- Nie, nie rozumiem. Nie wiem co się z tobą dzieje! Tato, to... - Czułam jak mi się załamuje głos. Nie chciałam płakać, za nic. Nie mogłam pozwolić sobie na takie sceny przed ojcem. - Ja go kocham. - Powiedziałam beznamiętnie. Wiem, powinno to inaczej brzmieć, ale mojemu tacie nic do tego.
- Nie musisz rozumieć, jesteś gówniarą.
- Dziękuję, tatusiu. - Odparłam kładąc nacisk na zdrobnieniu. Czułam do niego gniew, byłam zdenerwowana jak nigdy. Władały mną złe emocje. Spojrzałam na niego z odrazą po raz ostatni, a zaraz potem wbiegłam po schodach, zamykając się w moim zimnym i pustym pokoju. Od samego początku poczułam niemal palącą moje wnętrze tęsknotę. Tęsknotę nie do opisania, ból serca. Dziwne, bo dopiero pół godziny temu zostałam odłączona od mojego ukochanego Luke'a. Na samo wyobrażenie jego twarzy łzy zbierały się pod powiekami, które mocno zaciskałam, by powstrzymać potok. Kurczowo trzymałam klucz od drzwi, bojąc się, że ojciec zaraz je wyważy. Tak, to było dziwne i kompletnie nie w jego stylu. Był tak wściekły, że po prostu trzęsłam się ze strachu. Nigdy taki nie był, nie znałam go od tej strony. W końcu łomotanie do drzwi przez ojca ustało, pozostałam sama.
Sama.
Myśli, które błądziły w mojej głowie zaczęły niszczyć mnie od środka. To co wtedy czułam, było straszne. W pewnym sensie umarłam, wszystko wydawało mi się bez sensu. W końcu otworzyłam oczy. Łzy zaczęły płynąć po moich policzkach, a ja nawet nie próbowałam ich zatrzymać.
Płakałam długo. Zmęczona zasnęłam.

Obudziłam się o świcie. Usłyszałam dźwięki w kuchni. Odruchowo włożyłam ręce do kieszeni bluzy. W jednej z nich było małe pudełeczko, o którym dopiero teraz sobie przypomniałam. Wyjęłam je powoli i równie wolno je otworzyłam. Na gąbce leżała śliczna bransoletka z aniołkiem. Promyki słońca odbijały się od małego wisiorka. Uśmiechnęłam się rozpromieniona i założyłam bransoletkę na rękę. Wstałam i chwiejnym krokiem zeszłam schodami prosto do kuchni. Przy blacie kuchennym stała mama, a tata siedział przy stole czytając gazetę i popijając poranną kawę. Gdy weszłam do pomieszczenia poczułam rosnące napięcie między każdym z nas. Matka spojrzała na mnie, wiedziałam, że jest smutna, ale wczoraj mi nie pomogła, nie wspierała mnie i nie próbowała powstrzymać ojca.
Spojrzałam na stół. Leżał na nim mój telefon. Chwyciłam aparat w dłoń i tuż po momencie zauważyłam, że coś jest nie tak.
- Gdzie wszystkie sms, które wymieniałam z Lukiem?
- Nie będą ci potrzebne.
Podeszłam do blatu chwytając szklankę z kawą. Dalej przeglądałam swój telefon.
- Gdzie jest numer Luke'a? - Zapytałam zdenerwowana.
- Nie będzie Ci już potrzebny. - Odparł ojciec odkładając gazetę. Dłoń w której trzymałam kubek zacisnęła się na szkle niewiarygodnie mocno.
- Będzie mi bardzo potrzebny. Nie wiem czy wiesz, ale wczoraj stałam się osobą pełnoletnią i nie masz prawa... - Chciałam dokończyć, jednak nie dał mi dojść do słowa i spojrzał na mnie znad okularów.
- Owszem, mam prawo. Dopóki tu mieszkasz, masz mnie słuchać.
Kubek pękł. Kawa rozlała się na podłodze, jak również na mojej ręce. Wrzątek parzył moją skórę. Bolało, ale w tej chwili większy był ból psychiczny. Widziałam wystraszone miny rodziców, oraz brata, który właśnie wbiegł do kuchni i zaczął płakać. Kawałki szkła wbiły mi się w dłoń, a ja nawet nie spojrzałam na pokaleczoną rękę.
- W takim razie się wyprowadzam. - Odparłam spokojnie i wyszłam z kuchni. Młody pobiegł za mną krzycząc i płacząc jednocześnie. Prosił bym została, jednak ja nie mogłam nic powiedzieć, moje gardło było zbyt mocno zaciśnięte. Weszłam do pokoju i zaczęłam pakować rzeczy do dużej walizki.Wyjęłam największe kawałki szkła z dłoni i wrzuciłam je do śmietnika. Krew mocno sączyła się z rany, jednak nie opatrzyłam jej, byłam zbyt zajęta.
- Nie płacz - Powiedziałam w końcu do brata. Oplotłam jego twarz dłońmi zostawiając krwawe ślady na policzkach. - Kiedyś wrócę. Obiecuję Ci. Masz mój numer, dzwoń, jak będziesz smutny z domowego. Nigdy jak będą tutaj rodzice, dobrze?
- Dobrze. - Wybełkotał i się do mnie przytulił. Szybko się ubrałam i zeszłam po schodach.
- Jeżeli wyjdziesz to nie masz już po co wracać. - Powiedział ojciec poważnym tonem.
- Więc żegnam. - Odparłam patrząc mu w twarz. - Cześć młody, do widzenia Mamo - Pogłaskałam brata po głowię, a do matki się przytuliłam. Podniosłam walizkę zdrową ręką i przekroczyłam próg zamykając za sobą drzwi. 

poniedziałek, 10 czerwca 2013

32 ~ Luke

Dzisiaj urodziny Leah, czułem lekkie podekscytowanie. Od razu wiedziałem co jej dam w prezencie, nie myślałem o niczym innym. Poprzedniego dnia, gdy leniuchowaliśmy cały dzień u niej w domu, jej rodzice zaprosili mnie na kolację. Chcieli uczcić tak już 18 urodziny córki. Początkowo nie wiedziałem co odpowiedzieć, w końcu miałem zjeść kolację w towarzystwie jej rodziny... Mimo stresu, zgodziłem się.
Leah cieszyła się jak głupia, że będę u niej wieczorem, chociaż spędziliśmy cały dzień razem. W ciągu tego czasu, wyszliśmy tylko na godzinę do parku, na ławkę, zapaliłem papierosa, i powoli wróciliśmy do domu.
- I co, ubierzesz się tak elegancko? - Zachichotała Leah, wtulona we mnie.
- A powinienem?
- No raczej. Dobre wrażenie chyba chcesz zrobić? - Teraz wyczuwałem w jej głosie kpinę, ale podobało mi się to.
- Dobra, czyli dzisiaj mam przyjść w garniaku, tak? - Zaśmiałem się, a ona mnie pocałowała.
***
Nastał wieczór. Ubrałem się w czarną koszulkę z krótkim rękawem, rurki i trampki. W drodze do Leah byłem na siebie zły, że ubrałem się tak mało odświętnie. Wsadziłem rękę do kieszeni bluzy, aby sprawdzić, czy prezent dla dziewczyny nadal się w niej znajdował. Na szczęście wyczułem palcami niewielkie pudełko, obwiązane wstążką. W drugiej ręce trzymałem czekoladę dla Chris'a. Nie wiem czemu, ale czułem wielką sympatię do tego dzieciaka. Był inny niż przeciętne dziecko w tym wieku. Już teraz, było czuć od tego chłopca bijącą mądrość. Byłem też ciekaw, czy on również jest aniołem, tak jak Leah. Musiał być. Byli zbyt podobni do siebie... Teraz poczułem w głębi serca współczucie. Taki mały chłopiec, który nic nikomu nie zrobił musiał się męczyć z tą wielką tajemnicą... Może dlatego się różnił od reszty dzieci w jego wieku. On był piękną istotą. Nim się obejrzałem, byłem już pod domem jego rodziny. Ku mojemu zaskoczeniu, w drzwiach stała uśmiechnięta Leah. Musiała mnie zobaczyć przez okno, wątpię by stała tak i po prostu czekała. Podeszła, otwierając mi bramkę.
- Zapraszam do środka, panie Craven. - Szepnęła. Złapałem w rękę jej dłoń, całując elegancko, jak przystało dżentelmenowi.
- Dziękuję za zaproszenie, pani Saylen. - Odpowiedziałem, i ruszyliśmy do wnętrza, jej wprost anielskiego domu.
***
- ... Postarał się już o to Black, żeby paczka nie dotarła do fabryki przed dwunastą. Wsiadł w samochód od dostaw, dojechał do... - Ojciec Leah opowiadał jedną z wielu opowieści, a ja co nie co rozumiałem. Ciężko było mi się skupić, gdy wszyscy dookoła ziewali ze znudzenia. Widocznie słyszeli te opowieści nie raz - pomyślałem. Nie myliłem się. Ojciec Leah zwrócił się teraz bardziej w stronę swej małżonki, odrywając ode mnie wzrok.
- Zaraz opowie, jak Jonathan otwiera paczkę, a w niej nie będzie projektu. Udawaj że Cię to śmieszy, staraj się zagrać to jak najlepiej. - Szepnęła mi Leah, a ja nieco roztrzepany starałem się zrozumieć to, co właśnie mi doradziła.
- ... Jonathan ostrożnie otworzył pudło, zaglądnął do środka... I zgadnijcie, co się stało! Nie było w środku projektu Wilsona, który palił się z tyłu ze wstydu. - W tym czasie wszyscy ryknęli śmiechem, nawet ja. Wyszło mi to całkiem nieźle, jak reszcie rodziny.
- Dobrze, kochanie... - Odezwała się nareszcie matka Leah. - Może dajmy teraz naszej córce świętować urodziny? - Zachichotała dźwięcznie, po czym ruszyła w stronę kuchni. Już po chwili przed Leah stał wielki, śnieżnobiały tort. Szczerze powiedziawszy nie wyglądała na zachwyconą, ale udawało jej się to ukryć uśmiechając się od ucha do ucha. Wszyscy złożyli jej życzenia, oraz wręczając jej prezenty. Przyszła i kolej na mnie, więc przytuliłem ją mocno, sięgając po małe pudełeczko z kieszeni.
- Otwórz później, jak będziesz sama. - Szepnąłem jej do ucha, a potem delikatnie pocałowałem ją w szyję. Gdy podniosłem wzrok zauważyłem, że rodzina Leah patrzy na nas, i zrobiło mi się wstyd, gdyż ten pocałunek mógł być nie na miejscu. - Sto lat. - Dodałem speszony, uśmiechając się delikatnie. Od Leah buchało podniecenie i zadowolenie, było to widać z jej pięknych oczu. Swój prezent schowała w kieszeni od bluzy, po czym usiedliśmy znów przy stole.
Ojciec Leah opowiedział jeszcze parę niezwykle nudnych historii, po czym ja zacząłem wygłupiać się z Chrisem. Młody usiadł obok mnie, i bawiliśmy się, że wróży mi z ręki. Zauważyłem, że Leah bardziej skupia się na naszej zabawie niż na słuchaniu taty, więc i rodzice blondynki po chwili zamilknęli, patrząc na to, co robimy. Chris złapał mnie za prawą dłoń, i jeździł po niej swoim małym palcem wskazującym udając, że widzi w moich liniach papilarnych przyszłość. Uśmiechnąłem się szeroko.
- No i co, wyjdę w tej przyszłości na ludzi? - Zapytałem zaciekawionego Chrisa.
- Tak! - Krzyknął uśmiechnięty. Chciałem już zabrać rękę, gdy nagle chłopiec dodał. - Ale ładne... - Zauważył moją bransoletkę, z czarnym aniołem, którą szybko schowałem pod bluzą.
- Cieszę się, że Ci się podoba. - Dodałem już mniej szczęśliwy. Chirs gwałtownie chwycił moją rękę, chwytając bransoletkę w dłoń. Ni stąd ni zowąd, pociągnął ciemny sznurek, zrywając bransoletkę z ręki. Momentalnie w tej samej chwili, zakręciło mi się w głowie, i znów poczułem straszliwy ból na plecach.
- Chirs! - Usłyszałem krzyk Leah, a już po chwili przed oczami widziałem ciemność. Słyszałem huk upadającego krzesła, tłukących się talerzy i szklanek. Otworzyłem oczy. Stół leżał na ziemi, moje krzesło leżało dobre trzy metry ode mnie, a dookoła latały czarne pióra. Moje skrzydła. Znów się pojawiły.
- Na matkę boską! - Ryknął ojciec Leah, biegnąc w moim kierunku. Złapał mnie za koszulkę, po czym wytargał mnie na zewnątrz domu. Byłem tak oszołomiony, że nie zdawałem sobie sprawy z powagi sytuacji.
- Tato! Oszalałeś?! - Leah podbiegła do mnie, szybko zawiązując mi na ręce bransoletkę. Jej mama zaś, z małym chłopcem na rękach stała przerażona w kuchni.
- Zostaw go w tej chwili! - Jej ojciec krzyknął po raz kolejny, odciągając blondynkę. Moje skrzydła znów się ukryły, a po chwili zrobiła się cisza, zostałem sam. Znalazłem się na ciemnym trawniku przy domu Leah, zdezorientowany, z wielkim bólem na plecach.

sobota, 11 maja 2013

31 ~ Leah.

 Rozmawialiśmy ze sobą bardzo cicho, jakby wystraszeni, że ktoś może nas usłyszeć. W dodatku na wszystkie możliwe tematy. Zaczynając na skarpetkach, kończąc na tym, czy hoduję kaktusy. Szczerze mówiąc rozmowa była kompletnie pozbawiona ładu, ale na pewno można ją zaliczyć do interesujących. Dużo się śmialiśmy, jednak ja, przekonana, że ktoś nas usłyszy śmiałam się ciszej. Księżyc rzucał jasną poświatę oświetlając moje uda i brzuch, a resztę kryjąc w mroku. Luke, bawiąc się jak małe dziecko dźgał mnie w żebra, na co odpowiadałam piskiem.
Zbliżała się godzina czwarta w nocy... Luke ziewnął i się przeciągnął, zaraz potem ja zaczęłam ziewać, a oczy mi się same zamykały. Położył się na swoim łóżku i odwinął kołdrę, tym samym zachęcając mnie do położenia się tuż obok niego. W tym momencie zrobiło mi się strasznie zimno, bo zdałam sobie sprawę, że okno jest otwarte na oścież. Nie zastanawiając się długo 'wskoczyłam' do łóżka, przykrywając się kołdrą tuż pod sam nos. Leżąc na boku, Luke obejmował mnie jedną ręką w tali, a głowę oparł na mojej szyi. Jego czarne mocne włosy łaskotały mnie w policzek, ale było to tak miłe uczucie, że nie mogłam mu powiedzieć by się odsunął. Zamknęłam na oczy i już powoli odchodziłam w "krainę snów" gdy przypomniałam sobie, że muszę mu o czymś powiedzieć.
- Luke... - Szepnęłam. Chłopak lekko drgnął, jakby był wyrwany ze snu, lub zamyśleń. Obrócił się lekko, co wywołało kolejne łaskotki.
- Tak? - Odparł równie cicho. Miał zachrypnięty głos jakby właśnie się obudził. Czułam się nieco
speszona. Obudziłam go z byle powodu...
- Pojutrze mam urodziny.  - Powiedziałam i otworzyłam oczy. Oślepił mnie blask księżyca, który właśnie padał na moją twarz. Luke znów zaczął się wiercić ale nie odpowiedział na tę wiadomość. Teraz już nie mogłam spać... Nagle oczy miałam jak pięciozłotówki, a zmęczenie odeszło. Raz było mi za ciepło i skopywałam kołdrę, a później za zimno i przykrywałam nas pod same czubki głów.
- Śpij już. - Mruknął Luke, jakby niezadowolony, jednak w jego głosie brzmiała nuta zadowolenia.
I dziwne, bo w tym momencie zaczęłam ziewać. I mogłam w końcu zasnąć.
***
- Leah... - Szepnął Luke. Jego głos był jakby nie z tego świata. Taki odległy. Otworzyłam oczy, ale w pierwszym momencie wszystko było zamglone. Potem ujrzałam jego twarz, tuż nad moją. - Wstawaj - Powiedział troskliwie. Uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło. Przeciągnęłam się jak kot, a zaraz potem przykryłam się cała kołdrą.
- No wyłaź... - Burknął. Mruknęłam coś na wzór "odwal się" i znów zamknęłam oczy. Słyszałam kroki, Luke poszedł sobie. Miałam już zasypiać gdy chłopak zdjął ze mnie kołdrę i wyrwał mi ją z rąk. Odrzucił ją na podłogę, w kąt bym nie mogła jej zabrać. Schylił się i wziął mnie ręce. Zaczęłam się rzucać, machać rękoma. Ale ten chłopak jest za silny. Święty Jezu, normalnie jakiś strongmen. Taka masa mięsa, wiercąca się na wszelkie możliwe sposoby, na rękach. A jego to ani troszkę nie ruszało. Usadowił mnie na komodzie i nie pozwolił bym z niej zeszła.
- Leah, jest siódma rano.
- Tak, ciągnij swoje wywody, właśnie się obudziłam. Myślisz że coś do mnie dociera? - Zapytałam przekornie. Pocałował mnie, a potem spojrzał wyczekująco.
- No właśnie, przed chwilą wstałaś. Ale z czyjego łóżka? Leah... - Westchnął głośno. - Siódma rano, Ty, u mnie w pokoju. U mnie.
- No przecież rozumiem. I po co ta cała panika?
- A twoi rodzice?
- Nigdy nie zaglądają do mojego pokoju rano, w tygodniu. Są już w pracy, a Chris w przedszkolu. Nie martw się.
W jego spojrzeniu dostrzegłam widoczną ulgę. Poszedł do łazienki, a po jakiś dziesięciu czy piętnastu minutach wrócił ubrany w czarną koszulę, jeansy, wycierający jeszcze lekko wilgotne włosy. Spojrzał na mnie nieco zaskoczony.
- A ty nie zamierzasz iść do szkoły?
- A muszę?
Spojrzał na mnie zadziornie. Oboje dobrze wiedzieliśmy, że przyjemniej byłoby zostać u niego w domu. Chwycił mnie za rękę i zaprowadził po schodach w dół do kuchni. Zjedliśmy razem śniadanie, a potem niestety musiałam iść do domu, by ubrać się w nowe ciuchy. Nie było już sensu pójścia do szkoły. Zostaliśmy u mnie w domu. 

środa, 8 maja 2013

30 ~ Luke

Stałem uśmiechnięty patrząc, jak Leah niezgrabnie wspina się ku swojej ścianie domu. Ludzie przechodzący wpatrywali się na nią jak na wariatkę. Mieli rację, była wariatką.
***
Tej soboty już się nie spotkaliśmy. Leah tłumaczyła, że jej rodzice chyba coś podejrzewają że jej nie było, bo zobaczyli pióra porozrzucane po pokoju. Podobno zapomniała posprzątać. Leżałem na łóżku, gdy nagle rozbrzmiał mój dzwonek telefonu. Chwyciłem go do ręki, będąc pewnym, że to Leah dzwoni by pogadać. Ku mojemu zdziwieniu, na wyświetlaczu zaprezentował się napis " Yaro " . W tym momencie zrobiło mi się dziwnie, po raz pierwszy chyba nie cieszyłem się, że dzwoni.
- Czego? - Zapytałem niemile, chyba mając nadzieję, że równie niemile mi odwarknie.
- Siema. - Odpowiedział zaskakująco przyjaznym tonem. Tak, jak dzwonił do mnie jeszcze kilka miesięcy temu. - Co tam u Ciebie?
- Po co dzwonisz? - Przeszedłem do sedna.
- Nie chcę się z Tobą srać o laskę. - Zabrzmiał szczerze.
- Co ty kurna nie powiesz... - Ewidentna ironia.
- Daj spokój, Luke. Nie warto szarpać się o byle jaką laskę. - Prychnął, w przeciwieństwie do mnie. Ja buzowałem od środka.
- Mówiąc " Byle jaka laska ", chyba nie mówisz o Leah?
- Kurna, ale się czepiasz. Dajmy sobie spokój, po cholerę się kłócić przez takie coś?
" Takie coś ". Mimo że się starał, rozdrażniał mnie jeszcze bardziej. Miałem ochotę go teraz złapać za szyję i dusić. Dusić, aż zmieni kolor na twarzy.
- Odwal się stary, szkoda czasu na naszą rozmowę. - Odłożyłem słuchawkę.
Słońce już dawno zaszło, zbliżała się trzecia w nocy. Położyłem się w łóżku, jednak nie mogłem spać. Zastanawiałem się czy może jestem spragniony czy głodny. Ale żadnej z tych potrzeb nie odczuwałem. Czegoś, albo może kogoś mi brakowało. Przekręcałem się z jednego boku na drugi, ale to nic nie dawało. Mimowolnie moje myśli krążyły koło jednego tematu : Anioł. Może to nie jest takie złe, może naprawdę nie boli. Leah wie więcej ode mnie, a mimo to zachęca mnie do poznania swojej 'drugiej osobowości'. Z drugiej jednak strony, wiedziałem, że ona jest z tym oswojona od dziecka i nie może wiedzieć jak ja to odczuwam.
A potem myślałem o Yarze. O tym jak mówił o Leah. Wzbierała we mnie złość, dlatego przestałem myśleć o nim, o aniołach, o wszystkim... 
Spojrzałem na komórkę, a gdy wziąłem ją do ręki ekran się podświetlił. W takich chwilach człowiekowi przychodzi na myśl tylko jedno : Dlaczego wcześniej nie dotknąłem tego telefonu?!
Spoglądnąłem na wyświetlacz, była jedna wiadomość od Leah. Uśmiechnąłem się na samą myśl o tej wariatce. Byłem zaskoczony jej pytaniem w sms'ie. "Mogę wpaść? ;) "
Rozpromieniłem się. Zacząłem pisać, a tuż po chwili wysłałem wiadomość o treści : "Chyba wlecieć, młoda. Jasne. ;)"  Mimo, że nie lubiłem tych emotikon, teraz mi nie przeszkadzały.
Usiadłem na łóżku i patrzyłem przez okno, czekając na Leah. Po paru minutach ujrzałem cień, który zbliżał się do mojego okna. Dziewczyna lekko usiadła na parapecie. Widziałem jak zakłada naszyjnik, a po chwili skrzydła jakby wrastają jej się w plecy. Gdy już zniknęły, Leah weszła do pokoju. Cofnęła się lekko, stając tuż obok mnie. Chwyciłem ją za rękę, a ona drgnęła, jakby mnie wcześniej nie zauważyła. Ścisnęła moją dłoń i przysiadła obok. Chwilę milczeliśmy gdy ja ciężko westchnąłem.
- Nie mogłam zasnąć. - Wyznała w tym samym momencie co ja. Uśmiechnęła się wesoło i oparła głowę o moje ramię. 

wtorek, 7 maja 2013

29 ~ Leah.

- Leah, daj spokój. - Luke mnie dogonił i zatrzymał mnie swym błagalnym tonem. Odwróciłam się do niego, by spojrzeć w jego brązowe oczy. Nie był już podirytowany, wydawał się spokojny.
- No dobrze, a teraz powiedz mi że chcesz zapomnieć o swojej przemianie, o tym wszystkim... - Przerwałam i głębiej się zastanowiłam. Zaczęłam gestykulować dłońmi. Nie mieściło mi się w głowie, że po prostu Luke chce to wszystko wymazać z pamięci. Bycie Aniołem... Tego nie może mieć każdy. To dar. Mimo to, że Luke zawsze wyróżniał się z tłumu, to dodawało mu wyjątkowości. I w pewnym stopniu chciałam go nauczyć bycia Aniołem. Wprowadzić go w to wszystko, mimo że z pewnością ma trudniej ode mnie bo ja od najmłodszych lat uczyłam się latania... - I o skutkach twojej przemiany... Tego wszystkiego... - Dodałam. Wiedział co mam na myśli, to nie było trudne do odgadnięcia. Teraz czekałam na reakcję. Mimo tego, że byłam zdenerwowana, i trzęsłam się mój głos był dosyć spokojny. I teraz jak na złość Luke stał bez ruchu, milczał i wpatrywał się w moje oczy.
Nie chciałam się kłócić. Luke wybitnie upierał się przy swojej wersji, a ja oczywiście przy swojej.
Teraz dopiero zaczęłam odczuwać zimno, które zaczęło towarzyszyć każdemu porankowi. Połowa października... Potarłam dłońmi ramiona i przestałam na niego patrzeć. Rozejrzałam się dookoła by dowiedzieć się gdzie dokładnie jestem. Wyminęłam go. Luke chwycił mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
- No puść mnie! - Warknęłam od razu. Chyba jednak nie miałam nic do gadania. Luke zaczął mnie całować. Oderwałam się od niego, ale trzymał mnie za plecy. Nie mogłam się okręcić, prawie nie mogłam się ruszać. Zaczęłam go bić, ale na nim jakby to nie robiło wrażenia. Pomyślałam, że może gdybym go uderzyła w plecy w końcu by mnie puścił. Ale nie dosięgałam. Ludzie, choć było ich niewielu spoglądali na nas co chwilę. Sądzę, że uznali nas za parę idiotów - raz się całują a potem ona go okłada pięściami.
Chwycił mnie za nadgarstki a ja dałam za wygraną. Przecież nie jestem chłopakiem, nie mam tyle siły co on. Zawiesiłam głowę i wpatrywałam się w chodnik.
Luke objął mnie czule, puszczając moje nadgarstki. I choć teraz mogłam go uderzyć w plecy, lub po prostu odejść... Nie zrobiłam tego. Już nie chciałam go bić, najzwyczajniej w świecie było to bezsensu. 
- Taka odpowiedź wystarczy? - Zapytał szepcząc mi do ucha. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem.
- Nie wiem, nie wiem. - Westchnęłam ciężko, jakbym była zawiedziona. Luke podniósł lekko mój podbródek by lepiej widzieć moją twarz. Odgarnął włosy i pocałował mnie. Gdy się ode mnie odsunął, lekko jęknęłam.
Gdy Luke usłyszał mój jęk, uznał że znów nie jestem zadowolona.
- No, widać że nie jestem w stanie spełnić twoich wymagań. - Zażartował.
- Nie, to nie tak...  - Odparłam i spojrzałam na zegarek. Była godzina szósta czterdzieści osiem. I mimo że była sobota, rodzice wstawali o godzinie siódmej, by na czas dotrzeć do pracy. Musiałam szybko wracać do domu. Luke odprowadził mnie do bramy.
Przypomniałam sobie, że przecież drzwi od pokoju są zakluczone, a klucz leży pod poduszką. Spojrzałam na niego lekko zmieszana.
- I patrz, teraz będę musiała się wspinać. - Wskazałam na stelaż na bluszcz, który był przytwierdzony do ściany mojego domu. Tuż pod oknem do mojego pokoju.
- A skrzydła? - Zapytał zaciekawiony. Podeszłam do niego bliżej, stanęłam na palcach by dosięgnąć jego twarzy.
- A nie widzisz tych wszystkich ludzi? - Szepnęłam cicho. - Jestem mitycznym stworzeniem. -   Dodałam jeszcze ciszej. Pocałowałam go lekko w policzek i przebiegłam przez bramę. Wspięłam się po stelażu i weszłam przez okno do pokoju.
- Mitycznym ... - Westchnął Luke i odszedł.

poniedziałek, 6 maja 2013

28 ~ Luke.

 To sen. Śnię na jawie, prawda? Marzyłem, aby to była moja wielka, pobudzona do działań wyobraźnia. Przytulałem się do Leah. Musiałem pokazać, że to wszystko jest dla mnie normalne i zrozumiałe, mimo, że nie było. Nie chciałem jej zawieść, co powoli widziałem w jej oczach. Godzina czwarta na zegarku, my stoimy w oknie wpatrując się w okolicę. Czułem się, jakbym był po wypadku. Nie do opisania był ból, który czułem, ale za nic nie chciałem pokazać tego dziewczynie. Spojrzała na mnie, jej włosy musnęły moją dłoń wplecioną w jej. Pocałowałem ją, tak czule, jak tylko się dało.
- Kocham Cię. - Wyjąkałem cicho. - Kocham Cię taką, jaką jesteś.
 Zaśmiała się, całując mnie po raz kolejny. Złapałem ją za talię, delikatnie przyciskając ją do siebie.
- Jeżeli chcesz, mogę Cię wtajemniczyć w mój świat... - Powiedziała jakby zadowolona, odrywając swoje usta od moich. Nie na długo.
- Nie chcę. - Odpowiedziałem pewnie. - Nie teraz.
 Poczułem, że potrzebuje jej bliskości. Całowałem ją bez opamiętania, a ona nie miała zamiaru się stawiać. Zaplotła swoje ręce dookoła mojej szyi, i przesunęliśmy się w stronę mojego łóżka. Leżała na mnie całowana, widocznie podniecona obecną sytuacją. Dotykałem ją, a ona jakby mruczała. Chwila stanęła w miejscu.
Buchający gorąc, spocone ciała i nieograniczona miłość.
***
Tej nocy nie zapomnę nigdy. Nie zapomnę też widoku jej nagiego ciała, leżącego tuż obok mnie. Czułem już, że wszystko jest na miejscu. Że budzę się obok niej, a ona nie znika. Po prostu przy mnie jest.
- Powinnam już wracać.
Podskoczyłem ze strachu, słysząc jej głos znienacka. Przed chwilą widziałem, że śpi. Widocznie myliłem się. Przechyliłem się delikatnie w jej stronę, dając delikatnie buziaka.
- Zostań...- Jęknąłem, wtulając się w Leah.
- Jeżeli rodzice zauważyli, że mnie nie ma... - Przerwała. - To w sumie nie mam po co wracać do domu. - Zaśmiała się, i powoli wygramoliła z łózka. Ja leżałem wyciągnięty pod kołdrą, obserwując jej zgrabne ciało. Ubierała się, zbierając po kolei porozrzucane swoje ubrania po pokoju. Samo wspomnienie, dlaczego były porozrzucane, wywołało u mnie natychmiastowy uśmiech. Miałem ochotę wtulić się w nią i nie puszczać, walczyłem ze swoim pożądaniem.
- Odprowadzę Cię. - Oznajmiłem, również zaczynając się ubierać.
- Nie, daj spokój. - Usiadła obok mnie, całując w policzek. - Jestem pewna, że wszystko Cię boli. - Spuściła wzrok, jakby zawstydzona. - Szczególnie, że trochę Cię wymęczyłam jeszcze tej nocy...
Zaśmiałem się. Nie wiem do końca czemu, ale chciałem się śmiać. Czułem taką potrzebę.
- Spędziłem dwa tygodnie w kącie pokoju, w egipskich ciemnościach. Proszę, pozwól mi wyjść na światło dnia.
***
Wyszliśmy zaraz po zjedzeniu śniadania, wchodząc jeszcze w nasz ulubiony park, siadając na mojej ulubionej ławce. Od kiedy pamiętam tu przychodziłem, a od kilku tygodni wiedziałem, że to miejsce jest stworzone dla mnie i dla Leah. Wspólne rozmowy, wspólne pocałunki, wspólnie spędzony czas, z dala od wszystkich.
- Naprawdę nie chcesz nic wiedzieć o tym, kim jesteś? - Zapytała nagle uśmiechnięta, wpatrując się w moje oczy. Przez dłuższy czas zastanawiałem się nad odpowiedzą, zmarkotniałem. Znów przypomniały mi się samotne dni spędzone w ciszy i ciemności.
- Nie chcę...- Jęknąłem cicho. - Jestem Luke, i nic więcej. - Musiałem powiedzieć wyraźnie coś nie tak, bo Leah spoważniałą i zrobiła jakby zezłoszczoną minę.
- Nie, nie jesteś tylko Luk'iem, jesteś An... - Przerwała przypominając sobie, że obok nas przechodziła masa ludzi. Prawdopodobnie nikt by tego nie usłyszał, mimo to się powstrzymywała. - Jesteś kimś niezwykłym, Luke. - Poprawiła się.
- Słuchaj... - Teraz to ja nieco się podirytowałem. Nie chciałem o tym mówić. - Skończmy ten temat. Zapomnijmy o tym, żyjmy jak dotychczas. - Leah podniosła się oburzona z ławki.
- Jak możesz mówić, abyśmy o tym zapomnieli? Luke, do cholery. Nie dziwi Cię to? Nie jesteś ciekaw, do czego jesteś teraz zdolny? Mam skrzydła. Ty też. I ty chcesz od tak, wymazać to z pamięci?
- A mam inne wyjście?
Leah odwróciła wzrok.
- Powinieneś się nastawić, że już nic nie będzie takie jak wcześniej. - Spojrzała na moją bransoletkę, a chwilę później ruszyła w stronę domu.

sobota, 4 maja 2013

27 ~ Leah.

- Leah, o co tu chodzi? - Luke syknął cicho. Kompletnie nie wiedziałam od czego rozpocząć rozmowę. Gdy już czarne skrzydła zniknęły Luke wpatrywał się we mnie wyczekująco. - Proszę, powiedz mi... - Jęknął. Dotknęłam go lekko w ramię, a na jego twarzy pojawił się grymas bólu. Był taki roztrzęsiony, miał drgawki choć było dość ciepło. Spojrzałam na niego przelotnie i skupiłam swój wzrok na naszyjniku. A potem go zdjęłam. Z moich pleców wyrosły białe skrzydła, a gdy nimi zatrzepotałam pióra, które leżały na podłodze rozwiały się. Luke cofnął się przerażony. Jego oczy stały się jeszcze większe niż moment temu. Z każdym moim krokiem Luke cofał się coraz bardziej. W końcu zatrzymałam się i przykucnęłam.
- Rozumiem, że się mnie boisz... - Szepnęłam cichutko. Wątpiłam, że mnie w ogóle usłyszał.
- Leah, to nie tak. - Zaprzeczył szybko.
- A jak? - Spytałam z ironią. Przybliżyłam się do niego i dotknęłam dłonią jego policzka. Przymrużył oczy. Widziałam, że chciał się cofnąć. Że jednak ze sobą walczy. Potem oswoił się chyba z tym kim jestem i otworzył oczy. Oparł lekko głowę o moją dłoń, potem zastygł w bezruchu.
- To ty mnie tym zaraziłaś? - Spytał spokojnie. Ja?! Jak to?! Czemu tak w ogóle myślał? Mimo, że pytał spokojnie, czułam się nieswojo.
- Nie, byłeś taki od urodzenia. - Rzuciłam oschle. - Bransoletka cię chroniła. - Dodałam, po czym wstałam i podeszłam do okna. Chciałam już wyjść i odlecieć gdy usłyszałam cichy jęk chłopaka. Zauważyłam, że naprawdę musiało go wszystko boleć, nigdy wcześniej nie był tak słaby, żeby nie powiedzieć bezradny.
- Leah... - Westchnął cicho i próbował się podnieść. Bez skrzydeł było mu z pewnością łatwiej. Podszedł do mnie niepewnym krokiem i chwycił moją dłoń. Księżyc oświetlał jego twarz, która wydawała się bardzo jasna. - Przepraszam, ale nie wiedziałem co się stało. Nie chciałem cię urazić.
Spojrzałam na niego pustym wzrokiem, ale nie potrafiłam być na niego zła. Tym bardziej, że prawdopodobnie majaczył z bólu.
- Wyobraź sobie, że też nie wiedziałam co się dzieje. Myślałam, że policja... - Nie dokończyłam. Nabrałam powietrza w płuca i zaczęłam mówić dalej. - Albo Yaro, coś się stało...
- No bo się stało. - Przerwał mi.
- Ale nic strasznego, to nic złego. Prędzej czy później to by się stało. Zobacz, tyle lat niewiedziałeś kim tak naprawdę jesteś. I nie odstawałeś od innych. Skrzydła nic nie wnosiły w twoje życie.
- Bo o nich nie wiedziałem.
- A teraz coś zmieniają? - Tak, przyznaję, to było podchwytliwe pytanie. I chyba on również to dostrzegł, bo długo milczał.
- Nie... - Powiedział cicho i odsunął się.
- Jeżeli "nie" to czemu odszedłeś? - Usiadłam na parapecie i oparłam się plecami o framugę. Wpatrywałam się w niego, jednak zaraz potem zgasił światło i schował się w ciemności. Jedyne co wskazywało na to, że chłopak żyje to to, że cały czas chodził, potykał się o coś i ciężko oddychał. Spojrzałam na krajobraz który się rozciągał przed jego domem. Z tej perspektywy wszystko wyglądało lepiej. Kolorowe domy, jedne oświetlone światłem latarni, a inne mniej. Tak jak dom Luka, który chował się w mroku. Dalej widać było parę drzew, więcej latarni - park. A już tak naprawdę daleko widać było miasto, tętniące życiem. W nocy. Kolorowe światła nawet z takiej odległości były widoczne...
Znów odwróciłam głowę w kierunku wnętrza pokoju i lekko podskoczyłam. Luke stał tuż obok mnie, opierając się ramieniem o ścianę. Wpatrywał się w moje oczy. Twarz miał jak z kamienia - zero uczuć. Po chwili uśmiechnął się lekko i dotknął dłonią moich włosów... Schylił się, a ja zawiesiłam ręce na jego szyi.
I nie zamierzałam puścić.

piątek, 3 maja 2013

26 ~ Luke.

Czasami człowiekowi zdarza się mieć uczucie, że jest we śnie. Że to wszystko co się dzieje, to tylko wyobraźnia... Wtedy zastanawia się nad sensem życia i tym, jak funkcjonuje. Po prostu czuje się, jakby był w świecie fantasy...

Leah, to ona. Piękna... Tak dawno jej nie widziałem, ale nie mogłem jej się pokazać. Coś się ze mną stało, równe dwa tygodnie temu. Siedziałem zamknięty w pokoju, wychodząc raz dziennie po coś do jedzenia i picia, oraz do toalety. Macocha wyjechała w delegację, miało jej nie być przez jakiś miesiąc. Nie wiem czy mówiła prawdę, ale nie przeszkadzała mi jej nieobecność. Nie otwierałem drzwi nikomu, siedząc na łóżku. Nie wiedziałem, co się działo... Czułem się jak potwór, który nie może pokazać się na światło dnia. Teraz siedziałem w kącie pokoju, który nie lśnił czystością.
- Luke? - Szepnęła. Niepotrzebnie zostawiłem otwarte okno, gdyż przez nie weszła do pokoju. Wtedy w mojej głowie pojawiło się jedno pytanie. Jak ona znalazła się na parapecie mojego okna, które jest na wysokości drugiego piętra? Znów zakręciło mi się w głowie, a moje ciało zaczęło drżeć.
- Odejdź... - Jęknąłem, a Leah na moment się zachwiała. Po raz pierwszy od dwóch tygodni usłyszałem swój głos. Brzmiałem on tak słabo, jakbym był o krok od śmierci. W sumie, było to całkiem prawdopodobne. - Proszę... - Dodałem, a Leah mimo to przykucnęła. Było tak ciemno, że ledwo widziałem jej piękne, blond włosy. Światło latarni nie sięgało już w tę część pokoju, więc i ona pewnie musiała mieć problemy ze znalezieniem mnie w tym mroku. Spojrzałem na radio na stoliczku. Trzecia trzydzieści pięć. Było już tak późno, może to był naprawdę sen? Może Leah tu nie było...
- Zniknąłeś. - Szepnęła mi do ucha, a ja poczułem jej ciepły oddech na karku. Po chwili wstała, widocznie macając rękoma ścianę. Szukała włącznika do światła, tak przypuszczałem. Kiedy jej ręka znalazła się na nim, niewiele myśląc wydałem z siebie jęk.
- Nie! - Warknąłem, jednak było już za późno. W pokoju rozległo się światło, a Leah zamarła. Delikatnie otworzyła usta, a jej oczy wyglądały, jakby miała się rozpłakać. Intensywnie się na mnie patrzyła, jakby widziała kogoś innego, niż się spodziewała. I miała rację.
- Jezu... Luke... - Ledwo wydusiła z siebie, podchodząc do mnie niepewnie.
- Zgaś. - Zacisnąłem zęby, zamknąłem oczy. - I wyjdź stąd.
Nadal siedziałem zwinięty w kącie, czując się paskudnie. Byłem głodny i spragniony, nie wspominając o zmęczeniu. Nie spałem całe noce, czasami zdrzemnąłem się na godzinę czy dwie, co było dość niebezpieczne dla mojego zdrowia.
- Nie ma mowy. - Odpowiedziała tym razem pewnie, i rzuciła się w moim kierunku. Przytuliła mnie mocno, a ja poczułem ból w plecach.
- Aał... - Syknąłem. Coś mnie zabolało, mimo to nie wiedziałem do końca co. Dziwne uczucie.
- Przepraszam! - Powiedziała jakby przestraszona. - Zapomniałam, że to na początku boli... - Spojrzała mi w oczy.
- Ale co ma mnie boleć? Co ma mnie do cholery boleć?! - Nie wytrzymałem napięcia, popłakałem się. Nie było to zupełnie w moim stylu, a mimo to łzy ciekły mi niemalże ciurkiem. Nie potrafiłem tego zatrzymać. Leah wtuliła się we mnie, a wyglądała, jakby bolało ją to bardziej ode mnie. - Nie chcę tego...
- Luke proszę, tylko się nie bój... To jest... - Przerwała na moment. - To jest nic... Nic strasznego.
Spojrzałem na nią. Wydawała się wiedzieć, co mówi.
- A skąd ty to wiesz? - Wygdykałem dość poważnym tonem. - Coś jest nie tak... Ja mam... - Nie potrafiłem dokończyć. Sam nie wierzyłem w to, co chciałem powiedzieć. Czułem, jakbym kłamał. Chciałbym, żeby wtedy było to kłamstwo.
- Skrzydła. - Dokończyła za mnie. - Luke, może to dziwnie zabrzm... - Przerwała, robiąc znów zamyśloną minę. - O kurde. - Dodała, łapiąc mnie za rękę. Później chwyciła moją dłoń, i złapała się za głowę. Wyglądała uroczo. I pewnie cieszyłbym się tym widokiem, gdybym właśnie w tym momencie nie siedział w brudnym pokoju, w kącie, z ogromnymi, czarnymi skrzydłami na plecach.
- Luke, gdzie masz bransoletkę? - Zapytała zestresowana, zaczęła rozglądać się dookoła. Zaczęła jej szukać dookoła nas, rozgarniając rękoma ubrania i inne porozrzucane rzeczy. - Skup się Luke, gdzie ją masz? - Zapytała ponownie. Czułem, że jestem w zakłopotaniu. Czułem się tak źle, a ją interesowała moja bransoletka? Nie potrafiłem tego pojąć. Później chciałem skupić się na przypomnieniu sobie, gdzie jest, jednak pustka w głowie. Nie pamiętałem, gdzie może być.
- Nie... - Szepnąłem. - Nie pamiętam Leah... Ale po...
- Cholera, no. Na pewno? - Dopytywała.
- Po co Ci teraz ona? - Zapytałem ciągle zaskoczony, wzdychając. Leah podrapała się po głowie, a potem przeczesała włosy ręką.
- Dobra, inaczej. Gdzie po raz pierwszy przemieniłeś się w anioła? - Zamarłem. " Anioła " . Czyli tym byłem? To nie była żadna choroba, żadna klątwa, tylko byłem wysłannikiem bożym? Nie, to była jakaś paranoja. Miałem ochotę wyjść i zamknąć się gdzieś, z daleka od wszystkich.
- Nie jestem do cholery żadnym... Może powinienem jechać do szpitala... Leah proszę, pomóż mi... - Znów zacząłem jęczeć, jednak Leah kucała jakby niewzruszona. - To boli... - Dodałem. Wtedy w jej oczach znów pokazało się życie.
- Szpital to ostatnie miejsce, gdzie teraz mógłbyś się pojawić. Nie bój się, wszystko będzie dobrze. A teraz przypomnij sobie, gdzie po raz pierwszy ukazały się Twoje skrzydła? Gdzie to było? W którym miejscu? - Dopytywała ciągle, a mi non stop brakowało odpowiednich słów.
- Ja...- Zacząłem, sięgając pamięcią do tego momentu. Było to okropne wspomnienie, ale jakie dokładne.- Łóżko... - Jęknąłem, a Leah rzuciła się w jego stronę. - Obudziłem się w środku nocy z wielkim bólem...
- Jest! - Krzyknęła szczęśliwa, chyba nie słuchała tego, co mówiłem. - Chodź tu Luke. - Podeszła do mnie, zawiązując mi na ręce moją bransoletkę z czarnym Aniołem. W jednej chwili, poczułem ulgę. Plecy przestały mnie boleć, a kości wydały się znów posłuszne.
- Musiała Ci się rozwiązać jak spałeś. - Dodała, wtulając się w moje ramiona. Byłem zszokowany całą tą sytuacją. Miałem wrażenie, że mój sen dobiegł końca.

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

25 ~ Leah.

Zapukałam do drzwi frontowych, jednak nikt nie otworzył. Znów spróbowałam zadzwonić, jednak tym razem od razu włączała się poczta głosowa.
Brak jakiegokolwiek znaku.
Co zrobiłam źle?
Cofnęłam się, przeszłam przez ogródek i zmierzałam w stronę domu. Przez całą drogę, po raz kolejny zastanawiałam się, czemu chłopak tak się zachowuje. Byłam bliska płaczu, gdy nawiedziła mnie najgorsza z możliwych myśli.
Weszłam do domu, zdjęłam kurtkę. Był już początek października, więc robiło się coraz chłodniej. Ostatnie dni były wyjątkowo zimne, ale wątpiłam, że niedługo spadnie śnieg.
Wstąpiłam na chwilę do kuchni, i od razu zaburczało mi w brzuchu. Zajrzałam do lodówki, jednak nie było nic gotowego do zjedzenia. Próbowałam zrobić sobie jakiś normalny obiad, ale z trudem kroiłam cebulę. I nie płakałam dlatego, że szczypały mnie oczy. W końcu zdenerwowana włożyłam wszystko do lodówki, i wzięłam jedynie suchą bułkę.
Weszłam do pokoju, a że rodziców jeszcze nie było, nie musiałam zamykać drzwi. Włączyłam swoją ulubioną piosenkę. Usiadłam na środku pokoju. Zaczęłam cicho nucić, jednak zaraz potem uznałam, że tej piosenki nie da słuchać się tak cicho. Włączyłam ją na cały regulator, a łzy spływały mi po policzkach ciurkiem.
Smutna melodia pogarszała tylko moją sytuację. Byłam prowokowana do płaczu, poprzez dobijający tekst. Sfrustrowana zaczęłam wyrzucać książki z szafek, drzeć kartki. Kompletnie nie wiedziałam co zrobić z rękoma.
Spojrzałam na obraz, który znowu wisiał na ścianie.
Nie pasował tam.
Strąciłam go na podłogę i wyszłam z pokoju.
Wrócili rodzice, a ja dla odmiany spędziłam z nimi cały wieczór. Na oglądaniu jakiś starych komedii.
Odciągały moje myśli od Luka.
Kogo ja próbuje oszukać? Komedia, o miłości, z różnymi śmiesznymi wstawkami, które tym razem wcale mnie nie śmieszyły. Jednak udawałam, że wszystko jest w porządku, a gdy rodzice pytali czy coś się stało, odpowiadałam : nie nic, tylko głowa mnie trochę boli.
Co nie było prawdą. Ale z czasem, wmówiłam sobie ból głowy. I on nadszedł.
Znużona, po raz pierwszy od dwóch tygodni poszłam spać. Sądziłam, że zrobiłam wszystko co w mojej mocy. Obudziłam się około trzeciej w nocy z myślą, że jednak jest jeszcze jedna możliwość. Zdjęłam naszyjnik i wyszłam przez okno. Trzymając wisior w ręce poleciałam w stronę domu Luka.
"Jesteś głupia" - powtarzałam sobie. Nadal do mnie nie docierało, że jednak to robię, że lecę do niego.
Zatrzymałam się na dachu jego domu. Z góry spojrzałam na okno do jego pokoju. "Jeżeli mnie tu zobaczy, pomyśli, że ma zwidy". Zleciałam na wysokość okna i wpatrywałam się w ciemność. Przysiadłam na parapecie. W kącie ujrzałam postać. Wszędzie leżały pióra. Czarne pióra.
- Luke? - Zapytałam cicho. Mój głos był przepełniony strachem. Postać poruszyła się i jej oczy zabłyszczały w ciemności. Usłyszałam ciche jęknięcie. Luke, to on. Na pewno.
Założyłam naszyjnik i zmierzałam w jego kierunku.

24 ~ Leah.

- Mamo, naprawdę nic mi nie jest. - Gdy wróciłam do domu, pierwsze co zrobili rodzice, to zmierzyli mnie wzrokiem. Bardzo dokładnie. Potem prosili, by opowiedzieć im co zaszło w szkole, dlaczego psycholog do nich dzwoniła. Opowiedziałam wszystko, nie zapominając o roli Luka. Czułam, że moje oczy się lekko zaszkliły, ze szczęścia. Rodzice chwalili Luka. Mówili, że jestem cholerną szczęściarą.
Po jakiejś godzinie tłumaczeń mogłam iść do swojego pokoju.
- Chcesz jutro iść do szkoły? - Zapytał mój tata. Był równie przejęty.
- Tak... - Odparłam. Gdy już chciał coś powiedzieć, wyprzedziłam go. - Na pewno. - Dodałam na wychodnym i poszłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i zdjęłam naszyjnik. Rozprostowałam skrzydła, a potem spojrzałam przez okno. Miałam ochotę wzbić się w powietrze, jednak było jeszcze za wcześnie. Chwilę potem zrobiłam się senna. Położyłam się na ziemi, okryłam miękkimi piórami. Niespodziewanie zasnęłam. Śniło mi się coś bardzo dziwnego. Jakby stare zdjęcia, łączące się w film. Zmieniające się obrazy, wpierw spokojny anioł, a zaraz potem ten sam anioł w płomieniach, z palącymi się piórami. Wszędzie leżały martwe sylwetki. Obudziłam się zlana potem, roztrzęsiona.Szybko wstałam, otworzyłam okno i wyszłam na dach, w środku nocy. W cieniu drzew rozprostowałam skrzydła, a sama przytuliłam kolana do klatki piersiowej. Siedziałam tam do świtu, do czasu jak zauważyłam, że miasto budzi się do życia. Wślizgnęłam się do domu, założyłam wisior i położyłam się w łóżku. Do godziny siódmej nie spałam, nawet nie próbowałam. Oczy miałam szeroko otwarte, wpatrywałam się w pióro, które przez przypadek wyskubałam ze skrzydła, gdy wchodziłam do pokoju. Leżał na parapecie, gdy zawiał lekko wiatr i porwał go.  
Ubrałam się, zjadłam śniadanie i wyszłam do szkoły. Spodziewałam się Luka przy bramie, jednak nie było go tam. Tylko Mike. Gdy mnie zauważył, okrążyłam teren szkoły i weszłam tylnym wejściem do budynku. Lekcje mijały, przerwy wydawały się dłuższe niż zazwyczaj. A jego nie było. Czas spędzałam z Sandy, udając, że jestem szczęśliwa, że nic się nie dzieje. Jednak kłębił się we mnie niepokój. Po lekcjach wyszłam ze szkoły i zmierzałam w kierunku bramy. Nagle znikąd zjawił się Mike. Spojrzałam na niego lekko zaniepokojona.
- Gdzie jest Yaro? - Warknął.
- Ciekawe skąd ja mam to wiedzieć. - Odparłam równie niemiło i go wyminęłam.
- No to może mi powiesz gdzie podziewa się twój rycerz?
- Nawet gdybym wiedziała... Nie twój zasrany interes. - Obejrzałam się za nim i przekroczyłam bramę.
Wracając do domu zatrzymałam się na chwilę przy jego domu. Chciałam wejść na chwilę, jednak coś wewnątrz mnie podpowiadało "Nie panikuj, dziewczyno. Nic się nie stało.". Minęłam jego dom, oraz pare innych i weszłam do swojego domu. Pokoju. Zamykając się na klucz.
Napisałam do niego jedną wiadomość, a potem zadzwoniłam. Jednak on nie dawał znaku życia. Zauważyłam, że ostatnio cały czas zamykam się w pokoju. Gdy nie było przy mnie Luka, wolałam spędzać czas w samotności.
Rozdrażniona chodziłam po pokoju, szukając jakiegoś przedmiotu, który mogłabym porozrywać na strzępy. Potem ochłonęłam i odtwarzałam w myślach wczorajszy dzień. A raczej jego przyjemniejszą część.
Gdy nastała noc znów wyszłam na dach, po raz kolejny siedząc na nim do rana.
Kolejny dzień, Luke również był nieobecny.
Nadal nie dzwonił, nie pisał. A ja przestałam spać. Gdy tylko zapadał zmrok wychodziłam na świeże powietrze. Albo raczej - wylatywałam.
Dni i noce mijały, każda godzina się dłużyła. Każdy dzwonek na przerwę przypominał mi o tym, że po raz kolejny spędzę ją w towarzystwie Sandy. Nie żeby coś, lubiłam ją. Ale Sandy to nie Luke.
Każda lekcja była taka sama, choć przedmioty różne. Codziennie ta sama ilość wykonanych połączeń, napisanych sms'ów. Codziennie jedno spojrzenie na dom Luka, i dwie myśli - Iść, albo po raz kolejny obejść go i znów zamknąć się w pokoju.
I tak przez dwa tygodnie.
Czternastego dnia coś we mnie pękło. Nie mogłam już wytrzymać.
Już nie zastanawiałam się, czy pójść do Luka, czy po raz kolejny wmówić sobie, że nic się nie stało.  

23 ~ Luke.

- Kocham Cię. - Szepnęła. Otworzyłem oczy szerzej, a jej twarz była rozpromieniona. W sumie, po raz pierwszy mi to powiedziała. Wpatrywałem się w nią bardzo długo, podziwiałem ją. Była taka piękna, niezwykła... Jedyna taka na całym wszechświecie, stworzona właśnie dla mnie. Tylko dla mnie. A ja dla niej. Nie musiałem znać ją latami, by kochać równie mocno. Po prostu uczucie pojawiło się wraz z tym, kiedy przybyła do szkoły. Kiedy ją zobaczyłem, od razu widziałem w niej dziewczynę inną. Inną, niż cała reszta dookoła.
- Kocham Cię. - Powtórzyłem po paru minutach, a ona pocałowała mnie tak czule, jak jeszcze nigdy mnie nie całowała. Jej chłodne ręce wędrowały po moim karku, a piękne oczy ukryły się za zamkniętymi powiekami. Mimo dzisiejszego zdarzenia w szkole, nadal była szczęśliwa i uśmiechnięta. Nie wyglądała na przestraszoną czy wściekłą. Była szczęśliwa, po prostu. Cieszyłem się w środku, że z Yarem nie doszło do niczego więcej. Że nie zrobił jej niczego więcej, choć i tak przegiął. Nie rozumiałem tylko, dlaczego odważył się ją dotykać w szkole. Jeżeli chciałby naprawdę zrobić jej krzywdę, zgwałcić lub coś w ten deseń, na pewno nie zrobiłby tego w aż tak publicznym miejscu.
Teraz już wiem. On tylko czekał, aż pojawię się ja.
Odprowadziłem Leah do domu. Staliśmy tak przed furtką do jej ogródka, gdy znów rzuciła się w moje ramiona. Mogłem ją tulić bez końca.
- Muszę już naprawdę iść. Powinnam być w domu od dawna, a mo...
- Dobra. - Przerwałem jej. - Nie tłumacz się tyle, uciekaj już. Nie chcę, by Twoi rodzice mieli o mnie złe zdanie. - Dodałem, uśmiechając się jak głupi.
- I za to właśnie Cię kocham. - Leah zaśmiała się szczerze, a mi nadal robiło się dziwnie słysząc " Kocham Cię ". Nie mogło do mnie dotrzeć, że Leah jest moja. Że ta "nowa" ze szkoły, która dołączyła dopiero do drugich klas, jest tutaj, obok. A później pomyślałem o Davidzie, który patrzy na nią z takim wielkim podnieceniem w oczach. O Yarze, który dzwonił każdego ranka, palił ze mną papierosy i bujał się w nocy po mieście. Na pewno będzie mi tego brakowało. Ale przesadził. Wątpię, bym jeszcze kiedykolwiek podał mu rękę. Leah już po chwili zniknęła w domu, oddaliłem się gdy tylko zatrzasnęły się za nią drzwi. Zapaliłem papierosa, idąc w stronę rzeki. Nie miałem ochoty jeszcze wracać do domu. Włączyłem swoje ulubione piosenki na telefonie, słuchając ich przez słuchawki. Czas leciał tak szybko, a chciałem, by ten dzień nie kończył się nigdy.
Nad rzeką myślałem o wszystkich po kolei. Dopiero teraz zorientowałem się, że Jessica już za mną nie lata. Nie wita się ze mną, i nie robi scenek. Pewnie stał za tym Yaro, a ona by mu się przecież nie sprzeciwiła. Ale to dobrze. Teraz liczyła się tylko Leah. Pewnie leżała teraz na łóżku w swoim pokoju, albo siedziała w oknie, obserwując niebo. Zauważyłem, że lubi to robić. Miałem wrażenie czasami, że wyobraża sobie, że umie latać... Chciałbym spełnić jej marzenie, jednak nie było to z fizycznego względu możliwe. Ja nie musiałem mieć skrzydła, by latać. Każdą chwilę, kiedy Leah była przy mnie, spędzałem w niebiosach.

- Co odwaliłeś w szkole? - Spytała pod wieczór macocha, wgapiając się we mnie z pogardą w oczach. - Dzwoniła Twoja wychowawczyni, pedagog szkolny i nawet jakaś policjantka. Pobiłeś kogoś, prawda?
Nie miałem ochoty na tę rozmowę. Nawet jakbym jej wytłumaczył co wtedy ujrzałem, nie zrozumiałaby. A jakby zrozumiała nawet, to i tak by znalazła powód, by zrobić awanturę.
- Nic wielkiego. Nie odbieraj telefonów, tak jak zawsze. - Rzuciłem, nadal bazgroląc coś na kartce w zeszycie. Nie myślałem nad tym, co rysuję. Byłem tak zamyślony, że dopiero teraz zauważyłem swoje dzieło. Narysowałem anioła, czarnego. Identycznego, jak na mojej bransoletce. Delikatnie odchyliłem głowę, by przyjrzeć się rysunkowi z nieco innej perspektywy. Wyszedł mi całkiem nieźle, chyba był to mój najlepszy 'bazgroł' w życiu. Macocha usiadła obok mnie, na łóżku. Sprawiło to, że serce miałem już w gardle. Jakim cudem, ona dobrowolnie usiadła ze mną na jednym łóżku? I nawet nie wyglądała na zdenerwowaną. Teraz wpatrywała się w mój zeszyt, a ja niby niechcący zasłaniałem jej ręką swoje rysunki. Nie chciałem, by teraz uznała mnie jeszcze za wariata.
- Stanąłeś w obronie tej dziewczyny...- Mruknęła cicho. - Prawda?
Powaliła mnie tym z nóg. W tej chwili wydawała się być... Zatroskana? Wyrozumiała? W każdym razie, ktoś ją musiał podmienić. To nie była ta sama kobieta, przynajmniej nie teraz. Teraz patrzyła na mnie jakby z przerażaniem w oczach, udawałem, że tego nie widzę. Przysunęła się bardziej na środek łóżka, siedząc pewniej siebie.
- Dlaczego teraz Cię to interesuje? Jeżeli chcesz się wydrzeć... Od razu mówię, że inaczej bym nie postąpił. Ten dupek przegiął, nie miał prawa jej nawet dotknąć. - Warknąłem, znów wgapiając się w rysunek anioła.
- Nie mam Ci tego za złe. - Powiedziała spokojnie, tłumacząc. - Jestem zadowolona, że tak zrobiłeś.
Teraz to czułem się nieswojo. Przeszła mi przez głowę myśl, że może jest chora, i gada głupoty. Albo stało się coś strasznego, i musiała mi zaraz przekazać złą wiadomość.
- I nie jesteś wkurzona, że mam problemy? - Zapytałem z ciekawości, lekko się uśmiechnąłem. To już w ogóle nie było do mnie podobne, nie wiem nawet, dlaczego to zrobiłem. Wpatrywałem się w macochę. Była jak z kamienia, ale nie teraz... W jej oczach pojawiły się łzy. Mimo że się powstrzymywała, było je widać.
- Widzisz... - Mówiła twardo, nie było słychać by łamał jej się głos. - Kiedyś i ja byłam w podobnej sytuacji. - Spojrzała na mnie. - Tylko, że mi nikt nie rzucił się na pomoc.
Sparaliżowany, poczułem na sobie ból, który ona w sobie właśnie powstrzymywała.

22 ~ Leah.

To wszystko działo się tak szybko, że do tej chwili nie jestem do końca pewna jak to się stało. Po prostu znikąd pojawił się Luke i zaczął bić Yara. Nie zamierzałam go powstrzymywać, na początku. Yaro na to wszystko zasłużył. Ale Luke nie przestawał. To wyglądało tak, jakby zamierzał bić Davida w nieskończoność.
Pobiegłam po nauczycielkę, która siłą ich od siebie odciągnęła. Obaj wylądowali u dyrektora.
Stałam przed drzwiami i czekałam aż Luke wyjdzie. Czas mijał, dłużył się niemiłosiernie. Bałam się, że Luke zostanie wyrzucony ze szkoły. Po jakiejś godzinie przyszła policjantka. Spojrzała na mnie porozumiewawczo.
- To ty jesteś tą dziewczyną? - Spytała. Jej głos był niski, jak na kobietę.
- Z pewnością. - Ciężko westchnęłam i spojrzałam na podłogę. Naraz usłyszałam pukanie, choć wydawało mi się bardzo odległe. Kobieta otworzyła drzwi i weszła do gabinetu dyrektora. Wtedy podeszła do mnie szkolna psycholog, zaprosiła mnie do sali, gdzie mogłabym jej opowiedzieć co się działo. Dokładnie i po kolei. Z tego co jej powiedziałam, wywnioskowała, że doszło do molestowania. Nie sądziłam, że tak jasno i wyraźnie da mi to do zrozumienia. Była zdziwiona, że po takiej traumie jeszcze się trzymam. Ale ja jakoś nie odczuwałam traumy. W końcu dostał za swoje, a poza tym do niczego "szczególnego" nie doszło. Psycholog zadzwoniła do moich rodziców, jednak ani mama, ani tata nie odebrali. Typowe. Praca, dom. Dom, praca. Wiedziałam, że czeka mnie dzisiaj ciekawa pogawędka. Byłam pewna w stu procentach, że będą dociekliwi. No bo niby po co dzwoniłaby do nich szkolna psycholog. W dodatku po parę razy. Gdy już sobie odpuściła zapewniłam, ją że od razu po zeznaniach pójdę do domu.
Wyszłam na korytarz, gdy zabrzmiał dzwonek. Przeszłam kawałek i znalazłam się pod gabinetem dyrektora. Cóż, tutaj rzadko jaki uczeń przebywał. Nie było przyjemnością spędzać czas z dyrektorem. 
Po dzwonku poczekałam chwilę. Wpierw wyszedł Yaro, ale ledwo stał na nogach, więc nie sądzę by nadal chciał się ze mną całować. Potem Luke. Przytuliłam go do siebie, jednak nie za bardzo miałam czas na czułości, gdyż drzwi ponownie się otworzyły i dyrektor zaprosił mnie do środka.
Musiałam wszystko powtarzać po raz kolejny. On, jakby tylko potakiwał i spoglądał na policjantkę, która robiła szczegółowe notatki. Potem dyrektor na moment wyszedł i zostawił mnie z nią sam na sam.
- Czyli... Luke Craven Cię bronił, tak?
- Tak.
- A David White dopuścił się molestowania, tak? - Prosto, bezpośrednio. I wszystko po imieniu. Jak ja nie lubiłam takiego zachowania. Westchnęłam głośno.
- Jeżeli tak właśnie wygląda molestowanie, to tak.
- Dobrze. Choć i tak uważam, że sprawa nie jest do końca jasna. Jak na obronę, Craven był zbyt brutalny. Podał mi numer kontaktowy do swojej matki...
- Macochy. - Poprawiłam. Kobieta zmierzyła mnie badawczym wzrokiem.
- Macochy. - Powtórzyła i wstała. Wyszłam z pokoju dyrektora. Przed drzwiami stał Luke. 

 A później wyszliśmy ze szkoły. Jedne wagary na pewno nikomu nie zrobiłyby krzywdy. Mimo, że Luke nie oberwał to nogi się pod nim uginały ze zmęczenia i zdenerwowania.
W parku usiedliśmy na ulubionej ławce Luka. Chłopak położył głowę na moich kolanach i zamknął oczy. Słońce oświetlało jego twarz... Przyglądałam się chwilę, a wtedy on otworzył oczy i spojrzał na mnie. Promienie słońca przenikały przez tęczówki, dzięki czemu oczy wyglądały jakby miały kolor miodowy. Uśmiechnęłam się lekko i schyliłam głowę by go pocałować.
- Dziękuję. - Szepnęłam mu do ucha i się cofnęłam. Chłopak patrzył teraz na mnie z zaciekawieniem.
- To był po prostu rewanż za sińca i obtłuczoną dłoń. - Odparł równie cicho.

niedziela, 28 kwietnia 2013

21 ~ Luke.

Wyszedłem od Leah gdy tylko jej rodzice wrócili z powrotem do domu. Rozmawialiśmy jeszcze o głupotach, opowiadaliśmy o sobie. Mimo, że byłem w niej zakochany, nadal wydawała się być dla mnie tajemniczą, nieznaną osobą. W sumie, nie wiedziałem o niej wiele. Wiedziałem jak się nazywa, gdzie mieszka i poznałem część jej rodziny. Nie chciała opowiadać o poprzednim domu, co robi na wakacje, ani co zamierza robić w przyszłości. Powtarzała tylko, że nie planuje w przyszłości niczego większego, z pewnych powodów, których nie wyjaśniła.
W domu macocha urządziła mi awanturę, o rzekome wandalizmy - Widziała mojego sińca na twarzy i podrapaną rękę. Uważała, że napadając kogoś oberwało mi się. Było to na tyle śmieszne, że z uśmiechem na twarzy, nie wyjaśniłem jej nic, tylko zaszyłem się w pokoju.

,, Miałeś napisać, jak wrócisz do domu. Ze względu na Twojego kochanego kumpla, mam znacznie większe powody by się zamartwiać bardziej, niż zwykle. " - Napisała do mnie Leah.
Rzeczywiście, zapomniałem. Miałem ją poinformować, że wróciłem bezpiecznie do domu. Przesadzała może trochę, ale jej niepokój był uroczy. Znów chciałem ją przytulić. Dorwałem się do zeszytu od angielskiego, pisząc wypracowanie. Nie chciałem już na samym początku zawalać jakiegoś przedmiotu. Reszty planu nie sprawdzałem, ze względu na moje lenistwo. Otworzyłem okno. Była piękna, gwiaździsta, lecz nieco chłodna noc. Zbliżała się jesień wielkimi krokami, było czuć w powietrzu. Na razie chciałem jednak cieszyć się zielenią za oknem, nie znosiłem zimnych pór roku. Zapaliłem papierosa.

- Nawet nie odpisałeś, chłopcze mój drogi. - Rzuciła nieco podirytowana, jednak mimo chęci uświadomienia mojego błędu, uśmiechała się.
- Wybacz, wziąłem się za odrabianie lekcji. - W końcu dotarłem do niej, całując ją na powitanie. Jakby z dnia na dzień, nie widziałem już w tym nic złego. Mimo braku pewności myślałem, że jesteśmy parą. Jeżeli byłoby inaczej, nie pozwalała by na takie scenki. Wtuliła się we mnie jak każdego dnia, a ja pocałowałem ją w czoło. Uśmiechnęła się i poczułem, że właśnie jej szukałem przez całe życie. A przynajmniej tak mi się wydawało. Przy bramie minęliśmy Yar'ego i resztę kumpli. Jeremy się przywitał ze mną tak jak zawsze, a David i Mike skarcili go spojrzeniem.
- No, co? - Wkurzył się Jeremy. - Nie mam zamiaru mieszać się w waszą debilną kłótnię, i udawać, że go nie znam. - Dodał oburzony, i razem z nami wszedł do szkoły. Yaro chyba był zaskoczony, bo nic na to nie odpowiedział. Z Jeremy'm spędziliśmy prawie wszystkie przerwy, dzień jednak się długo ciągnął. Na długiej przerwie nie znalazłem Leah pod klasą, więc przeszedłem się po szkole, przeszukując ją wzrokiem. Zadzwonił dzwonek, a ja nigdzie jej nie znalazłem. Przeczuwałem, że poszła do biblioteki, a ja po prostu zapomniałem tam sprawdzić. Korytarz opustoszał, a ja nie wiadomo dlaczego zostałem jeszcze chwilę, jakby czekając na to, że ją zobaczę. Było to trochę nienormalne, bo przecież nie widziałem jej tylko czterdzieści pięć minut.
- Ogarnij się! - Usłyszałem z daleka, dość ciche warknięcie Yarego. Co jak co, ale jego głos rozpoznawałem bardzo dobrze.
- Odwal się gnoju.. - Leah. To była ona, na sto procent. Przez moją głowę przewędrowało nagle setki myśli. Pierwsza z nich przedstawiała Leah pod ścianą, a nad nią Yaro z nożem w ręce. Nie czekałem dłużej, zacząłem biec przed siebie. Biegłem tak szybko, a korytarz mimo to wydawał się być najdłuższą trasą jaką kiedykolwiek przebyłem. Dobiegłem do końca, i skręciłem w prawo. Było to jedyne takie miejsce w szkole, przy drzwiach do starej sali od języka Francuskiego. Praktycznie nigdy nikogo tu nie było, nawet uczniowie nie zaszywali się w ten nieco zakurzony, stary zakątek szkoły. Przed moimi oczami ukazał się Yaro i Leah. Dziewczyna była przyciskana do parapetu okna, a David trzymał ją z całych sił. Miała podwiniętą koszulkę, a Yaro trzymał ją za tyłek, chyba starając się ją pocałować. Jak on do cholery śmiał ją tak dotykać, w dodatku w szkole? Przecież w każdej chwili mogła go usłyszeć jakaś nauczyciela. Niewiele myśląc rzuciłem torbę, rzucając się na Davida. Wywrócił się zaskoczony, i zacząłem go tłuc po twarzy, jakby wstąpił we mnie zupełnie ktoś inny. Leah szybko dorwała się do swojego plecaka, i oddaliła na bezpieczną odległość. Yaro w tej bójce nawet mnie nie drasnął. Za to ja pozbawiłem go jednego zęba, i ozdobiłem mu twarz pięknymi sińcami. Jeszcze nigdy się tak nie zachowałem. Gdyby Leah nie pobiegła po nauczycielkę z najbliższej sali, pewnie trzaskałbym go tak do utraty przytomności.

20 ~Leah.

Staliśmy tak jakiś czas - on całujący mnie po szyi, a ja z zamkniętymi oczyma. W końcu je otworzyłam, jednak były tak zaszklone, że nic nie widziałam. Mrugnęłam kilka razy i spojrzałam w odbicie w lustrze.
- Wierzę Ci. - Odparłam cicho, a głos mi się załamał. Luke przytulił mnie mocniej, a ja oparłam głowę na jego ramieniu. Odwróciłam się w jego stronę i otarłam lekko policzkiem o jego szyję.
- I już nie masz żadnego kontaktu z tą dziewczyną?
- Nie, wyjechała gdzieś.
- To czemu Yaro o tym mówił, po co?
- Z pewnością po to by nas skłócić. Ale mu się nie udało. - Uśmiechnął się lekko. Spojrzał na mnie, jakby chciał swoją szczerość pokazać w swych pięknych oczach.  Nagle usłyszałam trzaśnięcie drzwi wejściowych. Odskoczyłam lekko i spojrzałam na zegarek. Pewnie rodzice wrócili, z Chrisem. Otarłam łzę, która spływała mi po policzku. Wtedy do pokoju wszedł Chris, a gdy ujrzał Luka, podbiegł do niego i się przytulił. Ignorując mnie, oczywiście.
- Luke, Luke. - Piszczał uradowany.
- Cześć młody. Jak było w przedszkolu?
- Fajnie! - Krzyknął Chris i zaczął gestykulować rękoma, jakby chciał opisać cały swój dzień machnięciem ręki. 
Luke pogłaskał go po głowie, a młody uśmiechnął się szeroko. Do mojego pokoju weszli mama i tata. Byli nieco zdziwieni gdy ujrzeli Luka.
- Mamo, tato... Poznajcie Luka. - Wybełkotałam zmieszana. Mama przekroczyła próg pokoju, a za nią tata.
- Margaret Saylen. - Przedstawiła się moja mama i uścisnęła dłoń Luka, który ku mojemu zaskoczenia pocałował ją w dłoń, odpowiadając:
- Luke Craven, bardzo miło mi poznać. - Mama uśmiechnęła się delikatnie, chwilę później przedstawił się tata. Nastała głucha cisza. W końcu tata spojrzał na mnie znacząco.
- Córcia, słuchaj. My z Chrisem jedziemy do dziadków. - Powiedział i spojrzał badawczo na Luka. - Będziemy wieczorem. - Dodał i wyszli.
Chris się zapierał, nie chciał iść. Ze łzami w oczach żegnał Luka, jakby miał go już nigdy nie zobaczyć.
Kiedy drzwi ostatecznie się zamknęły, usiadłam na łóżku. Luke obok mnie. Spojrzałam na jego rękę, na ranę, a potem na bransoletkę. Chwyciłam jego dłoń i zaczęłam się przyglądać czarnemu aniołowi. Był taki ... Zadziwiający. Niby z kamienia, ale nie do końca. Rzemyk był czarny, zresztą tak samo jak mój. Przez przypadek drapnęłam paznokciem ranę, a na twarzy Luka ukazał się grymas bólu.
- Nie, tak nie może być. - Powiedziałam stanowczo i spojrzałam w oczy chłopaka.
- Ale co masz na myśli? O co chodzi? - Zapytał zdezorientowany.
- O to, i o to... - Wskazałam ranę i dotknęłam sińca na jego policzku. - Co musi się stać by Yaro w końcu przestał?
- Nic... Znudzi mu się. - Pocałował mnie lekko, co po raz kolejny sprawiło, że zapomniałam o czym przed momentem mówiłam. Gdy się odsunął myśl powróciła.
- A jeśli nie?
- Leah, jestem pewny. - Spojrzał wpierw na mnie, a potem na obraz który leżał na podłodze. - Co tu się stało? - Spytał żartobliwie. - Tłukłaś się po całym pokoju?
- Można tak powiedzieć. - Zaśmiałam się lekko. Luke przeczesał delikatnie moje głosy, a potem wtulił się w moją szyję. Uśmiechnęłam się lekko...
Byłam szczęśliwa.

sobota, 27 kwietnia 2013

19 ~ Luke.

Nie zastanawiałem się długo nad odpowiedzią. Złapałem znów telefon do ręki, pisząc sms'a.

,, Będę koło dziewiętnastej. "

Wszedłem do łazienki, spoglądając w lustro. Nie podobało mi się to, co zobaczyłem. Po prawej stronie szczęki jawił się nieco fioletowy siniak, którego na pewno Leah zauważy. W pewnej chwili chciałem go jakoś zakryć pudrem macochy, jednak postanowiłem, że nie będę bawić się w malowanki. Roztrzepałem ręką włosy, znów wstrzymałem oddech. Wzdłuż dłoni przebiegała widoczna rana, od przecięcia. Była dość duża, co znów mnie zmartwiło. Założyłem trampki i wyszedłem z domu. Z kapturem na głowie, słuchawkami w uszach i grzywką przysłaniającą oczy, nie wyglądałem na przyjaźnie nastawionego człowieka. Nie miałem tego dnia humoru, szczególnie przez wcześniejsze zajścia w szkole. Pod domem Leah zastanawiałem się, jak spokojnie jej wytłumaczyć swój wygląd, którego jej piękne oczy nie przegapią. ,, Yaro zrobił swoje. Chyba mu ulżyło. " Nie, nie brzmiało to wystarczająco dobrze. Nie miałem ochoty stać teraz pod jej domem w zamyśleniu, zadzwoniłem do drzwi, ściągając kaptur. Otworzyła we własnej osobie Leah. Uśmiechnęła się szeroko, po chwili się we mnie wtulając. Czując jej bliskość znów poczułem się spokojnie.
- Dobrze, że jesteś. - Szepnęła, odrywając się ode mnie. Złapała mnie za rękę, i pociągnęła wgłąb jej domu. Był piękny, zadbany, schludny. I duży. Gdyby nie to, że ciągle się w nią wgapiałem, pewnie podziwiałbym go o wiele dłużej. Zaprowadziła mnie do swojego pokoju, który też był czysty i zadbany. Ciepłe kolory, szczerze mówiąc - przytulny. Pierwszą rzeczą jaką zauważyłem, był leżący na ziemi obraz. Chyba spadł ze ściany, bo został na niej tylko samotny gwóźdź. Usiedliśmy na jej łóżku bez słowa, wpatrując się w siebie wzajemnie.
- Piękne mieszkanie. - W końcu się odezwałem, a ona uśmiechnęła się delikatnie. - I pokój.
- Skoro tak mówisz... - Westchnęła, zbliżając swoją twarz do mojej. Pocałowała mnie delikatnie, po chwili otwierając oczy. Odsunęła się powoli, a jej oczy stały się większe niż zwykle.
- Co jest... - Szepnęła, dotykając sińca na mojej twarzy. - Co Ci się stało? - Dodała zaniepokojona.
- Nic. - Mruknąłem. - Nic, czym powinnaś się teraz przejmować. - Znów ją pocałowałem, jednak ta szybko się odsunęła. Już wiedziałem, że zaraz nastąpi fala pytań, więc westchnąłem głośno, podnosząc się z łóżka. Podszedłem do okna, oglądając przechodzących ludzi.
- Luke, co jest? - Zbliżyła się do mnie, łapiąc za ręce. - Odpowiedz. - Domagała się. Odwróciłem się do niej przodem, zacząłem przeczesywać jej włosy ręką.
- Trochę się posprzeczałem z Yaro, nie przejmuj się. - Wymusiłem uśmiech, a ona przystawiła moją rękę do swojej twarzy, jakby się w nią wtulała.
- To moja wina, prawda? - Jęknęła, kierując wzrok w okno.
- Nie, daj spokój. To wina Davida i jego chorej głowy. - Pogładziłem jej policzek ręką, chyba ją uspokajając. Po chwili znów cicho jęknęła.
- I to też?! - Podniosła głos, spoglądając na moją dłoń. Zapomniałem o ranie, jednak nie widziałem powodu by ukrywać to przed nią.
- Daj już spokój. - Podszedłem znów do łóżka, niedbale się na nim wyciągając. - To nic. Leah położyła się obok mnie nieco podirytowana, leżeliśmy tak w milczeniu koło dwudziestu minut. Po tym czasie, podniosłem się w pozycję siedzącą.
- Chciałaś wiedzieć co się stało z moją poprzednią dziewczyną. - Powiedziałem jednym tchem, serce zawaliło mi mocniej. Leah podniosła się, patrząc na mnie z ciekawością.
- Chodziłem kiedyś z laską, która nieco świrowała... - Zacząłem, przerywając nagle. Szukałem odpowiedniego zwrotu. - Gdy zdecydowałem by z nią zerwać, zwariowała. Zerwałem z nią kontakt, a ona poinformowała mnie pewnego razu, że... - Przejechałem ręką po swoich włosach, nieco się stresując. - Że jest w ciąży.
Leah delikatnie otworzyła usta, chyba z zaskoczenia. Widziałem, że jej oddech przyspieszył, przełknęła ślinę. Jej spojrzenie wylądowało na podłodze, była jeszcze bardziej zestresowana niż ja.
- Później podobno usunęła płód, ale nie wierzę w to. To znaczy... Nie byłem ojcem dziecka. Prawdopodobnie kłamała, żeby mnie przy sobie przytrzymać. - Leah wstała, podchodząc do lustra na ścianie.
- Prawdopodobnie? - Zapytała cicho, ledwie słyszalnym głosem. - Czyli nie jesteś pewien...
Podniosłem się szybko, podchodząc szybkim krokiem do Leah. Stałem za jej plecami, a w lustrze zauważyłem, że naprawdę do siebie pasujemy.
- Jestem pewien. - Powiedziałem pewny siebie, całując ją po szyi. - Chcę tylko, abyś mi uwierzyła. - Leah trzymała w dłoni swój kamyk na rzemyku, ruszając nim palcami. - I czuła się przy mnie bezpieczna.
Przytuliłem ją do siebie, a ona zamknęła oczy.

18 ~ Leah.

Kompletnie nie rozumiałam postępowania Luka. Po tym jak mu powiedziałam, że czuć od niego papierosy nie całowaliśmy się. Odprowadził mnie pod sam dom, a ja nawet nie pozwoliłam mu się przytulić. Byłam zdenerwowana.
W domu tata mnie pytał, czemu tak późno wróciłam. Bo zawsze wracam przed dwudziestą, a teraz taki wybryk - godzina dziewiąta. Moi rodzice chyba nie wiedzieli, że mam osiemnaście lat. Albo nie chcieli o tym wiedzieć. Cóż, niezbyt się tym przejmowałam. Miałam do niemal wszystkiego prawo, jeszcze tylko miesiąc i oficjalnie będę osobą pełnoletnią.  
Przebrałam się i zamknęłam się w pokoju. Zasnęłam szybko, i rano powinnam była czuć się wyspana. Jednak nie było tak. Obudziłam się spóźniona, a w dodatku strasznie bolała mnie głowa. Rodziców, ani brata już nie było w domu, tak więc mogłam sobie pozwolić na jeden dzień wolny od szkoły. Przed godziną siódmą po południu nikt się nie zjawi. A potem i tak nikt nie będzie się interesować moim losem. Mogłę odpoczywać.
Poszłam po łazienki i wzięłam silną tabletkę. Wróciłam do pokoju. Usiadłam na ziemi i zdjęłam naszyjnik. Od razu poczułam ciężar spoczywający na moich plecach. Siedziałam teraz na środku pokoju, opatulona śnieżnobiałymi skrzydłami. Były ogromne, a pióra miękkie, delikatne. Obróciłam się, by lepiej się im przyjrzeć. Były takie piękne... Rozpostarłam je, a piórami strąciłam obraz ze ściany.
Wstałam i zrobiłam dwa kroki w stronę okna. Skrzydła były tak duże, że nie mogłam się z nimi swobodnie poruszać po pokoju. Spojrzałam na ogród, na zarysy szkoły... Mogłabym zrobić coś szalonego... Wylecieć przez okno, i czekać na Luka pod szkołą. I niech wszyscy wiedzą, że jestem aniołem. Ale pomimo tego, że byłam takim dziwnym stworzeniem... Można nawet powiedzieć, że boskim... Byłam również tchórzem, i jak mój brat, ojciec, mama i cała reszta rodziny, odpowiedzialna za swój ród. Według ludzi byliśmy tylko wymysłem, niech więc tak pozostanie.
Założyłam wisior na szyję, a już po chwili skrzydła zniknęły. To za jego pomocą, chroniłam swoją tajemnicę. I już nie raz oberwałam za... No na przykład ćwiczenie z tak długim naszyjnikiem na lekcjach wychowania fizycznego. Co prawda, rzemyk mógłby być krótszy, ale nie wadził mi. Położyłam się, i czekałam, aż ból głowy przejdzie. Wkrótce zasnęłam.
Obudziłam się po południu, bez zawrotów i bólu głowy. Tak więc, pełna chęci do życia, i głodna poszłam się najeść, a potem wykąpać. Około osiemnastej dostałam sms'a od Luka.

" Nie było Cię, proszę odezwij się. "

Odpisałam równie krótko, bo nie wiedziałam co dokładnie napisać. "Odezwij się". Słowa przez które nagle nie masz nic do powiedzenia, nie wiesz co zrobić. Twój słownik staje się ubogi, i akurat w tym momencie, na przekór losu, chcesz milczeć.

" Nic się nie stało. Możesz wpaść jak chcesz ... "    

piątek, 26 kwietnia 2013

17 ~ Luke.

Pocałowałem ją. To było bardzo spontaniczne, ale w sumie, jak najbardziej poprawne. Widziałem radość w jej oczach i szczęście, którym mogłem się z nią podzielić. Widziałem Yara, który stał kilka metrów dalej. Widział mnie i Leah, całujących się. Teraz wydało mi się to szalone, byłem niemalże skazany na obitą mordę. Jednakże w tym momencie, miałem zbyt dobry humor, by się tym przejmować. Drugą sprawą która mnie dręczyła, była odpowiedź na pytanie Leah. ,, Co z Twoją dziewczyną " ? Miała na myśli fragment tego, co powiedział Yaro. Miałem mu to jak najbardziej za złe. Wiedziałem, że Leah teraz może czuć się nieco zestresowana, i miała do tego prawo. W zeszłym roku miałem problemy z pewną dziewczyną, racja... Jednak nie było to nic, czym mógłbym się chwalić. Nie chciałem, by Leah się tym dowiedziała. Bałem się, że mi po prostu nie uwierzy.
- Yaro nas widział. - Szepnęła, siedząc obok mnie na ławce w parku. Była godzina ósma wieczorem, w parku robiło się szarawo, a mimo to, nadal było tu pięknie. - Wiesz, w szkole.
- Nie ważne. - Odpowiedziałem pewnie, uśmiechając się. Przeczesałem jej włosy palcami, wpatrując się w jej usta. Znów miałem ochotę ją pocałować, ale się powstrzymałem. Mimo tego, chciałem zachować jakiś dystans. Wszystko po kolei.
- A mi się wydaje, że ważne. Nic głupiego nie zrobi? - Zapytała spokojnie, cichutko, jakby opowiadała mi jakąś bajkę, a w jej głosie nie było ani grama lęku. Początkowo zastanawiałem się nad odpowiedzią, jednak znów zacząłem mówić tak, by ją uspokoić.
- Przecież Ci mówiłem, że jest wszystko w porządku. - Odpowiedziałem, robiąc już poważną minę. Podciągnąłem się na ławce, siadając bardziej schludnie. Wpatrywałem się gdzieś w dal, gdzie biegał rudy pies. Tak naprawdę nie skupiałem się nad psem, ale zastanawiałem się, co będzie nadal z Davidem.
- Dzisiejsza wasza rozmowa nie wskazywała na to, żeby wszystko było w porządku. - Powiedziała nieco głośniej, z niepewnością w głosie.
- Nie przejmuj się.
Chciałem brzmieć jak najbardziej pewnie, aby nie wzbudzać niepożądanego stresu.
- A teraz powiesz mi, co miał na myśli? - Znów ten temat. Wiedziałem od razu, o co jej chodzi, jednak starałem się palić głupa.
- Hmm? - Mruknąłem, zapalając papierosa.
- O tą dziewczynę, o której wspomniał Yaro.
Wziąłem głęboki wdech, odwracając od niej głowę. Jak mogłem jej to wytłumaczyć, nie tracąc jej zaufania?
- Nic nie miał na myśli. - Powiedziałem cicho, unikając jej wzroku. Zaciągnąłem się papierosem, wstając z ławki. Wyglądało to jakbym nie chciał, by było czuć od niej papierosy, jednak tak naprawdę liczyłem, że zmienimy temat.
- Proszę, tylko tego nie rób. - Jęknęła, nie spuszczając ze mnie swojego spojrzenia.
- Czego? - Spytałem, tym razem już zaskoczony jej prośbą.
- Nie okłamuj mnie.
Jej prośba sprawiła, że czułem jak sumienie rozrywa mnie od środka. Przetarłem oczy ręką, co zasugerowało, że czuję się w zakłopotaniu.
- Leah... Długa historia, w dodatku nieprawdziwa. Nie martw się, nie jestem seryjnym mordercą. - Dodałem nieco z ironią, co speszyło Leah.
- Jak chcesz. - Oparła się plecami o ławkę, teraz to ona odwróciła ode mnie wzrok. Zgasiłem papierosa, zbliżając się do Leah. Przykucnąłem przed nią, przechylając się w jej stronę. Chciałem ją pocałować, jednak ta odsunęła się ode mnie, co mnie początkowo zaskoczyło.
- Śmierdzisz fajkami. - Burknęła, jednak z łatwością można było stwierdzić, że to nie to było powodem jej zachowania. Zaśmiałem się pod nosem, widząc jej gburowatą minę. Usiadłem znów obok, łapiąc ją za rękę.

16 ~ Leah.

Całą lekcję matematyki zastanawiałam się czy te teksty Yara i Mike'a były tylko prowokacją, czy może jednak prawdą. Sandy znów coś rysowała. Jednak byłam zbyt zajęta podziwianiem widoku za oknem, by spojrzeć na kolejne dzieło mojej koleżanki. Wkrótce potem zadzwonił dzwonek. Zamyślona wyszłam z sali i powlekłam się na ławki. Usiadłam na tym miejscu, gdzie wczoraj Luke i Yaro się kłócili. Wyjęłam śniadanie, a obok mnie usiadł Luke. Spojrzałam na niego smutnym wzrokiem, a on zaczął mnie dźgać łokciem w bok.
- No przestań. - Pisnęłam. Spojrzałam na niego spode łba. Chłopak nadal się uśmiechał. - Co się stało z twoją dziewczyną? - Spytałam. Specjalnie nie powiedziałam "poprzednią" bo przecież jeszcze nie byłam jego dziewczyną. Przemilczał. Nadal siedział obok mnie i się uśmiechał, choć teraz trochę mniej. Przed nami przeszła Jessica, a Luke lekko się za nią obejrzał.
- To ona? - Zapytałam spokojnie. Znowu milczał. Jak małe dziecko patrzył mi w oczy, jakby nie kontaktował. I co, myślał, że odpowiedź odczytam z jego oczu? Może powinnam...
- Jaką będziesz miała teraz lekcję? - Zapytał. Jednak ja powtórzyłam swoje pytanie. Spojrzał na mnie nieco zawiedziony. Z pewnością sądził, że odpuszczę za pierwszym razem. - A o której kończysz?
- Luke, przestań!
- Co mam przestać? - Zaczął się ze mną przekomarzać. Wstałam i poszłam przed siebie. Doszłam do swojej szafki i zaczęłam wkładać do niej książki. Obok mnie stanął Luke i patrzył się na mój profil. Próbowałam na niego nie zwracać uwagi, ale nie było to takie proste. Włożyłam wszystkie książki do szafki i ją zamknęłam. Spojrzałam wyczekująco na chłopaka, by się przesunął. Gdy nie dało to żadnego efektu, próbowałam go wyminąć, ale świetnie blokował mi drogę. Zrobiłam obrażoną minę.
- To naprawdę przestaje być zabawne.
Luke podszedł do mnie bliżej, a ja się nie odsunęłam. Nie miałam jakoś odwagi odsunąć się od tego cudownego człowieka.
Przybliżył moją twarz do swojej. Kątem oka zauważyłam Yarego. Potem zamknęłam oczy. Początkowo wyczułam jego wzrok na swojej twarzy, później delikatne muśnięcie moich ust. Delikatnie otworzyłam oczy. Całował mnie. Niby zaskoczona, a nie protestowałam. Nie obchodził mnie Yaro patrzący na nas, ani ludzie, którzy otaczali nas z niemal wszystkich stron. Ta chwila była tak wyjątkowa, że mój gniew zniknął. Jakby skasował mi tym pamięć. Powoli się odsunął, a odczucie jego ciepłych warg na moich ustach zniknęło. Otworzyłam oczy. Stał przede mną zadowolony, jakby czekał na moją reakcję. Uśmiechnęłam się lekko, on również. Rozradowana przytuliłam się do niego, a on objął mnie równie... Czule.
A potem zadzwonił dzwonek. Lekko zdezorientowana rozejrzałam się dookoła. Yaro stał tam, gdzie go widziałam przed momentem. Po prostu zabijał mnie wzrokiem. Patrzyłam na niego ze spokojem, Luke również. Yaro odszedł, a my staliśmy na - już - pustym korytarzu. Ja spóźniona ostro na chemię, on na biologię.

15 ~ Luke.

Po niewielkiej wymianie zdań na przerwie, w oczach Davida było widać złość. Był na mnie wkurzony, że jestem tak blisko dziewczyny, którą podrywał. W pewnym momencie przestało mi to przeszkadzać, jednak bałem się, żeby nie odbiło się to na Leah. Znałem Yara, znałem jego przeszłość i możliwości. Miał problemy z prawem, kilkakrotnie miał problemy przez pobicia i napaści. W dniu, kiedy odprowadziłem Leah do domu, skłamałem. Uspokoiłem ją, że nic się nie dzieje, aby się nie stresowała. Odpowiedziałem jej, że Yaro się uspokoił i znajdzie sobie inną laskę. Nie do końca było to prawdą... Kiedy rozeszliśmy się po dzwonku, poczekaliśmy aż Leah zniknie nam z oczu. Wymieniliśmy znów kilka zdań, może niezbyt przyjaznych. Yaro nie chciał odpuścić, wyzywaliśmy się na środku korytarza, gdy nagle chemica wyszła w pokoju nauczycielskiego. Wylądowaliśmy oczywiście u pedagoga, gdyż sprawialiśmy problemy kilka dni po rozpoczęciu roku szkolnego. Po niecałych dziesięciu minutach nie wytrzymałem tej paplaniny, i wyszedłem z trzaskiem z gabinetu. Teraz czekałem już na Leah wychodzącą ze szkoły, do dzwonka zostało niespełna dwadzieścia minut. Nie zdarzało mi się tak szybko denerwować, jednak czułem, że w tej sprawie nie mogłem się już poddać. Leah stała się dla mnie z dnia na dzień bardzo ważną osobą.
Tego dnia odprowadziłem ją prosto pod dom. Nie powiem, żebym wrócił niezadowolony do domu - Teraz już wiedziałem, gdzie mieszka. Tej nocy chciałem wysłać jej sms'a, nie mogąc znieść braku jej obecności. Powstrzymałem się, może dlatego, że było już długo po drugiej w nocy. Nie chciałem jej budzić. Chciałem tylko, by teraz była obok mnie. Było to egoistyczne uczucie, ale naprawdę tego pragnąłem. Piękna, błękitnooka. " Nowa ".
Następnego dnia Yaro do mnie nie dzwonił. Zadzwonił za to Jeremy z pytaniem, co się stało. Nie chciało mi się gadać, po prostu się rozłączyłem. W szkole wytłumaczyłem, że o nic takiego nie poszło. W sumie, to właśnie o "coś" bardzo ważnego, ale nie chciałem budzić większego zainteresowania. Leah spotkałem przed drzwiami do szkoły, już z dala wręcz promieniała z radości. Jej uśmiech na twarzy tłumaczył wszystko.
- Dobry humor? - Zarzuciłem, podchodząc do niej. Wtuliła się w moje ramiona, jakby nie widziała się ze mną kilka lat.
- Bo dobry chłopak właśnie mnie tuli. - Odsunęła się delikatnie, prezentując swoje piękne, błękitne oczy.
- No zobacz, jakiego ty masz farta. - Zaśmiałem się. - No, prawie. - Dodałem, widząc Davida przechodzącego przez szkolną bramę. Początkowo nas nie zauważał, jednak gdy to zrobił, zgasił papierosa i ruszył w naszą stronę szybszym krokiem. Kłopoty wyczuwałem na kilometr, jednak nie było tego po mnie widać. Wyprostowałem się, łapiąc za rękę Leah. Szczerze mówiąc, nie wiem czemu, ale chciałem by Yaro zobaczył nas trzymających się za ręce.
- No siemano, papużki nierozłączki. Co Luke, nowa laska Ci się w ramiona rzuca? - Powiedział z ironią w głosie, spoglądając złośliwie na dziewczynę. - A podobno przeszkadzało Ci, jaka ona jest cicha... - Dodał. Za jego plecami stał Mike, który jak zawsze stawał po jego stronie. Nie ważne czy chodziło o bójkę, czy kłócił się z nauczycielką. Po prostu zawsze mógł liczyć na jego wsparcie. Ja milczałem, nie odzywając się ani słowem. Czekałem tylko na moment, aż im się znudzi i sobie pójdą. Kiedyś to nastąpić przecież musiało.
- A może ona tak " sam na sam ", to rozgadana jest? - Zażartował Mike, rozdrażniając mnie coraz bardziej, a na twarzy Leah rozpisując zawstydzenie. - No bo ładniutka to jest... Fajnie by się z nią było tak... Dogadać. - Dodał, i chyba wszyscy zrozumieli co sugerował. To rozwścieczyło mnie jeszcze bardziej.
- Ty, a ty do swojej panienki nie musisz przypadkiem wracać? No, chyba że jest zajęta innymi panami. - Dziewczyna Mike zdradziła go dwukrotnie, chyba każdy w szkole był tego świadomy. Mimo to był w niej podobno zakochany, jak sam twierdził. Czasami widywałem ją z innymi, ale nie chciałem się wtrącać w ich związek.
- Zamknij mordę. - Rzucił wściekle, ruszając z moją stronę, z dłońmi zaciśniętymi w pięści. Yaro złapał go za koszulkę, powstrzymując tym samym od pewnych działań.
- Ogarnij dupę. - Powiedział spokojnie, kierując to w stronę Mike. - Nie rób scenki przez jego laską. - Spojrzał na mnie. - Niech się jeszcze nim nacieszy, dopóki nie zrobił jej tego, co poprzedniej. - Dodał z wrednym uśmiechem na twarzy. Wszedł do szkoły, a tuż za nim nieco czerwony na twarzy, Mike. Nastała cisza, dookoła zrobiło się pusto. Leah nie odzywała się, a ja nie wiedziałem, od czego mam zacząć... Zadzwonił dzwonek, a my powoli, ruszyliśmy pod swoje klasy.

14 ~Leah.

Byłam szczęśliwa gdy do mnie podszedł i przeprosił. Usiedliśmy razem na ławce, po lewej stronie korytarza. Chwycił moją dłoń po raz kolejny i zaczął przekładać moje palce między swoimi. Potem złączył nasze dłonie. Udawałam, że nie robi to na mnie żadnego wrażenia, jednak w środku cała buzowałam. Rozmawialiśmy dłuższy czas gdy spostrzegłam się, że naprzeciwko mnie siedzi Yaro i ze zniecierpliwioną miną się we mnie wpatruje. Uśmiechnęłam się lekko, bardziej z przymusu niż z ochoty. Luke spojrzał w tym samym kierunku co ja i od razu spoważniał. Chciał już wstać, gdy ja go lekko chwyciłam za rękę. Patrzył na mnie... Nieco zmieszany, może nawet trochę wystraszony. Mocniej przytrzymałam jego rękę, starałam się wyglądać najspokojniej, by nie stchórzył. Wiedziałam, że między nim a Yaro szykują się jakieś zgrzyty, a najpewniej to ja byłam ich powodem... Kątem oka widziałam, że chłopak podchodzi. Spojrzałam na niego ze stoickim spokojem.
- Mówiłem ci coś... - Spojrzał na Luka nienawistnie.
- Yaro, to moja przyjaciółka...
- No, pewnie. I jeszcze czego? Wiesz, tak się składa, że siedziałem tutaj cały czas...
- No i co? Przeszkadza ci, że rozmawiamy? - Wtrąciłam się, jednak chłopcy byli zbyt zajęci swoją rozmową. Luke chwycił mocniej moją rękę, a ja niemal pisnęłam. Szybciej oddychał i robił się coraz bledszy.
- ... I nie na każdą dupę tak patrzysz. - Yaro dokończył swoją wypowiedź i dopiero wtedy spojrzał w moim kierunku.
- Słuchaj Yaro. Jesteś zazdrosny, choć tak naprawdę nic nie zrobiłem. Czepiasz się.
- Dowalasz się do niej... -Yaro mówił coraz bardziej zdenerwowany.
- Jeszcze nie jest twoja. - Luke próbował się bronić, choć za bardzo mu to nie wychodziło. Spojrzałam na zegarek. Minuta do dzwonka, zaraz kolejna lekcja...
- I nigdy nie będzie. - Odparłam spokojnie, jakbym miała na myśli osobę trzecią. Zadzwonił dzwonek, wzięłam torbę i wstałam. I Luke, i Yaro patrzyli na mnie zdziwieni. Davida zignorowałam, a gdy ten odszedł zapytałam Luka ile jeszcze ma lekcji. O dziwo kończyliśmy razem, po tej lekcji.
- Poczekam na ciebie. - Odparł cicho i poszedł ze spuszczoną głową za Yarem do sali.
Historia mijała bardzo powoli. Może dlatego, że cały czas spoglądałam na zegarek. Gdy już nauczycielka wyżyła się na nas i zadała rozprawkę na temat jakiejś bitwy, zadzwonił dzwonek. W sali pożegnałam się z Sandy. Wyszłam przed szkołę i spojrzałam przed siebie. Luke stał sam, palił papierosa. Właśnie mijał go Yaro i inni koledzy. Ten jego, podobno najlepszy nawet na niego nie spojrzał. Było mi trochę smutno, to  moja wina. 
- I jak? - Zapytałam cicho. Podeszłam do niego i dopiero wtedy podniósł wzrok.
- Jest okej. - Uciął. Westchnął, głośno przełknął ślinę i spojrzał w moje oczy. - Nie jest tak źle. - Poprawił się.
- Nie odzywa się do ciebie, prawda? - Zapytałam z nutą zawodu w głosie. Usiadłam na murku obok.
- Powiedział, że i tak znajdzie sobie inną. Nie jest tak bardzo zły. Chyba... Przejdzie mu, za kilka dni. - Wyszeptał. Patrzył na mnie wyczekująco. I co? Niby miało mnie to zaboleć. Uśmiechnęłam się wesoło.
- Ała, serio.. To zabolało. "Znajdzie sobie inną". Uh, me serce krwawi... - Mówiłam wszystko z taką ironią, że Luke od razu się uśmiechnął. Zgasił papierosa i przepuścił mnie w bramie.
Wracaliśmy ze szkoły, mijając wszystkie domki jednorodzinne. Mniejsze, czy większe. Jeden z nich należał do macochy Luka, ładny dom, zadbany, przynajmniej z zewnątrz. Luke jednak szybko przeszedł koło swojego domu, nawet nań nie spojrzał. Gdy już dotarliśmy pod mój dom, było grubo po szesnastej. Lekcje, przerwy... W dodatku wracaliśmy bardzo powoli. Normalnie przeszłabym ten dystans może w piętnaście, dwadzieścia minut, teraz minęła godzina. Nie było jeszcze ciemno, ale mój dom był otoczony drzewami i z pewnością było tam ciemniej niż sto metrów dalej.
- No, to ten... - Wydusiłam zakłopotana.
- No, to do jutra. - Luke pocałował mnie w policzek i szybko się oddalił.    

czwartek, 25 kwietnia 2013

13 ~ Luke.

Widząc sms'a od Leah poczułem ciarki na plecach. Nie wiem czemu, przecież nic do niej nie czułem... Prawdopodobnie. Zacząłem czytać wiadomość, a we mnie jakby coś pękło. ,, Nie rozumiem Twojego zachowania.. Sama nie wiem co chcę uzyskać pisząc do Ciebie, ale po prostu czuję potrzebę rozmowy z Tobą.. Leah. ". Jak mogłem odpowiedzieć na taką wiadomość?

,, Leah, to przez Davida. Postąpił bym jak ostatni dupek, zarywając do dziewczyny, która mu się podoba. W dodatku, prawie Cię pocałowałem, a znamy się tak krótko... Nie chciałem zrobić czegoś głupiego, czego później bym żałował. "

Napisałem wiadomość, i już miałem kliknąć " wyślij ", jednak coś mi nie pozwalało. A jeżeli teraz wścieknie się na Yar'ego, i powie mu wprost, żeby się odwalił? Od razu się zorientuje, że to moja wina. Zresztą... Dlaczego mi tak cholernie zaczęło na niej zależeć? Wykasowałem wszystko to, co napisałem. Musiałem jej to dać do zrozumienia, że to nie przez nią... Że gdybym mógł, to bym teraz był obok niej. Starczyło mi sił tylko na napisanie: ,, Nic się nie dzieje bez przyczyny. Ale przepraszam, to naprawdę nie Twoja wina. Luke. ". Nie wiem, po co się podpisałem Swoim imieniem. Dobrze wiedziała, że to ode mnie wiadomość. Później zastanowiłem się jeszcze, skąd miała mój numer, ale to nie było na tyle istotne, by zastanawiać się nad tym dłużej. Tej nocy znów nie mogłem zasnąć. Czekałem na sms'a, na jakąkolwiek wiadomość od Leah, jednak się nie doczekałem. Wkrótce zasnąłem.
Następnego dnia zaspałem. Obudziłem się o w pół do ósmej, szybko zrywając się na równe nogi. Nie oszczędzając śpiącej macochy, tłukłem się po domu niemiłosiernie, starając się w miarę przyzwoicie dobiec do szkoły. Przed samym wyjściem zadzwonił do mnie Yaro, stwierdzając, że zajęcia się już zaczęły, więc są już w klasie. Przyspieszyłem tępa. Co prawda, do szkoły miałem niespełna 10 minut, mimo to uznałem, że pójdę dopiero na kolejną lekcję. Był to drugi tydzień szkoły i nie wypadało już chodzić na dziewiątą, ale po prostu zabrakło mi sił i chęci, by spóźnionym wpaść na j. Angielski. Pomyślałem o Leah, która dzisiaj znów będzie mijać mnie na korytarzu. Odezwać się? Czy przejść obok? Yaro z pewnością zauważyłby, jeżeli coś byłoby nie tak. Z drugiej strony miałem gdzieś, czy go to wkurzy, czy nie. Może odsuwałem się od niej tylko dla świętego spokoju, by nie robić sobie problemów. Ale co mogło być złego w tym, że chciałem się z nią przyjaźnić? Musiałem wziąć się w garść. Siedząc na ławce w parku przykułem uwagę paru osób, które najwidoczniej wzięły mnie za wagarowicza, bo spoglądali najpierw na mnie, później na moją torbę z książkami. No cóż, mieli rację. Idąc w stronę szkoły zacząłem się zastanawiać, co jej powiedzieć. Wyznać prawdę, że speniałem, bo mój kumpel się w niej buja? A może skłamać, że to chwilowe... Załamanie nerwowe? Wszedłem do szkoły, a za chwilę w jej wnętrzu rozbrzmiał dzwonek na przerwę. W mgnieniu oka otaczały mnie setki osób, a ja szukałem tej jednej, która gdzieś teraz błąkała się po korytarzu. Zauważyłem ją dopiero po następnej lekcji, przechodziła obok sekretariatu. Był to główny korytarz szkolny, przepełniony od uczniów i nauczycieli. Mimo tego przepchałem się przez parę osób, łapiąc ją za rękę. Odwróciła się zaskoczona w moją stronę, a ja niemalże błagalnym spojrzeniem wyjąkałem z siebie ,, Przepraszam " . Przytuliłem ją do siebie, a ona wtuliła się w moje ramiona.
- Moje zachowanie było dziecinne, zachowałem się jak gówniarz. - Nie mogłem patrzeć jej w oczy. - Musiałem... Pozbierać myśli. - Teraz palcami dotykałem jej bladej skóry na dłoni. - To już się nie powtórzy.
Blondynka nie przestawała wpatrywać się w moje oczy, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Tak, zachowałeś się jak szczeniak, który boi się dorosnąć. - Zaśmiała się szczerze, a później rozległ się dzwonek, wołający na zajęcia.

12 ~ Leah.

Skąd taka zmiana? Dlaczego tak postąpił? Mam zapomnieć. Tylko dlaczego?
Wróciłam do domu i od razu ruszyłam do swojego pokoju. Zamknęłam tuż przed nosem Chrisa drzwi. Położyłam się w łóżku i tak leżałam już do rana. Żołądek przykleił mi się do jamy brzusznej z głodu, ale nie miałam siły by wstać. Mama próbowała wejść do mojego pokoju, ale zakluczyłam się. Następnego dnia wyszłam do szkoły tak jak zawsze. Wyglądałam jak zwykle, choć całą noc podziwiałam sufit. Przy bramie minęłam go ze spuszczonym wzrokiem. Luke zresztą nie był lepszy - gdy mnie tylko zobaczył, odwrócił wzrok i oddalił się od furtki. Sandy jednak zauważyła cienie pod oczami, i słyszała burczenie w brzuchu, gdy siedziałam z nią na biologii. Gdy proponowała swoją kanapkę, bo ja zapomniałam wziąć śniadanie z domu, odmawiałam. Mimo, że burczało mi w brzuchu na samą myśl o jedzeniu robiło mi się niedobrze. Kilka razy spotkałam go, na przerwach. Ale był chyba zbyt zajęty Jessicą. Po lekcjach postanowiłam zostać w bibliotece, by trochę poczytać. W domu brat nie dałby mi spokoju. Usiadłam przy jednej z ławek i zaczęłam czytać. Za każdym razem gdy drzwi się otwierały spoglądałam na nie z nadzieją, że stanie przede mną Luke.
W końcu to nastąpiło. Nasze spojrzenia się spotkały, jednak momentalnie odwróciłam wzrok. Luke podszedł do pierwszego lepszego regału i zaczął coś czytać. Jednak widziałam, że kątem oka mnie obserwuje. Wstałam i powoli do niego podeszłam.
- Czemu się tak zachowujesz? - Spytałam cicho... - Unikasz mnie...
- Nie, nie unikam.
- Właśnie, że to robisz. Chodzi o to nad rzeką? Nie martw się, nie wzięłam sobie tego do serca... - Chwyciłam go za ramię i przytrzymałam, by spojrzał w moim kierunku.
- Nie, to nie o to chodzi. O nic nie chodzi. - Wyrwał się i wyszedł z biblioteki.
Gdy pod wieczór wróciłam do domu zadzwoniłam do Sandy. Koleżanka wyczuła złą nutę w moim głosie, dlatego prosto z mostu zapytała co się stało. Opowiedziałam jej wszystko... Dziewczyna radziła bym do niego zadzwoniła, by to wszystko wyjaśnić. Potem jednak doszła do wniosku, że może nie odebrać. A sms'a zawsze odczyta. Podała mi jego numer i kazała do niego napisać... Jednak ja zwlekałam do nocy. Pisałam tekst, a zaraz potem go kasowałam. I tak chyba z milion razy. W końcu, gdy była 3 w nocy zmęczona napisałam tekst i podjęłam decyzję, że tę wiadomość wyślę.

" Nie rozumiem Twojego zachowania.. Sama nie wiem co chcę uzyskać pisząc do Ciebie, ale po prostu czuję potrzebę rozmowy z Tobą.. Leah."

Już po kilku minutach ekran mojego telefonu się podświetlił. Wpierw pomyślałam, że najzwyczajniej w świecie mam zwidy, albo to mi się śni. Szybko wzięłam telefon do ręki i otworzyłam wiadomość.

"Nic się nie dzieje bez przyczyny. Ale przepraszam, to naprawdę nie Twoja wina. Luke."

Co miał na myśli pisząc, że nic nie dzieje się bez przyczyny? Co się stało, że tak szybko wszystko się zmieniło. Już nic nie wiedziałam, i choć chciałam odpisać, nie wiedziałam co.



11 ~ Luke.

,, Daj sobie z nią spokój ", cisnęło mi się na usta za każdym razem, kiedy Yaro spoglądał na Leah z podnieceniem w oczach. Poprzedniego dnia myślałem trochę o tym co zaszło nad rzeką, jednak chciałem wymazać to z pamięci. Gdyby nie Chris, całowałbym się z dziewczyną, która podoba się kumplowi. Jeżeli sytuacja byłaby na odwrót, porządnie bym się wkurzył. Dlatego nie chciałem, aby to się powtórzyło. Widząc Leah przed lekcjami czułem, że wypadałoby się jakoś przywitać. Zwykłe " siemka ", to byłoby za mało. Przytuliłem ją na powitanie, co chyba nie zwróciło większej uwagi. Często tulę się do koleżanek, zastępując tym samym " dzień dobry! " . Więc czemu tym razem miało być inaczej?
- Tylko mi jej nie wyrwij. - Powiedział całkiem na poważnie David, siedzący obok mnie na chemii.
- Hmm? - Mruknąłem, zaskoczony tym stwierdzeniem. - Chyba nie mówisz o Leah?
- Właśnie, że kurde o niej mówię. - Syknął, chyba nieco rozdrażniony. Nic na to nie odpowiedziałem. Spuściłem głowę patrząc na swój zeszyt, udając, że robię notatkę. Na następnej przerwie widziałem ją parę razy, jak szła z Sandy na kolejne zajęcia. Nie zauważyła mnie, choć rozglądała się dookoła. Yaro gdzieś zniknął z kumplami, pewnie poszli na papierosa. Usiadłem na ławce przed klasą, czekając na dzwonek. Chciałem już wrócić do domu. A raczej do swojego pokoju, zamknąć się i nie wychodzić do ludzi. Nie miałem ochoty widzieć macochy, a mimo to byłem do tego zmuszony. Chciało mi się spać. Byłem zmęczony, może dlatego, że nie spałem pół nocy. Nie mogłem zasnąć, sam nie wiem czemu. Ostatnią lekcją była matematyka, która zdawała się trwać wiecznie.
- Depresja wieku średniego? - Szturchnął mnie w ramię Jeremy. - Przybity jakiś jesteś dzisiaj.
- Depresja to zbyt fachowa nazwa... - Westchnąłem. - Ja bym to nazwał zmęczeniem.
- Jessica? Nią jesteś zmęczony?
Spojrzałem na dziewczynę siedzącą w pierwszej ławce. To była Jessic'a, ta sama, z którą widziałem się w sobotę. Nie powiem, żeby to spotkanie było koszmarne bądź nie do zniesienia... Po prostu nie była w moim typie, jeżeli można było to jakoś nazwać. Przejechałem ręką po swoich włosach, nabierając głęboki wdech.
- A ja wiem... - Odparłem, sięgając po telefon. - Może trochę. - Jeremy zaśmiał się, i szturchnął mnie w ramię.
- Durny jesteś. - Spojrzał na Jessic'ę. - Taka laska, a ty jeszcze wybrzydzasz.
- Nie wybrzydzam. - Odpowiedziałem od razu, nie zastanawiając się nad odpowiedzią. - Po prostu, nie dla mnie.
Zadzwonił dzwonek, a ja wyszedłem z sali jako pierwszy. Może dlatego, że spakowałem się dziesięć minut przed czasem, i słysząc dzwonek byłem gotów na wyjście z klasy. Zszedłem bocznymi schodami, nie patrząc przed siebie. Po chwili byłem już na podwórku, z papierosem w ręce. Chciałem go właśnie odpalić, gdy usłyszałem czyiś głos.
- Hej! - Odwróciłem się. Stała tam Leah, w potarganych przez wiatr włosach. - Zaczekaj... - Powiedziała nieco ciszej, podbiegając w moją stronę.
- Powinnaś stąd uciekać, Yaro zaraz przyjdzie. - Nie miałem tego dnia humoru, co widocznie można było wyczuć w moim głosie.
- Trudno. Słuchaj... - Zaczęła ciągnąć, powoli, jakby szukała odpowiednich słów. - Ta sytuacja, wczoraj...
- Spoko, byłaś przemoczona. Miałaś prawo się wściec.
- Nie, chodzi mi o.. - Przerwała, spoglądając mi w oczy. - Zanim przybiegł Chris.
Wiedziałem jaki moment ma na myśli, jednak pozwoliłem, by mówiła dalej.
- Eh... Luke. Jak prawie mnie... No, prawie mnie pocałowałeś. - Wydusiła wreszcie, a ja wbiłem wzrok w ziemię. - Chciałam tylko powiedzieć, że...
- Nie, daj spokój. Wygłupiłem się, zapomnij. - Nie mówiłem do końca to, co chciałem powiedzieć. Jednak nie zamierzałem kręcić z dziewczyną, którą lubi David. Źle by się to skończyło. - Trzymaj się. - Powiedziałem cicho, oddalając się od Leah, która stała jakby wrosła w ziemię.
Takie zachowanie wydawało mi się najbardziej słuszne, mimo, że nie do końca było.

10 ~Leah.

Miło było patrzeć na rozradowanego Chrisa. A jeszcze przyjemniej podglądać śmiejącego się Luka. Usłyszałam wołanie brata i od razu na myśl mi przyszło tylko jedno...
- Leah, chodź tu! - Krzyczał, a Luke stał obok niego.
- Jeżeli to to, o czym myślę... Wolę zostać tutaj. - Zaśmiałam się lekko. Wstałam i podeszłam do niego. - No?
- Gonisz! - Młody uderzył mnie w ramię. Stałam tam jak osłupiała, nie rozumiejąc co się stało. Czy Luke właśnie bawił się z czterolatkiem w ganianego? Westchnęłam cicho. - A może tak zabawimy się w ... chowanego? - Uśmiechnęłam się do brata, a potem spojrzałam na Luka.
- Dobry pomysł. - Potwierdził chłopak. Zaczęłam liczyć, a mój brat się schował. Wraz z Lukiem odeszliśmy na bok, by gra trochę potrwała, a za razem by młody nas nie szukał. Nie wiem czemu to zrobiłam, po prostu chyba chciałam dokończyć poprzednią rozmowę. No, może nie rozmowę. Widziałam gdzie brat się schował, więc nie trudno było co jakiś czas spojrzeć w kierunku drzewa. Usiadłam na trawie, a Luke tuż obok mnie. Słyszałam jak ciężko oddychał, zabawa z Chrisem była z pewnością męcząca.
- Jemu nigdy to się nie znudzi. - Kiwnęłam głową w kierunku drzewa za którym stał mój brat. 
- Z pewnością. - Odparł lekko zmieszany.
Sądziłam, że rozmowa się jakoś potoczy, ale dzięki mojemu cudownemu bratu straciłam okazję, na bliższe poznanie Luka. Wstałam i podeszłam bliżej rzeki. Przyglądałam się swojemu odbiciu, gdy nagle ktoś mnie popchnął. Woda była płytka, nic by mi się nie stało, ale gdy uderzyłam o podłoże mój naszyjnik prawie się urwał. Cała mokra spojrzałam nienawistnie na Chrisa. Nie na żarty się zdenerwowałam. Zawsze byłam spokojna, cicha. Chyba, że chodziło o bezpieczeństwo kryształu. Wstałam i podeszłam do niego bardzo blisko.
- Co ty masz w głowie?! - Czułam że krew napływa mi do policzków. - Wiesz co mogło się stać?! Jesteś kompletnie nieodpowiedzialny, mam cię dość.
- Chciałem się bawić. - Powiedział cicho.
- Spierdzielaj, do rodziców. - Pokazałam ruchem głowy na miejsce gdzie siedzieli mama i tata. Chłopiec spojrzał na mnie z wyrzutem, ale posłuchał. Rozpuściłam włosy, by szybciej wyschły. Spojrzałam na Luka. przepraszająco. On również wyczuł, że byłam zestresowana.
- Przepraszam, muszę już iść. - Głośno westchnęłam i oddaliłam się za bratem.
Wieczorem dużo myślałam o tym jak rozmawiałam z Lukiem, jak chciał mnie pocałować... Szybko zasnęłam, bo następnego dnia musiałam iść do szkoły. Wstałam wcześnie, umyłam się, włosy zostawiłam rozpuszczone, a ubrałam się w top na ramiączkach i rurki, gdyż zapowiadał się bardzo ciepły dzień. Odprowadziłam Chrisa do przedszkola, bo rodzice nie mieli czasu, a potem udałam się do szkoły. Już z dość dużej odległości zobaczyłam Luka i Yaro. Mogłam obejść szkołę i wejść drugim wejściem. Jednak chłopcy mnie dostrzegli. Musiałam tamtędy przejść, jednak nie chciałam się witać z Yaro. Podeszłam i lekko się uśmiechnęłam. Do Luka.
- Siemka. - Przywitałam się z nim i już miałam odejść gdy mnie objął. Czułam się dziwnie, jednak byłam szczęśliwa.
- No, Luke, mógłbyś się odczepić od mojej laski.
Gdy Luke mnie puścił Yaro się do mnie "przyssał". Przytulał i przytulał, a ja po prostu nie chciałam być nie uprzejma. Spojrzałam na Luka i przewróciłam oczami. Nie było mi na rękę śmierdzieć papierosami... Luke się uśmiechnął i znów zrobiło mi się cieplej na sercu.
- Dobra, koniec tych czułości. - Powiedziałam do Yara i odepchnęłam go lekko. Ruszyłam do szkoły zostawiając ich z tyłu.
- Boże... - Westchnął Yaro zaciągając się papierosem. - Musi być moja.