piątek, 16 stycznia 2015

42. ~ Luke

Wczoraj długo siedziałem z Leah na ławce. W ciszy, po prostu razem. Wiedziałem, że to co usłyszę dnia następnego będzie trudne i może rzeczywiście mój Anioł miał rację co do tego, by temat został poruszony nazajutrz.
Był już początek listopada, liście zaczęły zmieniać barwy, wiatr stał się chłodniejszy, a dni krótsze. Wszystko było "bardziej". Intensywniejsze, bardziej obce i takie chłodne. Bałem się, że taka zmiana nastąpi nie tylko w pogodzie.
Po jakimś czasie stres odpuścił, a w mojej głowie zaczęło szumieć, po alkoholu. Leah zaczęła się lekko trząść i to był znak, że czas by wrócić do domu.
Kiedy już leżałem Ona była w łazience. Drzwi były otwarte, więc z kanapy spoglądałem co jakiś czas, jak się przebiera, czy czesze. Kiedy wyszła, uśmiechnęła się delikatnie i położyła obok. Mruknąłem coś w odpowiedzi, sam nie będąc pewien czy jakikolwiek głos wydobywa się z mojego gardła. Widziałem, jak Leah lekko rusza głową, po czym cicho powiedziała:
- Proszę cię, nie pij więcej... - Spojrzała na mnie niepewnie, jakby nieco zagubiona - Boję się pijanych ludzi. To nic osobistego, jestem pewna, że nie zrobiłbyś mi krzywdy. Ale... Sam fakt, że nie myślisz normalnie, że zachowujesz się dziwnie sprawia, że się niepokoję. - Widziałem jak tworzy palcem kółka na mojej koszulce przyglądając się nim. Wiedziałem, że jest lekko zakłopotana ale nie potrafiłem myśleć w tym momencie o niczym innym niż o palcu kojącym ból w klatce piersiowej. Chciałem ją pocałować ale się odsunęła. Zrozumiałem.
- Postaram się.
Byłem świadom, że taka odpowiedź jej nie zadowala ale lepsze to niż nic.
I teraz już mi nie odmówiła.
Ostatnimi czasy czułem, że jest nam dalej do siebie niż kiedyś. Liczyłem, że to się zmieni. Może po prostu za wiele od niej wymagałem, albo właśnie nastąpiła rutyna.

W nocy na moment się zbudziłem i spostrzegłem, że Leah nie ma obok. Znów siedziała w oknie spoglądając przed siebie. Blask latarni oświetlał jej twarz i mimo, że dopiero się zbudziłem, a mój wzrok jeszcze się nie przyzwyczaił to widziałem łzę spływającą po jej policzku. Zamknąłem oczy, musiałem się zastanowić co zrobić. W końcu zdecydowałem nie robić nic, jutro mi powie, albo sam do tego dojdę.   
- Okej, wstawaj kochanie. - Usłyszałem jeszcze we śnie. Samo "kochanie" wydało się na tyle dziwne, że od razu się ocknąłem. Leah siedziała obok z książką w ręku i słabym uśmiechem na twarzy. - Trzeba coś wyjaśnić.
I tak jak kiedyś łaknąłem odpowiedzi, tak teraz zachowałem się jak małe dziecko i schowałem głowę pod poduszką. Leah zaczęła mnie łaskotać, jednak gdy znów na nią spojrzałem nadal miała ten sam wyraz twarzy - wyraźnie wymuszony uśmiech.
Usiadłem, podpierając się o ścianę, przeczesując włosy. Leah lekko przytaknęła głową, jakby moja mina mówiła jej "Jestem gotowy"
W momencie gdy otworzyła książkę zrobiła się blada jak porcelana, przeraziłem się ale starałem się by nie było po mnie tego poznać. Zaznaczyła stronę i zaczęła czytać.
~~
Wczoraj dowiedziałem się rzeczy niesamowitej. Matka moja, opowiedziała historię, która była przekazywana pokoleniami, a ja postanowiłem ją spisać. 
Mój prapradziad George miał niegdyś brata bliźniaka Henryka. Oboje byli bardzo zżyci. Cokolwiek się nie działo, zawsze sobie towarzyszyli. 
Od młodzieńczych lat wiedzieli czym są, ja niestety dowiedziałem się niedawno, kiedy już osiągnąłem dojrzałość. Oboje mieli ogromne białe skrzydła i tak samo wielkie serca.
Bracia w wieku dwudziestu lat i dwudziestu dni wyruszyli na polowanie ze swoim ojcem. Nie wracali niebywale długo, dlatego matka ich martwiła się okropnie. 
Kiedy powrócili, okazało się, że jeden z nich - Henryk został postrzelony z broni brata. Ten jednak uważał to za wypadek i nie miał do brata o to pretensji. 
Od tego momentu bracia zaczęli się różnić. 
Henryk po tym, jak przeżył śmiertelny cios stał się pewniejszy siebie, odważniejszy i idący do celu po trupach, George natomiast stał wiecznie w cieniu brata dręczony poczuciem winy. 
Nie dalej niż rok potem ojciec ich - Klaus, zadecydował, że synowie muszą znaleźć sobie żony. Był on bardzo wysoko tytułowanym panem, a synowie jego przystojni tak, że długo nie trzeba było czekać, by ojcowie panien przychodzili do Klausa. 
George poznał Elizabeth, piękną blondynkę o niebieskich oczach, a cerze tak jasnej jak chińska porcelana. Od pierwszego momentu wiedział, że dopełniają się idealnie. Niedługo potem na świat przyszła Emma, podobna do matki, niemal jak dwie krople wody. 
Henryk przez swoje zachowanie zyskiwał kochanki, jednak szybko je tracił. Coraz bardziej zazdrościł bratu... 
George natomiast wydoroślał, miał już rodzinę i opiekował się nią jak najlepiej potrafił. Wyruszał często na polowania, by zapewnić rodzinie dobrobyt. Brat jego już nie zmieniał postaci w jego obecności. 
Jednego wieczoru George wracając do domu usłyszał swojego bliźniaka, który krzyczał do Elizabeth, że albo zdradzi swojego męża, albo on pozbawi ją życia. Usłyszał jej przeczącą odpowiedź, a zaraz potem dźwięk wyciąganej szabli. Zaczął biec w ich kierunku, a kiedy wbiegł do pomieszczenia żona jego była przeszyta szablą, a Henryk wylatywał przez okno pozostawiając na podłodze kruczoczarne pióra...
Pradziad mój był w rozpaczy, trzymał babkę w ramionach gdy mówiła, że dochowała wierności i że ma się opiekować Emmą. Próbował ja uratować, niestety szabla była nasmarowana trucizną. 
Od tego momentu żył tak, jak wcześniej, smutny i w poczuciu winy, że nie zdążył uratować ukochanej. Nienawidził brata, jednak to nie zmieniło koloru jego skrzydeł. A mała Emma z każdym rokiem coraz bardziej przypominała Georgowi jej matkę...
Z pamiętnika Josha Saylena.
20.X.1850r.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz