środa, 24 kwietnia 2013

5 ~ Luke.

Wraz z Yar'em przyszliśmy do mojego domu, który na całe szczęście był pusty. Macocha była jeszcze w pracy, a jej mąż wyjechał tydzień temu w delegację. Poszliśmy do mojego pokoju, włączyliśmy muzykę i gadaliśmy o pierdołach, paląc papierosy.
- Dawaj, lecimy na miasto. - Zaproponował nagle David, sięgając po swoją bluzę. Schował do niej zapalniczkę i zniknął za drzwiami pokoju.
- A musimy właśnie dziś? - Krzyknąłem zmęczony, podnosząc się z krzesła. Ruszyłem w stronę wyjścia. Yaro nie odpowiedział na moje pytanie, tylko wystrzelił z domu przyklejając do ucha telefon. Rozmawiał z kimś, jednak więcej się śmiał niż mówił. Albo podrywał jakąś laskę, albo gadał z którymś z naszych kumpli.
Udaliśmy się do parku, gdzie czekać na nas miał Jeremy. Usiadłem na ławce, a Yaro jak zwykle musiał zachować się nienormalnie, i poszedł się wysikać za drzewo. Siedziałem niewzruszony, starając się nie śmiać z załatwiającego się obok kolegi. Zrobiło mi się trochę za niego wstyd, gdyż właśnie robił to w centrum miasta. Jakby tego było mało, zaczął śpiewać pod nosem nasz ulubiony kawałek. Powstrzymując śmiech sprawiłem, że oglądali się za mną ludzie przechodzący obok. Po chwili podniosłem się z ławki, czekając na Davida, Jaremy nadal się nie zjawiał. Po chwili Yaro wyszedł już zza drzewa, zadowolony i uśmiechnięty.
- Dobrze się tam bawiłeś? - Prychnąłem, kierując szczery uśmiech do kumpla. Yaro się zaśmiał, i stwierdził, że możemy iść w kierunku Jerem'iego. Spotkaliśmy go na drugim końcu parku, przyszedł ze swoją nową dziewczyną. Ładna blondynka, czekoladowe oczy i świetna figura - Jeremy miał oko do takich dziewczyn. Pochodziliśmy godzinę po mieście, a później wróciłem do domu.
Następnego dnia wstałem o wiele później niż poprzedniego ranka, jednak czułem się na siłach. Wyleciałem do szkoły później niż zawsze, Yaro oczywiście zadzwonił zaraz po moim wyjściu z domu.
- Żyjesz? - Zapytał, że zabrzmiało to prawie troskliwie.
- Ta, jeszcze żyję. - Nie wspominałem już o awanturze z macochą sprzed 10 minut, nie było warto. Szybkim krokiem dotarłem do bramy, gdzie stał Yaro, Jeremy, Jack, Tony i Mike. Wszyscy zauważyli mnie zanim jeszcze się zbliżyłem, a Yaro od razu się uśmiechnął na mój widok.
- Dawaj, dawaj! Moja laska właśnie weszła na podwórko szkolne. - Zaśmiał się, ruszając w kierunku budynku szkoły.
- Ta nowa? - Zapytałem nieco zaskoczony, idąc za kumplem. Rzadko kiedy jakaś dziewczyna podobała mu się dłużej, niż jeden dzień. - Pogięło Cię? - Zabrzmiało gorzej, niż miało zabrzmieć.
- Zazdrościsz, debilu. - Powiedział nadal zadowolony. Spostrzegłem przed nami dziewczynę w długim, blond kucyku, beżowej koszulce i ciemnych spodniach. Szła powoli w stronę szkoły, słuchając muzyki w słuchawkach.
- Co ona Ci zrobiła, że ją tak nękasz? - Zapytałem, z uśmiechem na twarzy. Yaro nie skomentował mojego pytania, tylko podbiegł szybciej do blondynki. Również przyspieszyłem, zbliżając się do kumpla.
- No siemano, młoda. - Rzucił pewny siebie, dziewczyna odwróciła głowę w naszą stronę. Przystanęła, a ja w końcu ich dogoniłem. Na początku rozglądnąłem się za Jessic'ą, jednak po chwili zauważyłem, że niebieskooka wpatruje się we mnie, co przyciągnęło moją uwagę. Yaro coś do niej mówił, jednak przestałem go słuchać, uważnie przyglądając się tej skromnej dziewczynie. Patrzyła w oczy Davidowi, co chwile zerkając to na mnie, to znów na niego. Uśmiechnęła się delikatnie, a jej policzki się trochę zaróżowiły.
- No a więc, jestem Yaro. - Zaśmiał się. - Nie pytaj, skąd ta ksywa. Po prostu Yaro. - Nie widziałem go tak uradowanego już od dawna. Widać było, że ta nowa na prawdę wpadła mu w oko. Musiała być z drugiej klasy, bo miała w ręce podręcznik od języka angielskiego "2", część rozszerzoną. - A ten tutaj, to mój kumpel, Luke. On jest mało oryginalny i nie ma ksywki.
Słysząc to zaśmiałem się pod nosem, a dziewczyna uśmiechnęła się trochę szerzej.
- Leah. - Niemalże wyszepnęła dziewczyna, spoglądając na mnie. - Miło poznać.
- Masz może jakieś plany na dzisiaj? - Yaro zaskoczył tak samo Leah, jak i mnie, zadając to pytanie. Zobaczyłem, że dziewczyna widocznie poczuła zakłopotanie, więc złapałem Davida za ramię.
- Nie kompromituj się już, pacanie. - Powiedziałem, lekko go ciągnąc do tyłu. - Daj jej spokój, bo niebawem będzie bała się wyjść z własnego domu.
Yaro poszedł za mną, przez chwilę spoglądając wrogim spojrzeniem.
- No co? - Zaśmiałem się, a Yaro szturchnął mnie w ramię.
- Odwal się, debilu. - Rzucił, po czym prychnął śmiechem. Ruszyliśmy z powrotem w stronę kumpli, a po chwili wszyscy razem ruszyliśmy na zajęcia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz