piątek, 23 stycznia 2015

45. ~ Leah

Kiedy tylko Camille weszła do domu, Luke wydał się bardzo spięty. Mimo wszystko powitała mnie miło, zaczynałam dziwić się, czemu chłopak ma o niej tak złe zdanie. Zaraz jednak ukazała się jej prawdziwa twarz, na wieść, że po prostu z nimi mieszkam.
Wyszedł z nią na moment, a zaraz potem macocha zachowywała się jak na samym początku. Nie wiedziałam co jej powiedział, ale podobało mi się to. Zaprosiła mnie do salonu, choć potem zaczęła przepraszać, bo nie było konieczne to zaproszenie. Wypytywała mnie o typowe rzeczy, o które pytają normalni rodzice. Starałam się mówić zgodnie z prawdą, by nie było nieporozumień. Jednak za moment, Camille poczuła się pewniej i zaczęła pytać o bardziej prywatne rzeczy, co Luke skomentował paroma kaszlnięciami.
- Więc o co się tak pokłóciłaś z rodzicami? - Zapytała w końcu. Widziałam, że tylko do tego dążyła, a inne pytania nie miały najmniejszego sensu. Zżerała ją ciekawość, ale nie bardzo chciałam mówić, że to trochę wina Luka. Spojrzałam na niego, a on zrobił głupią minę i powiedział, że nieważne, że idziemy do miasta. Właściwie był to dobry pomysł, bo długo się izolował. Zresztą - każdy powód był dobry by zwiać przed - teraz - wkurzoną macochą chłopaka.
- Przepraszam za nią. - Powiedział, gdy tylko zamknął za sobą drzwi od domu. Chciałam od razu zapytać o to co mnie nurtuje, ale jak się okazało kobieta stała w kuchni przy oknie i obserwowała nas zza szyby. Spojrzałam tam i lekko się uśmiechnęłam, Luke się odwrócił w jej stronę, tylko przewrócił oczyma i poszedł przodem.
- Co jej powiedziałeś na osobności? - Zapytałam, kiedy już byliśmy w połowie drogi do Centrum. Jechaliśmy jego samochodem, co mnie bardzo zaskoczyło. Nie wiedziałam, że ma prawo jazdy, a co dopiero taki piękny sportowy wóz. Czarny lakier błyszczał w słońcu, siedzenia były pokryte skórą, a szyby przyciemniane. Cud. Jednak gdy zapytałam, o to, odparł, że dużo rzeczy jeszcze o nim nie wiem i uśmiechnął sie cwaniacko.
- No więc, ech... Powiedziałem, że bardzo poważnie pokłóciłaś się  z rodzicami i jak na razie wszyscy są na siebie źli, dlatego mieszkasz u mnie.
- A ona na to?
- Cóż... - Podrapał się po karku, jakby lekko speszony. Spojrzał na mnie na chwilę, w czasie jazdy by sprawdzić jaką mam minę. - "Ale to nie znaczy chyba, że z nią sypiasz, co? No młody panie, chyba lekko przesadziłeś!"
Zaśmiałam się, gdy usłyszałam Luka udającego swoją macochę, co nawet nieźle mu wychodziło.
- "Hańba! Ja w twoim wieku..." - Chłopak nie wytrzymał i też się zaśmiał. Było mi nieco lżej. Oparłam głowę o szybę i słuchałam cichego silnika, było to nawet uspokajające. Na tyle, że w pewnym momencie urwał mi się film.
- Lee, wstawaj... - Chłopak szturchnął mnie lekko, mówiąc że już jesteśmy. Rozejrzałam się po okolicy i wyszłam z auta. Wziął mnie pod rękę i weszliśmy do galerii. Sam decydował gdzie idziemy i o dziwo były to sklepy z ciuchami. Sam mi doradzał, nieźle się przy tym uśmiałam. Z początku upierałam się, że zapłacę swoimi pieniędzmi, ale powiedział, że nie ma mowy i o tym dlaczego, dowiem się kiedyś. Kupił mi cudowny sweter który idealnie pasował do pogody panującej za oknem.
Weszliśmy do kolejnego sklepu, stałam przy paru wieszakach gdy usłyszałam rozmowę:
- Ładne? Powiedz, że ładne..
- Ależ  Margaret, to jest okropne. Może lepiej to?
- Oszalałeś! Kijem bym tego cekinowego szajsu nie tknęła.
Rodzice. Wiedziałam, że stoją niedaleko, że to kwestia czasu, gdy mnie zauważą. Spojrzałam zdenerwowana na Luka, ruszając ustami, nie wydając dzwieku. - Mama i tata. Chłopak spojrzał ponad moją głową i uśmiech zniknął z jego twarzy.
No to pozamiatane, również się odwróciłam.
I spojrzałam na ojca. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz