Czasami człowiekowi zdarza się mieć uczucie, że jest we śnie. Że to wszystko co się dzieje, to tylko wyobraźnia... Wtedy zastanawia się nad sensem życia i tym, jak funkcjonuje. Po prostu czuje się, jakby był w świecie fantasy...
Leah, to ona. Piękna... Tak dawno jej nie widziałem, ale nie mogłem jej się pokazać. Coś się ze mną stało, równe dwa tygodnie temu. Siedziałem zamknięty w pokoju, wychodząc raz dziennie po coś do jedzenia i picia, oraz do toalety. Macocha wyjechała w delegację, miało jej nie być przez jakiś miesiąc. Nie wiem czy mówiła prawdę, ale nie przeszkadzała mi jej nieobecność. Nie otwierałem drzwi nikomu, siedząc na łóżku. Nie wiedziałem, co się działo... Czułem się jak potwór, który nie może pokazać się na światło dnia. Teraz siedziałem w kącie pokoju, który nie lśnił czystością.
- Luke? - Szepnęła. Niepotrzebnie zostawiłem otwarte okno, gdyż przez nie weszła do pokoju. Wtedy w mojej głowie pojawiło się jedno pytanie. Jak ona znalazła się na parapecie mojego okna, które jest na wysokości drugiego piętra? Znów zakręciło mi się w głowie, a moje ciało zaczęło drżeć.
- Odejdź... - Jęknąłem, a Leah na moment się zachwiała. Po raz pierwszy od dwóch tygodni usłyszałem swój głos. Brzmiałem on tak słabo, jakbym był o krok od śmierci. W sumie, było to całkiem prawdopodobne. - Proszę... - Dodałem, a Leah mimo to przykucnęła. Było tak ciemno, że ledwo widziałem jej piękne, blond włosy. Światło latarni nie sięgało już w tę część pokoju, więc i ona pewnie musiała mieć problemy ze znalezieniem mnie w tym mroku. Spojrzałem na radio na stoliczku. Trzecia trzydzieści pięć. Było już tak późno, może to był naprawdę sen? Może Leah tu nie było...
- Zniknąłeś. - Szepnęła mi do ucha, a ja poczułem jej ciepły oddech na karku. Po chwili wstała, widocznie macając rękoma ścianę. Szukała włącznika do światła, tak przypuszczałem. Kiedy jej ręka znalazła się na nim, niewiele myśląc wydałem z siebie jęk.
- Nie! - Warknąłem, jednak było już za późno. W pokoju rozległo się światło, a Leah zamarła. Delikatnie otworzyła usta, a jej oczy wyglądały, jakby miała się rozpłakać. Intensywnie się na mnie patrzyła, jakby widziała kogoś innego, niż się spodziewała. I miała rację.
- Jezu... Luke... - Ledwo wydusiła z siebie, podchodząc do mnie niepewnie.
- Zgaś. - Zacisnąłem zęby, zamknąłem oczy. - I wyjdź stąd.
Nadal siedziałem zwinięty w kącie, czując się paskudnie. Byłem głodny i spragniony, nie wspominając o zmęczeniu. Nie spałem całe noce, czasami zdrzemnąłem się na godzinę czy dwie, co było dość niebezpieczne dla mojego zdrowia.
- Nie ma mowy. - Odpowiedziała tym razem pewnie, i rzuciła się w moim kierunku. Przytuliła mnie mocno, a ja poczułem ból w plecach.
- Aał... - Syknąłem. Coś mnie zabolało, mimo to nie wiedziałem do końca co. Dziwne uczucie.
- Przepraszam! - Powiedziała jakby przestraszona. - Zapomniałam, że to na początku boli... - Spojrzała mi w oczy.
- Ale co ma mnie boleć? Co ma mnie do cholery boleć?! - Nie wytrzymałem napięcia, popłakałem się. Nie było to zupełnie w moim stylu, a mimo to łzy ciekły mi niemalże ciurkiem. Nie potrafiłem tego zatrzymać. Leah wtuliła się we mnie, a wyglądała, jakby bolało ją to bardziej ode mnie. - Nie chcę tego...
- Luke proszę, tylko się nie bój... To jest... - Przerwała na moment. - To jest nic... Nic strasznego.
Spojrzałem na nią. Wydawała się wiedzieć, co mówi.
- A skąd ty to wiesz? - Wygdykałem dość poważnym tonem. - Coś jest nie tak... Ja mam... - Nie potrafiłem dokończyć. Sam nie wierzyłem w to, co chciałem powiedzieć. Czułem, jakbym kłamał. Chciałbym, żeby wtedy było to kłamstwo.
- Skrzydła. - Dokończyła za mnie. - Luke, może to dziwnie zabrzm... - Przerwała, robiąc znów zamyśloną minę. - O kurde. - Dodała, łapiąc mnie za rękę. Później chwyciła moją dłoń, i złapała się za głowę. Wyglądała uroczo. I pewnie cieszyłbym się tym widokiem, gdybym właśnie w tym momencie nie siedział w brudnym pokoju, w kącie, z ogromnymi, czarnymi skrzydłami na plecach.
- Luke, gdzie masz bransoletkę? - Zapytała zestresowana, zaczęła rozglądać się dookoła. Zaczęła jej szukać dookoła nas, rozgarniając rękoma ubrania i inne porozrzucane rzeczy. - Skup się Luke, gdzie ją masz? - Zapytała ponownie. Czułem, że jestem w zakłopotaniu. Czułem się tak źle, a ją interesowała moja bransoletka? Nie potrafiłem tego pojąć. Później chciałem skupić się na przypomnieniu sobie, gdzie jest, jednak pustka w głowie. Nie pamiętałem, gdzie może być.
- Nie... - Szepnąłem. - Nie pamiętam Leah... Ale po...
- Cholera, no. Na pewno? - Dopytywała.
- Po co Ci teraz ona? - Zapytałem ciągle zaskoczony, wzdychając. Leah podrapała się po głowie, a potem przeczesała włosy ręką.
- Dobra, inaczej. Gdzie po raz pierwszy przemieniłeś się w anioła? - Zamarłem. " Anioła " . Czyli tym byłem? To nie była żadna choroba, żadna klątwa, tylko byłem wysłannikiem bożym? Nie, to była jakaś paranoja. Miałem ochotę wyjść i zamknąć się gdzieś, z daleka od wszystkich.
- Nie jestem do cholery żadnym... Może powinienem jechać do szpitala... Leah proszę, pomóż mi... - Znów zacząłem jęczeć, jednak Leah kucała jakby niewzruszona. - To boli... - Dodałem. Wtedy w jej oczach znów pokazało się życie.
- Szpital to ostatnie miejsce, gdzie teraz mógłbyś się pojawić. Nie bój się, wszystko będzie dobrze. A teraz przypomnij sobie, gdzie po raz pierwszy ukazały się Twoje skrzydła? Gdzie to było? W którym miejscu? - Dopytywała ciągle, a mi non stop brakowało odpowiednich słów.
- Ja...- Zacząłem, sięgając pamięcią do tego momentu. Było to okropne wspomnienie, ale jakie dokładne.- Łóżko... - Jęknąłem, a Leah rzuciła się w jego stronę. - Obudziłem się w środku nocy z wielkim bólem...
- Jest! - Krzyknęła szczęśliwa, chyba nie słuchała tego, co mówiłem. - Chodź tu Luke. - Podeszła do mnie, zawiązując mi na ręce moją bransoletkę z czarnym Aniołem. W jednej chwili, poczułem ulgę. Plecy przestały mnie boleć, a kości wydały się znów posłuszne.
- Musiała Ci się rozwiązać jak spałeś. - Dodała, wtulając się w moje ramiona. Byłem zszokowany całą tą sytuacją. Miałem wrażenie, że mój sen dobiegł końca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz