sobota, 17 stycznia 2015

43. ~ Leah.

Luke siedział obok mnie z zszokowaną miną.
- On jest twoim przodkiem? Dlaczego urodziłaś się tego samego dnia co on? To ma jakieś znaczenie?
- Tak, jest moim przodkiem. Odległym co prawda ale jednak. Nie wiem, nie rozumiem niektórych rzeczy, a nie są wyjaśnione. Chyba będę musiała skontaktować się z moją mamą, może wie coś więcej.
- A Henryk... To my jesteśmy krewnymi? Jesteś moją daleką rodziną?
- Tak jakby. Bo widzisz Henryk był pierwszym aniołem o hebanowych skrzydłach.Wiem, że nie znasz rodziców, więc zastanawiałam się czy da się do nich trafić, szukałam jakichkolwiek informacji, ale twój przodek nie stworzył prawdziwej rodziny. Wiesz, kochanki, gwałty...
Luke chwycił się za głowę i przeczesał włosy jakby zdenerwowany.
- Nie prosiłem Cię o to. - Syknął przez zaciśnięte zęby. - Nie chce tym być. Dlaczego jestem karany za czyny swojego prapra...kogoś.
- Przepraszam... Nie wiedziałam, że nie chcesz znać rodziców. Oni mogliby pomóc.
Spojrzał na mnie, a grzywka lekko zasłaniała mu oczy.
- Camille.
- Hm?
- Moja macocha. Może ona coś wie, cokolwiek. Pewnie za parę dni wróci tutaj, będę musiał z nią porozmawiać.
- To może lepiej jak wrócę do domu?
- Nie, naprawdę lepiej jest wtedy kiedy jesteś obok... - Chwycił mnie za rękę i lekko ścisnął. Uśmiechnął się, ale wiedziałam, że mu trudno.
- Och, no dobrze. Ale wiesz, że musimy wrócić do szkoły? Jesteś w ostatniej klasie, niedługo matura. Ja jestem nowa, a już mam zaległości. Napiszę albo zadzwonię do Sandy, bo kilka dni temu do mnie dzwoniła i pytała czemu mnie nie ma. Powiedziałam, że choruję, ale nie uwierzyła, bo ciebie również nie widuje w szkole. Trzeba się wziąć w garść. Uzupełnić zaległości, a potem pomogę tobie. - Pogłaskałam go dłonią po twarzy mając nadzieję, że ten grymas zniknie. - Mamy dużo czasu. Dowiemy się wszystkiego, obiecuję. 
- Damy radę. - Powiedział już nieco bardziej przekonany.
- No pewnie, że damy! - Roześmiałam się i przytuliłam go. - Chodź...
Usiadłam na środku dywanu, a on naprzeciw mnie. Zrobił zrezygnowaną minę, kiedy chwyciłam swój naszyjnik, a zaraz potem zdjęłam przez głowę. Wtedy spojrzał wpierw na lewe, a potem na prawe skrzydło tak, jakby widział coś najpiękniejszego na świecie. Zaraz potem spostrzegł się, że na niego patrzę więc znów zrobił poważną minę. Trochę mnie to smuciło.
- Nie rób tego...
- Czego?
- Ukrywasz się przede mną, nie mówisz wszystkiego co chcesz. - Czułam, że historia się powtarza, kiedyś już mówiłam mu to samo. Spojrzał na mnie jak wtedy, lekko speszony, jednak już nie zszokowany.
- Masz piękne skrzydła, cała jesteś piękna - Spojrzał na mnie z uśmiechem. Widziałam, że przygląda się moich oczom, zaraz potem jednak wrócił do tematu. - ale ja się boję... Leah boję się tego, to boli...
- Ale teraz już bolało mniej niż za pierwszym razem, prawda?
- Tak, zdecydowanie. Wtedy od razu zemdlałem, potem nie mogłem się nawet ruszyć. Myślisz, że z każdym razem będzie boleć coraz mniej? - Przytaknęłam. - A Ciebie boli?
- Nie, już od lat nie czuję bólu. Proszę, spróbuj teraz. Będziemy próbować codziennie po parę minut, zaczniemy wydłużać czas, aż w końcu ból ustanie, dobrze?
- Nie chcę być TYM, więc po co mam się przemieniać? - Zapytał i czułam jak się zaczyna denerwować.
- Może po to, by choćby nie dzwonić po drugiej w nocy, z klubu, że potrzebujesz mojej pomocy! Do cholery Luke, zaakceptuj to, a będzie o wiele łatwiej.
Szybko zdjął bransoletkę i rzucił w moją stronę. Zgiął się w pół, przypominając po prostu duży kamień. Usłyszałam jęk, a zaraz potem skrzydła wyrosły z jego pleców. Kolejny jęk. Chłopak podniósł się i spojrzał mi w oczy :
- I co, jesteś zadowolona? - Warknął.Wkurzył mnie tym nie na żarty. Nie chciałam tak myśleć, ale to jednak on jest źródłem problemów. Od jego skrzydeł się zaczęło, a ja próbując mu pomóc jeszcze dostawałam w plecy. Przemilczałam to i patrzyłam jak znów się zgina, ponownie prostuje i tak parę razy. Spojrzał na mnie i już nie był zły, tylko smutny. Wzięłam jego nadgarstek, złapałam bransoletkę i założyłam ją. Podparł się na ramionach, które zaczęły drżeć. Kiedy skrzydła wrosły się z powrotem w barki opadł na podłogę, kładąc głowę na moich udach. Widziałam kropelki na jego plecach, a on sam oddychał tak szybko i mocno że cały się trząsł. Przeczesałam jego włosy, a kiedy okręcił się i leżąc na plecach, a głową nadal na moich nogach zauważyłam, że się uśmiecha.
- Dałem radę. - Wyszczerzył się ukazując perłowe zęby. - Boże. Czuję się jak po ostrym treningu.
Roześmiałam się, pocałowałam go i odpowiedziałam:
- Jestem dumna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz