wtorek, 7 maja 2013

29 ~ Leah.

- Leah, daj spokój. - Luke mnie dogonił i zatrzymał mnie swym błagalnym tonem. Odwróciłam się do niego, by spojrzeć w jego brązowe oczy. Nie był już podirytowany, wydawał się spokojny.
- No dobrze, a teraz powiedz mi że chcesz zapomnieć o swojej przemianie, o tym wszystkim... - Przerwałam i głębiej się zastanowiłam. Zaczęłam gestykulować dłońmi. Nie mieściło mi się w głowie, że po prostu Luke chce to wszystko wymazać z pamięci. Bycie Aniołem... Tego nie może mieć każdy. To dar. Mimo to, że Luke zawsze wyróżniał się z tłumu, to dodawało mu wyjątkowości. I w pewnym stopniu chciałam go nauczyć bycia Aniołem. Wprowadzić go w to wszystko, mimo że z pewnością ma trudniej ode mnie bo ja od najmłodszych lat uczyłam się latania... - I o skutkach twojej przemiany... Tego wszystkiego... - Dodałam. Wiedział co mam na myśli, to nie było trudne do odgadnięcia. Teraz czekałam na reakcję. Mimo tego, że byłam zdenerwowana, i trzęsłam się mój głos był dosyć spokojny. I teraz jak na złość Luke stał bez ruchu, milczał i wpatrywał się w moje oczy.
Nie chciałam się kłócić. Luke wybitnie upierał się przy swojej wersji, a ja oczywiście przy swojej.
Teraz dopiero zaczęłam odczuwać zimno, które zaczęło towarzyszyć każdemu porankowi. Połowa października... Potarłam dłońmi ramiona i przestałam na niego patrzeć. Rozejrzałam się dookoła by dowiedzieć się gdzie dokładnie jestem. Wyminęłam go. Luke chwycił mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
- No puść mnie! - Warknęłam od razu. Chyba jednak nie miałam nic do gadania. Luke zaczął mnie całować. Oderwałam się od niego, ale trzymał mnie za plecy. Nie mogłam się okręcić, prawie nie mogłam się ruszać. Zaczęłam go bić, ale na nim jakby to nie robiło wrażenia. Pomyślałam, że może gdybym go uderzyła w plecy w końcu by mnie puścił. Ale nie dosięgałam. Ludzie, choć było ich niewielu spoglądali na nas co chwilę. Sądzę, że uznali nas za parę idiotów - raz się całują a potem ona go okłada pięściami.
Chwycił mnie za nadgarstki a ja dałam za wygraną. Przecież nie jestem chłopakiem, nie mam tyle siły co on. Zawiesiłam głowę i wpatrywałam się w chodnik.
Luke objął mnie czule, puszczając moje nadgarstki. I choć teraz mogłam go uderzyć w plecy, lub po prostu odejść... Nie zrobiłam tego. Już nie chciałam go bić, najzwyczajniej w świecie było to bezsensu. 
- Taka odpowiedź wystarczy? - Zapytał szepcząc mi do ucha. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem.
- Nie wiem, nie wiem. - Westchnęłam ciężko, jakbym była zawiedziona. Luke podniósł lekko mój podbródek by lepiej widzieć moją twarz. Odgarnął włosy i pocałował mnie. Gdy się ode mnie odsunął, lekko jęknęłam.
Gdy Luke usłyszał mój jęk, uznał że znów nie jestem zadowolona.
- No, widać że nie jestem w stanie spełnić twoich wymagań. - Zażartował.
- Nie, to nie tak...  - Odparłam i spojrzałam na zegarek. Była godzina szósta czterdzieści osiem. I mimo że była sobota, rodzice wstawali o godzinie siódmej, by na czas dotrzeć do pracy. Musiałam szybko wracać do domu. Luke odprowadził mnie do bramy.
Przypomniałam sobie, że przecież drzwi od pokoju są zakluczone, a klucz leży pod poduszką. Spojrzałam na niego lekko zmieszana.
- I patrz, teraz będę musiała się wspinać. - Wskazałam na stelaż na bluszcz, który był przytwierdzony do ściany mojego domu. Tuż pod oknem do mojego pokoju.
- A skrzydła? - Zapytał zaciekawiony. Podeszłam do niego bliżej, stanęłam na palcach by dosięgnąć jego twarzy.
- A nie widzisz tych wszystkich ludzi? - Szepnęłam cicho. - Jestem mitycznym stworzeniem. -   Dodałam jeszcze ciszej. Pocałowałam go lekko w policzek i przebiegłam przez bramę. Wspięłam się po stelażu i weszłam przez okno do pokoju.
- Mitycznym ... - Westchnął Luke i odszedł.

2 komentarze: