Pierwszego dnia obudziłam się niebywale szybko. Towarzyszyła mi trema i strach. Już poprzedniego dnia miałam spakowaną torbę, by rano nie wyjść na ostatnią chwilę. Wykąpałam się, założyłam miętową koszulę i czarne rurki, by wyglądać nieco odświętniej niż zazwyczaj. Włosy spięłam w nienaganny kucyk i wyszłam z domu. Nie zjadłam śniadania, po prostu nie dałabym rady przełknąć choćby jednego kęsa. Nie spieszyło mi się zbytnio, nie chciałam czekać sama jak palec pod salą. Mijałam domki jednorodzinne, które ozdabiały krajobraz swymi barwami. Sprawdziłam godzinę na zegarku i stwierdziłam, że mogłabym przyspieszyć. Przeszłam przez przejście dla pieszych. Tuż za zakrętem ujrzałam budynek szkoły. Farba schodziła ze ścian, ale budynek nie wyglądał na stary. Przy furtce zauważyłam wysokiego chłopaka, palącego papierosa. Otworzyłam bramę i weszłam na teren swojej nowej szkoły. Chłopak spojrzał na mnie z góry, po czym łobuzersko się uśmiechnął. Nie zamierzałam zwracać na niego uwagi, jednak krępowało mnie w jaki się na mnie patrzy. Gwizdnął i krzyknął coś do mnie, jednak nie słyszałam go ponieważ miałam słuchawki na uszach. Otworzyłam drzwi i wkroczyłam do szkoły. W środku było o wiele ładniej niż na zewnątrz. Ściany w przeciwieństwie do zewnętrznej strony, były jasne i ciepłe. Po obu stronach korytarza mieściły się klasy, a w przerwach między drzwiami były umieszczone szafki uczniowskie. Przez moment szukałam swojej ale doszłam do wniosku, że numer 303, musi być na końcu korytarza. Szłam z lekko zawieszoną głową, by nie patrzeć innym w oczy. Przez materiał koszuli chwyciłam talizman, który wisiał na mojej szyi, na rzemyku. Kamień lekko zabłysnął, swym fioletowym promieniem i nawet przez chwilę był ciepły. Na szczęście nikt nie ujrzał migoczącego cienia. Dotykając wisiorka zawsze czułam się jakoś pewniej i może nawet bezpieczniej. To nie była tylko jakaś ozdoba. To moje życie. Bez niego nie dość, że czułam się naga, to jeszcze... Chronił sekret mojego rodu. W każdej chwili mego życia przypominał mi kim tak naprawdę jestem. Dotarłam to końca korytarza i odszukałam swą szafkę. Włożyłam do niej książki, które były mi potrzebne na późniejsze lekcje. Na drzwi szafeczki przykleiłam plan lekcji, by łatwiej było mi sprawdzić jaką lekcję mam po przerwie. Wyjęłam również małą kosmetyczkę, która była mi zbędna na lekcjach. Błyszczykiem lekko przejechałam po i tak różowych ustach, a jego nadmiar starłam chusteczką higieniczną. Nałożyłam troszkę tuszu na rzęsy, choć wcale nie było to potrzebne. Miałam blond włosy, sięgające mniej więcej do bioder, jasną cerę, która po wakacjach lekko się zbrązowiała i jasno niebieskie oczy, które zdaniem mojej przyjaciółki - z rodzinnego miasta - zaglądały w głąb duszy. Ja tak nie sądziłam, bo byłam pogodną osobą, choć... Podobno mój ród słynie właśnie z takiego koloru oczu... Byłam szczupłą i średniego wzrostu dziewczyną. I z pewnością miałabym duże powodzenie, gdyby nie fakt, że byłam nieśmiała. I płochliwa. Skromna. I cicha... Zamknęłam szafkę, a klucz wrzuciłam do torby. Wiedziałam, że zaczynam matematyką, że niepotrzebnie wzięłam książki, bo przecież pierwszego dnia nie będziemy się uczyć... Rozejrzałam się dookoła, sprawdzając gdzie jest sala, do której muszę iść.
Znowu spuściłam głowę zmierzając z powrotem na początek korytarza. Nagle ktoś uderzył ramieniem o moje ramię. Odruchowo się odsunęłam, na szczęście nie lądując na ziemi. Spojrzałam za siebie i ujrzałam chłopaka który 'przywitał' mnie przy furtce, jakąś dziewczynę i... Chłopaka, który mnie popchnął.
- Patrz, to o niej ci mówiłem, Luke. - Szepnął ten co parę minut wcześniej palił. Chłopak, który się otarł o mnie ramieniem przyjrzał mi się dokładniej. - I co? Niezła dupa, nie? - Dopytywał ten drugi. Spojrzałam na niego z pogardą, gdy brązowooki w końcu się odezwał.
- Yaro, cicho już bądź.. - Warknął na kolegę. - Nowa jest.. - Dodał łagodniej i spojrzał na mnie po raz kolejny.
Tak właśnie wszystko się zaczęło...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz