piątek, 28 marca 2014

37 ~ Luke.

Leah wróciła do domu po zaledwie godzinie, więc nie zdążyłem wszystkiego do końca uprzątnąć. Tak w sumie, to praktycznie nic nie posprzątałem, musiałem pogonić Davida i w miarę logicznie wytłumaczyć mu, że to jakiś gołąb wleciał z ogromną siłą na szybę... Sam nie wierzyłem w to, co opowiadałem, ale nie widziałem innego wyjścia, prawdy poznać przecież nie mógł.
- Przepraszam za okno.. Zapłacę. Obiecuję, pokryje wszystkie koszty. - Zaczęła zapewniać blondynka, ledwie otwierając drzwi do pokoju. - Naprawdę, nie wiedziałam, że aż tak narozrabiam..
- Daj spokój. - Uspokoiłem ją, zamiatając na szufelkę kawałki szkła. - Masz już wszystko? - Zapytałem spoglądając na kolejną wielką torbę na jej ramieniu. Stała taka delikatna, wyglądała, jakby miała się rozpłakać.
-Tak.. - Jęknęła, rzucając torbę na ziemię. Podeszła do mnie, zaczynając zbierać razem ze mną bałagan z ziemi, jednak nie mogłem patrzeć jak posługuje się nadal poharataną ręką, szczególnie, że łapała w dłonie ostre kawałki szkła.
- Ej, zostaw. - Burknąłem nagle, łapiąc ją za rękę. - Rozpakuj się czy coś, ja sprzątnę. Tylko błagam, nie pokalecz się.. - Poprosiłem już bardziej uprzejmie, jednak chyba mój ton głosu był zbyt oschły, gdyż nieco zmieszana szybko wyszła z pokoju bez żadnego słowa. Westchnąłem ciężko, głowa zaczęła mnie boleć jakby miała eksplodować, tak gwałtownie, nie wiem od czego. Chyba byłem po prostu zmęczony... Zbyt zmęczony by myśleć o macosze która niebawem miała wrócić, o kłótni Leah z rodziną, o jej okaleczonych rękach i szkołą, o której ostatnio myślałem coraz częściej. Prawdopodobnie nie zaliczą mi pierwszego semestru, za bardzo się opuściłem w nauce. Zastanawiałem się już czy w ogóle opłaca mi się jeszcze wracać do szkoły, jednak chciałem uniknąć wysyłanych pism do Sary o moich nieobecnościach w szkole. Wtedy pewnie miałbym przez nią jeszcze większy syf głowie. Kolejnym zmartwieniem był fakt, że dotarło do mnie, że teraz muszę troszczyć się o moją ukochaną, która jakby nie patrzeć, teraz mieszkała ze mną. Te zmartwienia dawały jeden plus. Nie myślałem o bólu pleców, o skrzydłach, o moim odmiennym wyglądzie bez bransoletki. O tym koszmarze który odczuwałem, ale nie pozwalałem aby Leah myślała, że tak właśnie to widzę.
Wyszedłem za nią z pokoju i pokierowałem się do łazienki, myśląc, że tam ją znajdę. Niestety. Nagle zacząłem się strasznie stresować i ogarnęło mnie przeczucie, że coś jest nie tak... Zbiegłem po schodach i niemal na nią wpadłem, stojącą przy drzwiach, jakby szykowała się do wyjścia. Jej mina mówiła sama za siebie...
- Gdzie idziesz? - Cofnąłem się o krok i chwyciłem mocno poręczy schodów, bojąc się że przez ból głowy stracę równowagę.
- Nie chcę być dla Ciebie ciężarem, odejdę jeśli wadzę.
Co do kurwy nędzy?! Ciężarem? Miałem ochotę wyminąć ją, trzasnąć drzwiami i nie wracać, lub zatorować jej wyjście wszystkimi szafami jakie się w tym domu znajdują. Mimo, że Leah miała łzy w oczach i mówiła jakbym strasznie ją czymś zranił, to ja czułem się okropnie dotknięty. A pomimo wszystko stałem tam, na ostatnim stopniu schodów i patrzyłem obojętnie na nią, zupełnie nie okazując napięcia. Patrzyłem, jak coś, ktoś... Najcenniejszy w moim życiu zaczyna wymykać mi się z rąk... Nie mogłem na to pozwolić...
- Dobrze, Luke... Nie musisz nic mówić, rozumiem. - Uśmiechnęła się do mnie sztywno przez łzy. Chciałem coś powiedzieć, ale właściwie co takiego? Wytworzyła się we mnie jakaś bariera i nie mogłem się przed nią przebić, zrobić kroku, powiedzieć słowa. Leah odwróciła się tyłem do mnie, nacisnęła na klamkę i pociągnęła za nią w swoim kierunku, gotowa do wyjścia.
- Stój. - Szepnąłem. Leah zatrzymała się dokładnie w tym samym momencie. Czekała na to. Nadal stała twarzą do drzwi. Zrobiłem jeden krok, a potem następny. Kiedy znalazłem się tuż za nią przytuliłem się mocno do jej pleców, wtulając twarz w jej włosy pachnące lawendą... Przez moment stała nieruchomo, potem położyła swoje dłonie na moich, które gładziły jej brzuch. - Nie mów tak więcej. Nigdy. - Wyszeptałem nie odrywając ust od jej szyi. Okręciła się w moich ramionach, teraz staliśmy twarzą w twarz, stykając się czołami. Leah zamknęła oczy, jej oddech zaczął się uspokajać, mój machinalnie również. Wytarłem jej łzy z policzków, wziąłem ją na ręce i zaniosłem do swojego pokoju. Położyłem dziewczynę na materacu delikatnie, sam wszedłem na łóżko kładąc się za nią. Zacząłem ją znów całować. Leah zwinęła się w kłębek, przytulając się bardziej.
- Proszę, odpocznijmy Luke... Przyda nam się trochę snu. - Powiedziała cichutko.
Zgodziłem się. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz