Nie zastanawiałem się długo nad odpowiedzią. Złapałem znów telefon do ręki, pisząc sms'a.
,, Będę koło dziewiętnastej. "
Wszedłem do łazienki, spoglądając w lustro. Nie podobało mi się to, co zobaczyłem. Po prawej stronie szczęki jawił się nieco fioletowy siniak, którego na pewno Leah zauważy. W pewnej chwili chciałem go jakoś zakryć pudrem macochy, jednak postanowiłem, że nie będę bawić się w malowanki. Roztrzepałem ręką włosy, znów wstrzymałem oddech. Wzdłuż dłoni przebiegała widoczna rana, od przecięcia. Była dość duża, co znów mnie zmartwiło. Założyłem trampki i wyszedłem z domu. Z kapturem na głowie, słuchawkami w uszach i grzywką przysłaniającą oczy, nie wyglądałem na przyjaźnie nastawionego człowieka. Nie miałem tego dnia humoru, szczególnie przez wcześniejsze zajścia w szkole. Pod domem Leah zastanawiałem się, jak spokojnie jej wytłumaczyć swój wygląd, którego jej piękne oczy nie przegapią. ,, Yaro zrobił swoje. Chyba mu ulżyło. " Nie, nie brzmiało to wystarczająco dobrze. Nie miałem ochoty stać teraz pod jej domem w zamyśleniu, zadzwoniłem do drzwi, ściągając kaptur. Otworzyła we własnej osobie Leah. Uśmiechnęła się szeroko, po chwili się we mnie wtulając. Czując jej bliskość znów poczułem się spokojnie.
- Dobrze, że jesteś. - Szepnęła, odrywając się ode mnie. Złapała mnie za rękę, i pociągnęła wgłąb jej domu. Był piękny, zadbany, schludny. I duży. Gdyby nie to, że ciągle się w nią wgapiałem, pewnie podziwiałbym go o wiele dłużej. Zaprowadziła mnie do swojego pokoju, który też był czysty i zadbany. Ciepłe kolory, szczerze mówiąc - przytulny. Pierwszą rzeczą jaką zauważyłem, był leżący na ziemi obraz. Chyba spadł ze ściany, bo został na niej tylko samotny gwóźdź. Usiedliśmy na jej łóżku bez słowa, wpatrując się w siebie wzajemnie.
- Piękne mieszkanie. - W końcu się odezwałem, a ona uśmiechnęła się delikatnie. - I pokój.
- Skoro tak mówisz... - Westchnęła, zbliżając swoją twarz do mojej. Pocałowała mnie delikatnie, po chwili otwierając oczy. Odsunęła się powoli, a jej oczy stały się większe niż zwykle.
- Co jest... - Szepnęła, dotykając sińca na mojej twarzy. - Co Ci się stało? - Dodała zaniepokojona.
- Nic. - Mruknąłem. - Nic, czym powinnaś się teraz przejmować. - Znów ją pocałowałem, jednak ta szybko się odsunęła. Już wiedziałem, że zaraz nastąpi fala pytań, więc westchnąłem głośno, podnosząc się z łóżka. Podszedłem do okna, oglądając przechodzących ludzi.
- Luke, co jest? - Zbliżyła się do mnie, łapiąc za ręce. - Odpowiedz. - Domagała się. Odwróciłem się do niej przodem, zacząłem przeczesywać jej włosy ręką.
- Trochę się posprzeczałem z Yaro, nie przejmuj się. - Wymusiłem uśmiech, a ona przystawiła moją rękę do swojej twarzy, jakby się w nią wtulała.
- To moja wina, prawda? - Jęknęła, kierując wzrok w okno.
- Nie, daj spokój. To wina Davida i jego chorej głowy. - Pogładziłem jej policzek ręką, chyba ją uspokajając. Po chwili znów cicho jęknęła.
- I to też?! - Podniosła głos, spoglądając na moją dłoń. Zapomniałem o ranie, jednak nie widziałem powodu by ukrywać to przed nią.
- Daj już spokój. - Podszedłem znów do łóżka, niedbale się na nim wyciągając. - To nic. Leah położyła się obok mnie nieco podirytowana, leżeliśmy tak w milczeniu koło dwudziestu minut. Po tym czasie, podniosłem się w pozycję siedzącą.
- Chciałaś wiedzieć co się stało z moją poprzednią dziewczyną. - Powiedziałem jednym tchem, serce zawaliło mi mocniej. Leah podniosła się, patrząc na mnie z ciekawością.
- Chodziłem kiedyś z laską, która nieco świrowała... - Zacząłem, przerywając nagle. Szukałem odpowiedniego zwrotu. - Gdy zdecydowałem by z nią zerwać, zwariowała. Zerwałem z nią kontakt, a ona poinformowała mnie pewnego razu, że... - Przejechałem ręką po swoich włosach, nieco się stresując. - Że jest w ciąży.
Leah delikatnie otworzyła usta, chyba z zaskoczenia. Widziałem, że jej oddech przyspieszył, przełknęła ślinę. Jej spojrzenie wylądowało na podłodze, była jeszcze bardziej zestresowana niż ja.
- Później podobno usunęła płód, ale nie wierzę w to. To znaczy... Nie byłem ojcem dziecka. Prawdopodobnie kłamała, żeby mnie przy sobie przytrzymać. - Leah wstała, podchodząc do lustra na ścianie.
- Prawdopodobnie? - Zapytała cicho, ledwie słyszalnym głosem. - Czyli nie jesteś pewien...
Podniosłem się szybko, podchodząc szybkim krokiem do Leah. Stałem za jej plecami, a w lustrze zauważyłem, że naprawdę do siebie pasujemy.
- Jestem pewien. - Powiedziałem pewny siebie, całując ją po szyi. - Chcę tylko, abyś mi uwierzyła. - Leah trzymała w dłoni swój kamyk na rzemyku, ruszając nim palcami. - I czuła się przy mnie bezpieczna.
Przytuliłem ją do siebie, a ona zamknęła oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz